Wielki come back Resovii, wielki come back Akhrema - relacja ze spotkania Asseco Resovii Rzeszów - ZAKSA Kędzierzyn-Koźl

Sport bywa okrutny i nieprzewidywalny. Jeszcze w poniedziałkowy wieczór ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle od brązowego medalu mistrzostw Polski dzieliły tylko dwie piłki. Po wtorkowym spotkaniu w Rzeszowie zabawa zaczyna się od początku i o podium PlusLigi zadecyduje piąty mecz w Kędzierzynie. ZAKSA, jeżeli chce marzyć o podjęciu w piątek walki z rywalem, musi odbudować się psychicznie po dwóch ciosach na Podpromiu.

Początkowo wydawało się, że kędzierzynianie przez noc otrząsnęli się już po poniedziałkowej porażce, bo z animuszem rozpoczęli mecz, szybko wychodząc na prowadzenie 4:2. Resovia, wyraźnie podbudowana fenomenalnym wyczynem z poniedziałku, w niczym jednak nie przypominała zespołu, który niemal bez walki oddał ZAKSIE poprzednie spotkania. Kiedy Wojciech Kaźmierczak powstrzymał pojedynczym blokiem Aleha Akhrema drużyna Krzysztofa Stelmacha schodziła na pierwszą przerwę techniczną prowadząc 8:5, ale chwilę później pięknym za nadobne odpłacili się miejscowi, którzy trójbokiem powstrzymali na lewym skrzydle Jakuba Jarosza i zbliżyli się do ZAKSY na jeden punkt (9:10).

Po asie atakującego z Kędzierzyna-Koźle goście ponownie odskoczyli na trzy oczka (11:14), ale dzięki skutecznej grze na kontrze Resovia jeszcze przed drugą przerwą techniczną doprowadziła do remisu. Rzeszowianie nie zamierzali jednak na tym poprzestać - kontrę sprytnie skończył Akhrem, Krzysztof Gierczyński posłał na drugą stronę asa i zrobiło się 18:16. Od tego momentu zupełnie pogubieni goście zdobyli już tylko trzy oczka - miejscowi aż siedem i tryumfowali w secie pierwszym.

Po czterech pierwszych akcjach drugiej odsłony spotkania było już 4:0 dla Resovii. Miejscowi punktowywali ZAKSĘ elementem, który w ostatnich spotkaniach przesądzał o sukcesie kędzierzynian, bo prawdziwe bomby na zagrywce posyłał na drugą stronę Gierczyński. Gościom nie pomogła zmiana na pozycji rozgrywającego (na boisku pojawił się Grzegorz Pilarz), bo przy kąśliwej zagrywce Perłowskiego miejscowi zdobyli ponownie kilka punktów z rzędu i odskoczyli na 7:1.

Resovia w pewnym momencie prowadziła już 12:3 i wydawało się, że w tej partii już nic złego nie może się jej przydarzyć, ale wysokie prowadzenie uśpiło gospodarzy, którzy pozwolili rywalom wrócić do gry. Przy niezwykle mocnej zagrywce Jurija Gładyra ZAKSA niemal odrobiła straty i zbliżyła się do Resovii na 13:11. Kiedy na lewym skrzydle blokiem został powstrzymany Mikko Oivanen na tablicy wyświetlił się remis 14:14. Walka dłuższą chwilę toczyła się punkt za punkt, ale przy mocnej zagrywce fińskiego atakującego gospodarze zdobyli cztery punkty z rzędu (świetnie funkcjonował blok) i odskoczyli na 22:18. Kilka akcji później, po udanym trójboku, cieszyli się z prowadzenia w meczu 2:0.

W kolejnej partii od początku karty rozdawali kędzierzynianie, którzy dzięki dobrej grze blokiem i świetnym obronom do pierwszej przerwy technicznej zbudowali sobie 4-punktowe prowadzenie. Gospodarze, których najwyraźniej dopadł syndrom trzeciego seta, nie mogli nawet marzyć o dogonieniu rywala, bo zaczęli mieć ogromne problemy z przyjęciem i ze skończeniem pierwszego ataku. Dodatkowo blokiem powstrzymani zostali najpierw Gierczyński, a później Akhrem i goście przeważali już 13:7. Resovia zbliżyła się do rywala na 13:16, ale ZAKSA nie zamierzała wypuszczać szansy na zwycięstwo i szybko odskoczyła na 20:14 (rozstrzelał się Jarosz). Ljubo Travica wymienił ponad połowę składu, ale rezerwowi zawodnicy nie napsuli krwi rywalowi, oddając mu inicjatywę w końcówce seta.

Gospodarze wrócili do gry w secie czwartym i pomimo początkowych błędów jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną wypracowali sobie trzy oczka przewagi (8:5). Po błędzie dotknięcia siatki przez kędzierzyński blok przewaga miejscowych wzrosła do czterech oczek (11:7). Chociaż ZAKSA dwoiła się i troiła, Resovia nie dawała im zbliżyć się na mniej niż trzy punkty. O ile dwa pierwsze sety wtorkowego spotkania były niezwykle emocjonujące, o tyle partia numer 3 i 4 były jednostronnymi widowiskami, najpierw pod dyktando gości, a później miejscowych.

O ile początkowo ZAKSA utrzymywała jeszcze dający nadzieję na wyrównanie dystans do rywala, o tyle w końcówce gra gości zupełnie się posypała. Kędzierzynianie najpierw zatrzymali się na 13. punkcie, później nie mogli zrobić przejścia przy 14 oczkach na swoim koncie, a Resovia dopisywała do swojego stanu punkt za punktem. Rywala dobił jeszcze atomowymi atakami z drugiej linii Akhrem. Białoruski przyjmujący, który w poprzednich trzech meczach spisywał się bardzo słabo, we wtorek powrócił w wielkim stylu, będąc z pewnością jednym z ojców sukcesu i zasłużenie sięgając po statuetkę MVP.

Asseco Resovia Rzeszów - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:1 (25:19, 25:21, 15:25, 25:17)

Resovia: Oivanen, Redwitz, Akhrem, Gierczyński, Kosok, Perłowski, Ignaczak (libero) oraz Papke, Mika, Ilić, Wika, Gawryszewski

ZAKSA: Jarosz, Masny, Sammelvuo, Ruciak, Gładyr, Kaźmierczak, Mierzejewski (libero) oraz Martin, Pilarz