Po pierwszym spotkaniu, które zakończyło się remisem 28:28, bardzo trudno było wytypować faworyta rewanżu. Francuzi grali o ponowne znalezienie się w europejskiej elicie i o zachowanie szans na zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Poprzednio udało im się dokonać tej sztuki aż piętnaście lat temu - w 2003 roku, gdy formuła rozgrywek była zupełnie inna. Szczypiorniści z Flensburga walczyli natomiast o honor niemieckich ekip i powrót do Kolonii. Odkąd w roku 2014 triumfowali w Lanxess Arenie ani razu nie udało im się awansować do najlepszej czwórki.
Znacznie lepiej od pierwszych minut spisywali się zawodnicy Montpellier. Francuzi pokazali zdecydowanie więcej determinacji, motywacji i ambitni. Przyjezdni wyglądali jak cienie samych siebie - flensburczycy mieli ogromne kłopoty ze zdobywaniem bramek. Grali na stojąco, słabo spisywała się ich obrona, brakowało ich najgroźniejszej broni - kontrataków, bo po prostu nie mieli ich z czego wyprowadzać. Zawodziły strzelby Holger Glandorf i Jim Gottfridsson, a na domiar złego słabo grę prowadził Rasmus Lauge Schmidt.
Takich problemów nie miało Montpellier. W bramce gospodarzy z doskonałej strony prezentował się Vincent Gerard, a jego koledzy z pola grali w ofensywie bardzo mądrze, spokojnie i nie śpieszyli się z rzutami. W spotkaniu nie wystąpił jeden z liderów francuskiej ekipy - Vid Kavticnik, ale pozostali zawodnicy robili wszystko, by jego absencja była niewidoczna. Udawało im się to z doskonałym skutkiem.
Różnica w dyspozycji błyskawicznie przełożyła się na różnicę w wyniku. Szczypiorniści z Montpellier bardzo szybko odskoczyli na pięć bramek przewagi i później bez większych problemów to prowadzenie utrzymywali i kontrolowali. Gościom tylko raz udało się zmniejszyć starty - pod koniec pierwszej połowy. Gospodarze natychmiast jednak opanowali słabszy okres i po chwili znów mieli pięć bramek na plusie.
ZOBACZ WIDEO Niesamowita seria Barcelony dobiegła końca!
W drugiej części meczu niemoc ofensywna Wikingów trwała i momentami była wręcz nieprawdopodobna. Francuzi robili na boisku, co chcieli, a ich rywali byli kompletnie bezradni. Po czterdziestu minutach gry szczypiorniści z Flensburga mieli na swoim koncie dopiero dwanaście bramek, a przez kolejnych dziesięć zdołali dorzucić tylko dwa trafienia.
Nic więc dziwnego, że gospodarze prowadzili pewnie i mogli się po prostu cieszyć grą w piłkę ręczną. Na niespełna osiem minut przed końcowym gwizdkiem mieli już przewagę dziesięciu trafień i tylko kataklizm mógłby im odebrać awans do turnieju finałowego.
Nie odebrał. Gracze Montpellier ostatecznie zwyciężyli aż 29:17 i po raz pierwszy awansowali do Final Four. To oznacza, że aż trzy francuskie drużyny zagrają w Kolonii o triumf w rozgrywkach.
Liga Mistrzów, 1/4 finału, 2. mecz:
Montpellier HB - SG Flensburg-Handewitt 29:17 (14:9)
Montpellier:
Gerard - Simonet 3, Villeminot 1, Causse 1, Truchanovicius 7, Gugou, Richardson 9, Bonnefond, Fabregas 3, Porte 4, Mamdouh 1
Karne: 2/3
Kary: 4 min. (Truchanovicius, Fabregas - po 2 min.)
Flensburg: Andersson - Karlsson, Glandorf 2, Mogensen 2, Svan 5, Wanne 2, Jeppsson 2, Heinl, Toft Hansen 1, Gottfridsson 3, Lauge Schmidt, Roed
Karne: 1/1
Kary: 10 min. (Karlsson 4 min, Svan, Jeppsson, Heinl - po 2 min.)