- To jeden z najczarniejszych dni dla skoków - powiedział na antenie Eurosportu Sandro Pertile tuż po tym jak zdyskwalifikowano całą reprezentację Norwegii, w tym srebrnego medalistę Mariusa Lindvika, za manipulacje przy kombinezonach (więcej TUTAJ).
Poszedłbym o krok dalej, to nie jeden z, ale najczarniejszy dzień w historii skoków narciarskich, po którym nic w tej dyscyplinie nie będzie już takie, jak dotychczas. To, co zrobili Norwegowie, nie mieści się w głowie. To całkowite zakpienie z rywali i idei sportu.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
Ciężko mi sobie wyobrazić, jak teraz Norwegowie będą funkcjonowali w środowisku skoczków, które od lat jest dość zżyte ze sobą. Jak Lindvik, niedoszły srebrny medalista, uściśnie dłoń Austriakom, Niemcom czy Polakom? Jak będzie mógł spojrzeć im w oczy, skoro w sobotę - podobnie jak jego koledzy z kadry - skakał w zmanipulowanym kombinezonie. Skandal to mało powiedziane.
Tak naprawdę bomba, która w sobotę wybuchła, była ładunkiem z opóźnionym zapłonem. W skokach od lat FIS pozwalał sztabom na zbyt dużo. Szambo musiało w końcu wybić i tylko szkoda, że stało się to na tak ważnych zawodach. Skoki z roku na rok tracą na atrakcyjności, a po takim zachowaniu jednej z potęg z pewnością kolejni fani dadzą sobie spokój ze śledzeniem tej dyscypliny.
Światowa Federacja sama jest jednak sobie winna. Od lat nie potrafi wprowadzić przepisów, które jednoznacznie wyeliminowałyby manipulacje przy kombinezonie. Co roku hucznie zapowiadane są zmiany, które mają wyeliminować kombinezony, które wyglądają na skoczkach jak worek ziemniaków, a potem i tak internauci prześcigają się w kolejnych zdjęciach, które już z daleka wyglądają na zakpienie z dyscypliny. Kombinezon skoczka ma przylegać do ciała, a niektóre wyglądały tak, jakby miało się w nich zmieścić dwóch zawodników.
Co jednak robił z tym FIS? Przez dłuższy czas niewiele. Dyskwalifikowano z reguły słabych skoczków, a najlepszych tylko wtedy, jeśli zajmowali odległe miejsca. Austriacy, Niemcy, Słoweńcy czy Norwegowie, gdy byli w ścisłej czołówce, byli nie do ruszenia. Obawiałem się, że w sobotę sytuacja też może się powtórzyć i Christian Kathol - główny kontroler sprzętu skoczków - nie odważy się podjąć decyzji o dyskwalifikacji gospodarzy MŚ.
Zaskoczył mnie, ale tak naprawdę Austriak nie miał innego wyjścia. Presja ze strony Niemców - na czele z Horngacherem - Austriaków, Słoweńców i Polaków - z Adamem Małyszem - była już na tyle duża, że brak reakcji jeszcze bardziej skompromitowałby FIS niż sam fakt, że do manipulacji kombinezonów w ogóle doszło na tak ważnych zawodach.
Kibice mają jednak prawo oczekiwać, że sobotnia decyzja o anulowaniu wyników Norwegów nie kończy sprawy. Jak możemy teraz ufać, że Lindvik uczciwie wywalczył złoto na skoczni normalnej, a Norwegowie w poszanowaniu zasad fair play zdobyli brąz w konkursie drużynowym?
Zdaje sobie sprawę, że ciężko będzie teraz sprawdzić kombinezony, w których Norwegowie skakali wcześniej, dlatego oczekuję, że ewentualne kolejne decyzje ws. skoczków z tego kraju będą związane z następnym konkursami Pucharu Świata. Kara powinna być dotkliwa, by zawodnicy i sztaby wszystkich drużyn raz na zawsze zrozumieli, że kombinowanie przy sprzęcie nie popłaca.
Na samym nagraniu, opublikowanym przez sport.pl (zobaczysz je TUTAJ), został jednak ośmieszony po raz kolejny pomysł FIS-u. Okazało się, że oczipowanie sprzętu na początku sezonu i przed MŚ niewiele dało. Ekipy jak kombinowały, tak dalej kombinują. FIS brakiem dyskwalifikacji wśród najlepszych przez większą część sezonu sam podpisał jednak na siebie wyrok. Dzisiaj zbiera tego "owoce".
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Skoki narciarskie w Trondheim - oglądaj na żywo w TVN w Pilocie WP (link sponsorowany)