W czwartek, czyli dzień przed kluczowym, bo pierwszym meczem mistrzostw Europy, Polacy dostali przejażdżkę kolejką górską bez pasów bezpieczeństwa. Zaczęło się już rano - czwarty w ciągu pobytu w Bratysławie test na koronawirusa, a potem zimne śniadanie podane w hotelowym korytarzu.
Wszystko dlatego, że w środę tuż po przyjeździe na Słowację u pięciu polskich zawodników wykryto koronawirusa. Po tym przeszli dwa kolejne testy. A czwarty - w czwartek. Ten drugi - wykonany jeszcze w środę - wykazał koronawirusa u Bartłomieja Bisa i trzech członków sztabu. Jego wyniki Polacy otrzymali dopiero w czwartek po południu.
- To chore, co się tu wyprawia. I sposób, w jaki nas się testuje... - mówi nam selekcjoner Patryk Rombel. - Wyniki testów różniły się od siebie i wzajemnie się wykluczają. To obłęd. Nie wiemy, co się dzieje - dodaje trener Polaków.
ZOBACZ WIDEO: 17-latek stracił rękę. To, co zrobił, zszokowało cały świat
Sprzeczne komunikaty
Cztery osoby, które w drugim teście otrzymały pozytywny wynik, "dla ostrożności" zostały w hotelu. - To nasze procedury. Dostajemy sprzeczne komunikaty, które niewiele nam dają. Nie do końca rozumiemy całą sytuację - wyjaśnia Patryk Rombel.
O sytuację Biało-Czerwonych zapytaliśmy także przedstawicieli europejskiej federacji EHF. Oto, co przekazał nam dyrektor do spraw mediów i komunikacji, Thomas Schoeneich:
- Powyższe kwestie zostały już w ciągu dnia poruszone przez pana Damiana Drobika, szefa polskiej delegacji, i sekretarza generalnego EHF - tłumaczy Shoeneich. - Federacja jest w stałym kontakcie ze słowackim komitetem organizacyjnym, aby zapewnić sprawne przeprowadzenie testów dla wszystkich zespołów, a także by jak najszybciej rozwiązać wszelkie problemy, które mogły wystąpić w zespołach - dodaje przedstawiciel EHF.
Trening w salce
Pozostali polscy zawodnicy, którzy mieli negatywne wyniki, udali się na trening. Tu również sytuacja okazała się niezwykle skomplikowana. - Nie mieliśmy hali, bo na każde mistrzostwa ma ona swój grafik - mówił na stronie związku Damian Drobik, szef polskiej delegacji. - Nie było już miejsca, dlatego zrobiliśmy rozruch w salce konferencyjnej - dodał. Dopiero wieczorem kadra wybrała się na trening w hali.
Patryk Rombel: - To był odpoczynek dla głów. Oczekiwanie, niespójne i nawzajem wykluczające się komunikaty są męczące. Trening w hali to pozytyw na koniec dnia. Miejmy nadzieję, że teraz będzie już lepiej. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być jeszcze więcej nerwów i niepewności.
Związek Piłki Ręcznej w Polsce będzie wnioskował do EHF o używanie testów PCR obowiązujących w Europie. Zostanie też złożony wniosek o ponowne przebadanie pięciu reprezentantów Polski, którzy zostali wysłani na izolację po otrzymaniu pozytywnych wyników testów przeprowadzonych we środę.
Kolejne testy
W piątek rano Polacy przejdą kolejne testy na obecność koronawirusa w organizmie.
- Rozpiska dnia jest nam codziennie zmiana, ale nie wiemy, co zaserwują nam organizatorzy - podkreśla selekcjoner Biało-Czerwonych. - Czwartek miał wyglądać zupełnie inaczej, a został nam wywrócony do góry nogami. To nie jest dobre. Mamy swój rytm, dość szczegółowy plan, a został na bieżąco zmieniany i burzony - dodaje Patryk Rombel.
Pierwszy mecz w mistrzostwach Europy rozgrywanych na Słowacji i Węgrzech Polacy zagrają w piątek. Rywalem reprezentacja Austrii. Kolejni przeciwnicy Biało-Czerwonych to Białoruś i Niemcy. Wszystkie mecze grupowe rozegrają w Bratysławie.
Pewne zwycięstwo Szwedów. Chorwaci postawili się Francuzom
Przebieżki faworytów. Niesamowita statystyka lidera Duńczyków