Jury przesadziło? "Wszystko ma dwie strony medalu"

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Robert Johansson
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Robert Johansson

Można rzec, że sędziowie na skoczni w Kulm byli niezdecydowani. Świetnie zobrazował to sobotni konkurs, gdy skoczkowie z uznanymi nazwiskami lądowali na buli. Czy jury w Bad Mitterndorf przesadzało? O to zapytaliśmy Rafała Kota.

W sobotnim konkursie PŚ w lotach wielu znakomitych skoczków przepadło i bezradnie rozkładało ręce po lądowaniu przed 150. metrem. Między innymi Robert Johansson, Stephan Leyhe, czy Peter Prevc. Rafał Kot zauważył, że ogromny wpływ miały na to warunki atmosferyczne, bo obiekt w Bad Mitterndorf jest specyficzny.

Gdyby się coś stało, to byłaby ich wina

Można się zastanowić nad tym, czy niektórzy zawodnicy przypadkiem nie padli ofiarą źle ustawionej belki. Sędziowie byli skrupulatni do bólu przy obniżaniu rozbiegu. Jeden daleki skok i od razu belka w dół. Rafał Kot przyznał, że z jednej strony takie postępowanie go nie dziwi, ale z drugiej już tak.

- Kulm to specyficzna skocznia. Sędziowie podejmują decyzje przede wszystkim w oparciu o dobro zawodników. Dobrze wiemy, do jakich tragicznych zdarzeń dochodziło w Bad Mitterndorf. Boczne podmuchy potrafią zupełnie wybić z rytmu zawodników i doprowadzić do ich upadku. W tragiczny sposób na własnej skórze przekonał się o tym między innymi Thomas Morgernstern - mówił Rafał Kot w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Mróz, wichura, a on wspinał się w takim stroju. Hit sieci!

- W trakcie konkursu trzeba działać na bieżąco. Po jego zakończeniu możemy mówić, że wyszło niesprawiedliwie, ale gdyby komuś coś się stało, też narzekalibyśmy na arbitrów i obwiniali ich za ewentualny wypadek. Sędziowie mają do dyspozycji wykresy wietrzne. Uśredniony pomiar to jedno, a warunki w konkretnym miejscu to drugie. Żeby dostrzec niektóre rzeczy, trzeba mieć wnikliwy dostęp do systemów, a przede wszystkim być na skoczni - dodał.

Nie należy popadać w skrajność

Niemniej warunki powinny być mniej więcej równe dla wszystkich. Ze względu na roszady związane z belką, nie można było na to liczyć. Niektórzy skoczkowie dostawali bonifikaty rzędu ponad 70 punktów za skrócony rozbieg.

- Wszystko ma dwie strony medalu, ale taka żonglerka belkami mnie zdziwiła. Bezpieczeństwo jest najważniejsze, to prawda, ale uważam, że czasami jury przesadzało. Borek Sedlak powiedział kiedyś, że dopóki skoki są na świeżym powietrzu, pewnych sytuacji nie unikniemy i tu pełna zgoda (śmiech). Natomiast rozpoczynać trening na osiemnastej belce, a kończyć na czwartej ? Byłem bardzo zaskoczony. Uważam, że to nie powinno się wydarzyć - tłumaczył Kot.

- Spójrzmy na przebieg piątkowych kwalifikacji, których poziom był bardzo niski. Niespełna 150 metrów Jakuba Wolnego dało mu prawie awans. Jury chciało, żeby rywalizacja odbywała się w równych warunkach, ale ten rozbieg chyba jednak trzeba było wydłużyć, skoro skoczkowie lądowali na 130. metrze. Mogliby polatać już te 30 metrów dalej. Tak samo zmiany rozbiegu po każdym dłuższym skoku mogły być przedwczesne. Być może dało się podjąć inną decyzję i wstrzymać się przez tą jedną, dwie próby, ale to już tylko gdybanie - podsumował Rafał Kot.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Nie tylko wiatr. Już wiadomo, co stało się w pierwszym skoku Kubackiego
Mało spodziewany rywal dla Dawida Kubackiego. Co się nagle stało?

Komentarze (0)