Trzeci raz w historii Poznań był gospodarzem spotkania o Superpuchar Polski. W Hali Arena po przeciwnych stronach siatki stanęły zespoły Asseco Resovii Rzeszów i Lotosu Trefla Gdańsk. Faworytami środowego starcia byli mistrzowie Polski. Gdańszczanie nie stali jednak na zupełnie straconej pozycji, bowiem rzeszowianie po powrocie większości zawodników z Pucharu Świata i mistrzostw Starego Kontynentu zostali przetrzebieni kontuzjami. Andrzej Kowal miał kłopoty, by przeprowadzić chociaż jeden pełny trening przed rywalizacją z trójmiejską drużyną. Co prawda zdobywcy Pucharu Polski przez większą część okresu przygotowawczego także byli pozbawieni czterech podstawowych graczy, jednak po powrocie do klubu główni zainteresowani mieli już okazję odbyć kilka wspólnych zajęć z resztą zespołu.
Wyjściowe składy drużyn pokazały, że obaj szkoleniowcy poważnie potraktowali spotkanie w Poznaniu. Gdańszczanie rozpoczęli mecz żelazną szóstką z Murphy Troyem i Mateuszem Miką. Z kolei u mistrzów Polski w podstawowym zestawieniu znaleźli się m. in. Bartosz Kurek i Fabian Drzyzga. Już w premierowej odsłonie meczu licznie zgromadzona publiczność w hali oglądała niezłe widowisko. Partię lepiej rozpoczęli podopieczni Andrzeja Kowala (8:5). Po pierwszej przerwie technicznej inicjatywa w grze przeszła jednak na drugą stronę siatki. Bartosz Kurek oraz Aleksander Śliwka nie mogli poradzić sobie z blokiem rywali. Ci z kolei grali skutecznie w kontrataku. Dzięki temu trójmiejska drużyna od stanu 7:10 zdobyła pięć punktów z rzędu. Dwa punkty przewagi, wypracowane w tym fragmencie seta, okazały się kluczowe. Wicemistrzowie kraju utrzymali prowadzenie do końca partii, a ich triumf 25:23 atakiem ze środka przypieczętował Wojciech Grzyb.
Największym problemem zespołu z Podkarpacia była skuteczność ataku (44 procent efektywności). Indywidualnie najsłabiej w tym elemencie poradził sobie Aleksander Śliwka (1/7). Jeszcze w inauguracyjnej partii młodego przyjmującego zmienił Olieg Achrem. Kapitan rzeszowian drugiego seta rozpoczął już w podstawowym składzie. Eksperci mieli jednak rację. Przyjmujący po bardzo poważnej kontuzji jest jeszcze daleki od swojej najwyższej dyspozycji. Achrem nie rozwiązał problemu nieskuteczności rzeszowian, a także nie okazał się lekarstwem na nowe kłopoty tego zespołu, czyli przyjęcie zagrywki. Bez efektywności w ataku i z niedokładnym dograniem do siatki srebrni medaliści Ligi Mistrzów stanowili tylko tło dla przeciwników. Gdańszczanie już w pierwszych pięciu akcjach setach wypracowali trzypunktowe prowadzenie (4:1) i później kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie. Trener Kowal rotował składem, brał czasy na żądanie, ale nie potrafił zmienić oblicza swoich podopiecznych. Partia zakończyła się wynikiem 25:18 na korzyść Lotosu Trefla Gdańsk.
Zespołowi z Trójmiasta nie przeszkadzał nawet fakt, że w drugiej odsłonie pojedynku żadnego ataku nie skończył Murphy Troy. Reprezentanta USA skutecznie wyręczyli Mateusz Mika, Sebastian Schwarz i Bartosz Gawryszewski. Kolejnąj partię lepiej rozpoczęli gracze Asseco Resovii, którzy prowadzili 4:2. Wystarczyło jednak kilka udanych kontrataków, by ponownie to srebrni medaliści PlusLigi mieli dwa oczka w zapasie (8:6). Brak zgrania po stronie mistrzów Polski był aż nadto widoczny. Z tego brały się własne błędy i kolejne nieskończone ataki. Po raz kolejny jednak hasło "Nigdy nie lekceważ serca mistrza" znalazło swoje odzwierciedlenie na parkiecie. Dwa nieskończone ataki Troy'a i udana kontra Kurka dodały nowych sił rzeszowskiemu zespołowi (18:17). Nagle zawodnicy trenera Kowala zaczęli skutecznie grać na siatce (22:19). Gdańszczanie próbowali jeszcze gonić, ale nie zatrzymali już rozpędzonych przeciwników.
Nie byłoby czwartego seta, gdyby nie postawa Bartosza Kurka. Atakujący
reprezentacji Polski już w pierwszym ważnym pojedynku w barwach Resovii potwierdził słuszność swojego transferu. Po trzech partiach główny zainteresowany legitymował się 59 procentową skutecznością w ataku (20/34), a w kolejnej odsłonie wcale nie zwolnił tempa. Dzięki jego kolejnym bardzo mocnym zbiciom rzeszowianie zbudowali przewagę nad rywalami (8:5). W tym fragmencie pojedynku to drużyna z Podkarpacia czerpała większą radość z gry, co przekładało się na wynik (16:10). Bardziej zauważalny na parkiecie był nawet Dmytro Paszycki, który wcześniej rozgrywał bardzo przeciętny mecz. Przy stanie 18:13 dla rywali trener Anastasi postanowił oszczędzać swoich podstawowych graczy na tie-breaka. Niewiele brakowało by rezerwowi przy znacznej pomocy przeciwników odwrócili losy rywalizacji (21:22), ale ostatecznie losy Superpucharu musiały rozstrzygnąć się w piątym secie.
Decydująca rozgrywka była kwintesencją całego pojedynku. Mimo nawarstwiającego się zmęczenia zespoły zaciekle walczyły o każdy punkt. To skutkowało z jednej strony błędami własnymi, a z drugiej mniej mocnymi atakami. Dzięki temu kibice mogli podziwiać przedłużone akcje. Losy meczu rozstrzygnęły się przy stanie 11:11. Wówczas gdańszczanie dwukrotnie zablokowali liderów rzeszowskiej drużyny, najpierw Paszyckiego, a później Kurka. To zadecydowało o ich triumfie 15:12 i w całym meczu 3:2.
Obie drużyny nie mają czasu na rozpamiętywanie środowych wydarzeń. Już w piątek głównych bohaterów tego wieczoru czekają pierwsze wyjazdowe spotkania ligowe. Asseco Resovia Rzeszów udaje się do Częstochowy, zaś gdańszczanie w Bielsku-Białej będą chcieli pokonać miejscowy BBTS.
Asseco Resovia Rzeszów - Lotos Trefl Gdańsk 2:3 (23:25, 18:25, 25:23, 25:22, 12:15)
Asseco Resovia Rzeszów: Śliwka, Drzyzga, Kurek, Paszycki, Penczew, Dryja, Wojtaszek (libero) oraz Achrem, Schoeps, Tichacek.
Lotos Trefl Gdańsk: Mika, Falaschi, Troy, Gawryszewski, Schwarz, Grzyb, Gacek (libero) oraz Dębski, Hebda, Stępień, Schulz.
MVP: Mateusz Mika (Trefl).
Drzyzga nic nie robi w obronie - już po raz n-ty widzę kiedy piłka obok niego trafia w parkiet , a on nie wykonuje żad Czytaj całość