Uczestnicy Rajdu Dakar mieli do przejechania łącznie 716 km, w tym 477 km odcinka specjalnego. Była to klasyczna pętla, gdyż start i metę zaplanowano w Wadi ad-Dawasir. Ósmy oes dawał okazję, by rozwinąć prędkość i zawodnicy R-Six Team wykorzystali to w pełni. Im dłużej trwają zmagania w Arabii Saudyjskiej, tym lepiej radzi sobie nasza załoga.
Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk i Filip Srobanek na pierwszą część supermaratonu mieli cel, by bezpiecznie dojeżdżać do mety i możliwie jak najbardziej oszczędzać swoją Tatrę Jamal.
Czytaj także: Alonso nie może się pogodzić ze śmiercią Goncalvesa
Druga połówka rajdu miała być tą zdecydowanie szybszą. Póki co ten plan sprawdza się w stu procentach, gdyż polsko-czeska załoga na siódmym i ósmym etapie jechała z naprawdę dobrymi czasami. W poniedziałek nasi rajdowcy mieli okazję, by "dać gaz do dechy" i na efekty nie trzeba było długo czekać. 18. miejsce na poniedziałkowym oesie było, do tej pory, najlepszym, w tej edycji Rajdu Dakar. R-Six Team awansował też na 18. pozycję w klasyfikacji generalnej.
ZOBACZ WIDEO "Kierunek Dakar". Rajd Dakar a życie rodzinne. Wszystko da się poukładać
- Coraz dłuższe te dakarowe etapy. Kilka ostatnich to min. 850 km w piachu i pyle, z czego 500 km ostrego ścigania, w większości na wydmach. Mijaliśmy dziesiątki zakopanych lub przewróconych pojazdów różnych kategorii. Na jednym z pasm najwyższych wydm tak wiele się działo, że przez 10 km leciał obok nas helikopter, obserwując jak sobie świetnie radzimy w tym zamieszaniu - powiedział Kazberuk, dla którego to jest już dziewiąty Dakar.
Doświadczony rajdowiec był naprawdę zadowolony z poniedziałkowego występu. - Czy aby na pewno 13-ego powinno wsiadać się rajdowej Tatry? Skupieni na liczbie 8 (nr etapu) zapomnieliśmy o pechu 13-stki. I dobrze, bo super nam poszło! - zakończył reprezentant Polski.
Robert Szustkowski także miał kilka słów komentarza. Tradycyjnie nie obyło się bez barwnych porównań. - Motyw przewodni to "tańczący z wydmami". R-Six Team w rytmie raz-dwa-trzy. Level dunes one, level dunes two, level dunes three. Te duny, to oczywiście ogromne góry piachu. A jeszcze na końcu "zabawy" okazało się, że 240 km jechaliśmy z pękniętą oponą. Mechanik Filip Srobanek sam zdecydował, że nam o tym nie powie i dopompowywał cały czas powietrze! Mieliśmy tak zwany foukal vzduch (dosłownie z czeskiego: "dmuchać powietrze") – opowiedział Szustkowski.
Polsko-czeskiej załogi jak zwykle nie omijały problemy. - Poniedziałkowa jazda to popis umiejętności, a jednocześnie możliwości, samochodu. Myślę, że dużo szybciej już nie da pojechać naszym pojazdem i z moim bólem pleców. Jeszcze w niedzielę wieczorem myślałem bardzo poważnie, żeby się wycofać z rajdu, ze względu na problemy z odcinkiem piersiowym, wypadł mi dysk - dodał Szustkowski.
Założyciel R-Six Team, podobnie jak Jarosław Kazberuk, poniedziałkowy przejazd oesu ocenił bardzo wysoko. - Żeby jechać wydmy z taką prędkością, trzeba mieć wielkie jaja. Ale z drugiej strony też nie można mieć za wielkich, bo się nie mieszczą w pasach - w swoim stylu ocenił Szustkowski.
- My chyba mieliśmy wystarczająco duże. Po poniedziałkowych zmaganiach walczymy dalej. Jedziemy i próbujemy... jeszcze następne cztery etapy. A teraz, na biwaku, po raz pierwszy świeci słońce - dodał Polak, nawiązując do pierwszych odcinków Dakaru, gdzie polsko-czeska drużyna musiała parę razy kończyć etap po zmroku.
Czytaj także: Stroll bliski przejęcia Aston Martina
Mimo bardzo udanego występu nasz rajdowiec poruszył też temat, który wstrząsnął nie tylko wszystkimi uczestnikami Dakaru, ale też całym światem motosportu - tragiczny wypadek Paulo Goncalvesa.
- À propos niedzieli. Oczywiście jest to smutne i przykre. I taki niestety jest Dakar. Z drugiej strony organizator w bardzo dziwny sposób, niezrozumiały dla kierowców samochodów, aut SSV i ciężarówek, podjął decyzję o anulowaniu odcinka specjalnego dla motocykli i quadów, a innych pojazdów nie. Tak jakbyśmy byli innymi sportowcami. A tak naprawdę wszyscy uczestnicy rajdu to jedna, wielka dakarowa rodzina - dodał na koniec Robert Szustkowski.