Powrót Rosjan coraz bardziej realny? Polacy mówią jednym głosem

Getty Images / Maciej Rogowski/SOPA Images/LightRocket, Grzegorz Wajda/SOPA Images/LightRocket oraz Thomas Eisenhuth / Na zdjęciu: Cezary Kulesza, Sebastian Świderski i Tomasz Majewski
Getty Images / Maciej Rogowski/SOPA Images/LightRocket, Grzegorz Wajda/SOPA Images/LightRocket oraz Thomas Eisenhuth / Na zdjęciu: Cezary Kulesza, Sebastian Świderski i Tomasz Majewski

- Dalej giną ludzie. Agresor jest jeden - mówi WP Sebastian Świderski. Przedstawiciele PZPS, PZPN, PZLA i PLK są jednomyślni ws. powrotu Rosji do światowego sportu. Niedługo jednak mogą pozostać osamotnieni.

W tym artykule dowiesz się o:

Dokładnie trzy lata temu Rosjanie zaatakowali Ukrainę. Ta barbarzyńska napaść kosztowała życie kilkuset tysięcy osób. Miliony musiały opuścić swoje domy. Większość z nich nie ma już do czego wracać.

Wojna miała przełożone także na sport. W błyskawiczne nałożenie sankcji mocno zaangażowały się polskie związki na czele z PZPS oraz PZPN. Rosji zostało odebrane prawo do organizacji siatkarskich mistrzostw świata w 2022 roku.

Do tego Rosjanie zostali wykluczeni większości dyscyplin. W niektórych mogą brać udział, ale tylko pod neutralną flagą. To ważne, bowiem sport to jedno z najważniejszych narzędzi propagandy Władimira Putina.

Stanowisko Polski się nie zmienia. Sebastian Świderski z PZPS, Tomasz Majewski z PZLA, Tomasz Kozłowski z PZPN oraz Łukasz Koszarek z PLK podkreślają, że nie godzą się na powrót Rosji na arenę międzynarodową.

- Stanowisko pozostaje takie samo, bo za wschodnią granicą nic się nie zmieniło. Dalej giną ludzie. Agresor jest jeden i jest nim Rosja - mówi Świderski. - Stoimy twardo na straży czystości sportu i nie będzie powrotu do lekkoatletyki - dodaje Majewski.

"Niestety, wywołana przez Rosję wojna na Ukrainie trwa nadal. Nie zachodzą zatem żadne przesłanki ku temu, aby zmienić decyzję" - tłumaczy nam w przesłanym stanowisku Tomasz Kozłowski, dyrektor departamentu komunikacji i mediów w PZPN. Jednak ponad 1000 dni po rozpoczęciu inwazji sytuacja zaczyna się zmieniać i coraz otwarciej mówi się o przywróceniu Sbornej do rozgrywek.

Przygotowywanie gruntu

Międzynarodowa Unia Łyżwiarska ogłosiła, że Rosjanie będą mogli walczyć o kwalifikację olimpijską na przyszłoroczne igrzyska w Mediolanie pod neutralną flagą. Johan Eliasch, szef Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) i przy okazji jeden z kandydatów na prezesa MKOl opowiada, że reprezentanci Sbornej mogliby startować w Mediolanie na podobnych zasadach, co w Paryżu.

Przewodniczący Międzynarodowej Unii Biathlonu (IBU) Olle Dahlin tłumaczy, że jak na razie nie myśli o powrocie Rosjan. Zaznacza jednak, że ma nadzieję, że konflikt niedługo się zakończy, bo Rosja i Białoruś to dwa bardzo silne kraje w tym sporcie. Trudno odczytać to inaczej, jak kolejne przygotowywanie gruntu pod powrót.

Prezes Euroleague Head Coaches Board Goran Sasic ma nadzieje na rychły powrót do najważniejszych rozgrywek koszykarskich w Europie - Euroligi. Do tego nazywa wykluczenie drużyn z tego kraju "niesprawiedliwością dziejową". Już niedługo polskie kluby być może będą musiały się mierzyć z Rosjanami.

- Jesteśmy państwem, które graniczy z Ukrainą i mamy trochę inną optykę. Dla niektórych krajów ta wojna jest zdecydowanie bardziej odległa - przyznaje gorzko Łukasz Koszarek, prezes Polskiej Ligi Koszykówki.

Jednak nie ma co mówić o innych regionach świata, gdy w samej Unii Europejskiej są kraje, które sprzeciwiają się obostrzeniem wobec rosyjskich sportowców. Chociażby Węgry wielokrotnie blokowały objęcie sankcjami Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. Główny powód jest jeden.

Kasa, misiu, kasa

Jednym ze sposobów budowania wpływów przez Władimira Putina było sponsorowanie sportu. Rosyjskie firmy naftowe, a także banki hojnie przelewały pieniądze na konta drużyn czy federacji. Stąd właśnie w niektórych dyscyplinach pojawia się pokusa, by Rosjan przywrócić.

- Euroliga jest tak naprawdę firmą prywatną, nastawioną głownie na zarobek - tłumaczy Koszarek. - Rosyjskie kluby w koszykówce zawsze posiadały bardzo wysokie budżety i bogatych sponsorów. Warto zaznaczyć, że FIBA (Międzynarodowa Federacja Koszykówki - przyp. red.) o całej sprawie wypowiada się zdecydowanie bardziej ostrożnie - dodaje.

Kolejnym sportem potencjalnie podatnym na wpływy Rosjan może być siatkówka. Przed wojną rosyjska liga była jedną z najpotężniejszych na świecie, a siatkarze dostawali gigantyczne kontrakty. Przywrócenie Rosjan wielu krajom byłoby na rękę, bo do światowej siatkówki znów popłynąłby strumień rosyjskich pieniędzy.

- Nie mam wiedzy o żadnych zakulisowych rozmowach w sprawie dopuszczenia Rosji i Białorusi - przekazuje nam optymistycznie prezes PZPS Sebastian Świderski.

Presja pieniądza jest najsilniejsza w takich dyscyplinach, które nie cieszą się ogromną popularnością. Piłka nożna poradzi sobie bez problemu bez pieniędzy z Kremla. Siatkówka czy koszykówka jakoś pociągną. Jednak biegi narciarskie, łyżwiarstwo czy biathlon muszą liczyć każdy grosz. Jest jednak wyjątek federacji, która nie ugięła się pod presją finansową.

Pierwszy bastion oporu

Chodzi o lekkoatletykę. Rosjanie zostali wyrzuceni z tej dyscypliny w 2016 roku. Wszystko z powodu dopingu, który miał być powszechny wśród lokalnych sportowców. Przyzwolenie na cały proceder dawało państwo, które zacierało wszelkie ślady.

- Finansowo bardzo odczuliśmy wycofanie Rosji. Wtedy sponsorem światowej federacji był największy rosyjski bank, Sbierbank. Po wyrzuceniu Rosjan za doping zdecydowali się wycofać ze wspierania lekkoatletyki, a to były miliony. Związek na prostą wychodził latami. Lepiej jednak być biedniejszym, ale uczciwym - tłumaczy Tomasz Majewski, wiceprezes Polskiego Związku Lekkoatletyki.

Tłumaczy, że kluczowe dla postępowania całej federacji było postępowanie szefa Sebastiana Coe'a. Brytyjczyk od wielu lat stawia Rosjanom jasną granicę.

- My mamy o tyle komfortową sytuację, że od 2016 reprezentacja tego kraju jest zawieszona ze względu na skandale antydopingowe. Przyzwyczailiśmy się, że ich nie ma i nikomu to nie przeszkadza. Nie ma to negatywnego wpływu na nasz sport. Dopóki Sebastian Coe będzie stał na czele światowej lekkoatletyki, to nie będzie tematu powrotu Rosji - dodaje działacz.

Kluczowe wybory

Już w marcu odbędą się wybory nowego szefa MKOl. Wśród kandydatów jest wspomniany wyżej Sebastian Coe. O stanowisko prezesa światowego sportu ubiegają się chociażby David Lappartient ‎i Johan Eliasch, którzy otwarcie mówią, że czas umożliwić Rosjanom występy na arenie międzynarodowej.

- Jak na razie w FIVB i CEV czekają na decyzję Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego po wyborze nowego prezesa. Nie wszyscy kandydaci są zwolennikami wykluczenia Rosji - przyznaje Sebastian Świderski. W innych federacjach podobnie z niecierpliwością oczekuje się na decyzje MKOl.

Są jednak dwa wyjątki, które nie będą oglądać się na wybory nowego prezesa Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Nie ma co spodziewać się szybkiego powrotu Rosjan do lekkoatletyki.

- Decyzja nowego prezesa MKOL-u nie wpłynie na naszą dyscyplinę. Prezes Coe stara się o to stanowisko i on by Rosjan nie przywrócił - mówi nam Majewski.

Drugim wyjątkiem jest piłka nożna. Choć z mniej idealistycznych pobudek niż lekkoatletyka.

"Pomysł zniesienia sankcji dla rosyjskich drużyn nie jest przedmiotem rozmów z przedstawicielami UEFA oraz przedstawicielami federacji z innych państw. FIFA oraz UEFA pozostają w pełni niezależne od decyzji innych związków sportowych, takich jak MKOL zatem ich działania nie mają żadnego wpływu na federacje piłkarskie." - pisze Kozłowski.

Prezes PLK Łukasz Koszarek dobitnie podsumowuje sytuację. Niedawne działania Donalda Trumpa znacząco osłabiły Ukrainę. Być może niedługo konflikt zakończy się na niekorzystnych warunkach dla napadniętego kraju.

- Powrót Rosjan na teraz jest mało realny, ale sytuacja geopolityczna zmienia się bardzo dynamicznie. Nie ma nacisków, bo wojna jeszcze trwa. Jeśli jednak się zakończy, to pojawi się spora presja, by Rosjan przywrócić do rozgrywek - ocenia Łukasz Koszarek.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty