Co ciekawe zawody mogły jednak w ogóle nie dojść do skutku. Wszystko za sprawą silnego wiatru, przez który organizatorzy opóźnili rozpoczęcie pierwszej serii o ponad godzinę. Ci kibice, którym zabrakło cierpliwość i wyłączyli relację telewizyjną, zakładając że konkursu nie będzie, mieli czego żałować. Nie obejrzeli jednego z najlepszych konkursów w historii skoków narciarskich.
Gdy rozpoczęły się zawody, wiatr pod narty osłabł, ale nadal pojawiały się mocniejsze podmuchy. Skoczkowie, którzy trafili na silniejszy korzystny wiatr, znakomicie to wykorzystali. W tym gronie był między innymi Piotr Żyła. Już w serii próbnej wiślanin spisał się fenomenalnie, uzyskując 243 metry i poprawił własny rekord Polski. W premierowej kolejce podopieczny Stefana Horngachera poleciał jeszcze dalej! Żyle zmierzono 245,5 metra, co oznaczało kolejny rekord kraju.
Czytaj także: w Vikersund kolejna próba powrotu Polaków na podium
Paradoksem w całej sytuacji jest fakt, że przed drużynówką kibice drżeli o formę wiślanina. To dlatego, że w piątkowych kwalifikacjach na Vikersundbakken Polak spadł na bulę. Nie doleciał nawet do 150. metra i można było mieć spore wątpliwości, co do dyspozycji naszego reprezentanta na tym obiekcie. Dzień później Żyła latał już jednak niesamowicie.
ZOBACZ WIDEO Kubacki o przepowiedni Żyły: Cały czas mi mówił, że zdobędę złoto, ale mu nie wierzyłem
Zresztą nie tylko wiślanin wypadł rewelacyjnie w tych zawodach z Biało-Czerwonych. Kapitalnie skakali także Maciej Kot i Kamil Stoch. Pierwszy z wymienionych w premierowej kolejce uzyskał aż 244,5 metra i ustanowił swój nowy rekord życiowy. Niewiele krócej Kot poleciał w finale (238,5 metra). Z kolei Stoch w pierwszej serii zakończył swój lot na 230. metrze, a w drugiej uzyskał aż 243 metry. Tym samym w jednym konkursie Polacy aż trzy razy przekroczyli 240. metr. To wielkie osiągniecie.
Mimo tak wspaniałych lotów podopieczni Stefana Horngachera nie wygrali tego konkursu. Zajęli 2. miejsce, a lepsi o 34 punkty okazali się Norwegowie. W polskim zespole zabrakło nieco dłuższych skoków Dawida Kubackiego. Co prawda nowotarżanin nie skakał źle, ale 210 oraz 194,5 metra to było nieco za mało, by Biało-Czerwoni mogli włączyć się do walki o triumf z gospodarzami konkursu.
Mimo zwycięstwa Norwegowie nie do końca byli usatysfakcjonowani zawodami. Co prawda oddali aż 7 skoków powyżej 220. metra, jednak całe show skradł im Stefan Kraft. Przed konkursem rekordzistą świata był Anders Fannemel. Norweg kilka lat wcześniej w Vikersund uzyskał 251,5 metra. W pierwszej serii wynik rodaka poprawił jednak Robert Johansson, lądując na 252. metrze.
Popularny wąsacz nie nacieszył się jednak zbyt długo z rekordu świata. Kilkanaście minut później Stefan Kraft uzyskał aż 253,5 metra i o 1,5 metra poprawił rekordowe osiągniecie Johanssona. Po skoku Austriaka pojawiły się jednak kontrowersje, że dwukrotny mistrz świata z Lahti lekko pośladkiem podparł swój skok. Powtórki telewizyjne nie do końca to wyjaśniały.
Czytaj także: problem Jakuba Wolnego w Vikersund. Pomógł przedskoczek
Jednakże z sędziów tylko... Norweg uznał lądowanie Krafta za podpórkę i przyznał mu 12 punktów. Pozostali arbitrzy ocenili ten skok znacznie wyżej. Tym samym oficjalnie podpórki nie było i to właśnie Kraft, na norweskiej skoczni, ustanowił nowy rekord świata. Na pewno Norwegom nie było łatwo się z tym pogodzić.
Łącznie w całym konkursie drużynowym w Vikersund w 2017 roku było aż 25 skoków powyżej 220. metra. To wynik niesamowity. Kibicom pozostaje mieć nadzieję, że takie zmagania zespołowe po dwóch latach powtórzą się, i że w sobotę skoczkowie znów stworzą niesamowity spektakl z Polakami w roli głównej. Początek drużynówki w Vikersund o 17:00. Relacja na żywo oraz podsumowanie zmagań na WP SportoweFakty.
tysięcy par butó Czytaj całość