W kwalifikacjach do konkursu indywidualnego w Wiśle wystartowało dwunastu Polaków. Awans wywalczyli Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Jakub Wolny, Stefan Hula, Maciej Kot i Kamil Stoch, który zajął jednak dopiero 48. miejsce. Za burtą znaleźli się za to Aleksander Zniszczoł, Tomasz Pilch, Andrzej Stękała, Klemens Murańka, Przemysław Kantyka i Paweł Wąsek.
Te wyniki nie są powodem do optymizmu dla trenerów skoków narciarskich w Polsce. Z roku na rok ubywa zawodników, a w ostatnich mistrzostwach Polski wystartowało zaledwie 31 zawodników. - Martwi mnie, że Polaków jest dobra szóstka, a potem... pustka - powiedział w rozmowie z TVP Sport Kazimierz Długopolski, pierwszy trener Macieja Kota.
- Pozbyliśmy się zdolnych skoczków, między innymi Grzegorza Miętusa czy Jakuba Kota. Polski Związek Narciarski im podziękował. Stwierdzono, że nie mają szans. Dziwne, bo to byli młodzi chłopcy. PZN nie stworzył odpowiednich warunków, a klubów nie stać, by utrzymywać seniorów - dodał Długopolski.
Największym problemem polskich skoków narciarskich jest brak chętnych młodych zawodników do uprawiania tego sportu. Za czasów pierwszych sukcesów Adama Małysza skoczków było tak wielu, że w klubach brakowało sprzętu. Teraz kluby mają wszystko, ale nie ma zawodników.
- Mieliśmy potencjał od wielu lat. Zachłysnęliśmy się tym, że zawsze tak będzie. Niestety, to nieprawda. Kibice tego nie zauważają, ale trenerzy mają powód do zmartwień. Kiedyś była "Małyszomania". Mieliśmy problem ze sprzętem, brakowało nart, itp. Zainteresowanie było ogromne. Na tę chwilę nie brakuje niczego, sponsorzy o nas dbają, ale nie ma... "Stochomanii". Choć są wyniki, a dyscyplina jest bardzo medialna, to nie przekłada się to na zainteresowanie młodzieży - powiedział Długopolski.
ZOBACZ WIDEO Problemy Macieja Kota z nowym sprzętem. "Nie mieliśmy kiedy przetestować go na śniegu"