Kamil Stoch, trzykrotny indywidualny mistrz olimpijski, w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" podzielił się refleksjami na temat minionego sezonu, w którym zajął dopiero 31. miejsce (zdobył 157 pkt.) w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Skoczek narciarski nie ukrywa, że był to dla niego czas pełen wyzwań i emocji. - Dzisiaj nie nazywam tego sezonu złym, rozczarowaniem czy porażką, ale procesem - przyznał 37-letni Stoch, podkreślając, że mimo trudności, wierzy w przyszłe sukcesy.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Majewski dostał dziwną propozycję. "To zupełnie nie moja bajka"
Sportowiec dodał, że trudnym momentem były loty w Oberstdorfie, które uświadomiły mu, jak wiele pracy jeszcze przed nim. Ale, jeśli miałby wskazać najtrudniejszy moment sezonu, to... było nim Letnie Grand Prix w Wiśle (zajął 16. miejsce w konkursie indywidualnym i, jak sam mówił, oddał tam najgorsze skoki w sezonie letnim).
- To był moment, który mnie przygniótł, sponiewierał i zdeptał. Tak naprawdę sam do końca nie wiedziałem, co się dzieje i dlaczego tak się stało. Potrzebowałem bardzo dużo czasu, żeby pozbierać się z tego momentu. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłem sobie, gdzie mam braki i nad czym muszę jeszcze pracować. Dzisiaj z perspektywy doświadczenia, czasu i pracy, powiedziałbym, że była to naturalna kolej rzeczy - zdradził.
Stoch przyznał się też do tego, że liczył się z tym, iż nie zostanie powołany do kadry na MŚ Trondheim 2025. Jak zaznaczył, czuł jednak podświadomie, że nie obroni się wynikami. Decyzję trenera Thomasa Thurnbichlera przyjął więc ze spokojem i postanowił skupić się na przygotowaniach do startów w ostatnim periodzie sezonu.
- Podświadomie czułem, że może to nie wystarczyć, że nie obroniłem się wynikami - ani pojedynczymi, ani ogólnymi. Jedyną opcją była dla mnie ta, że trener weźmie (na MŚ - przyp. red.) sześciu zawodników, ale zdecydował inaczej - zakończył Stoch.
Proszę to też przekazać paru kolegom.
Szkoda ,że nie odlatujecie tak jak kiedyś czyli z klasą.