Tomasz Czarnota: Chyba nie tak wyobrażaliście sobie początek przygody z I ligą?
Piotr Kroczek: Na pewno nie. Zderzenie z różnicą poziomów pomiędzy I, a II ligą jest olbrzymie - czego się wszyscy w Przemyślu spodziewaliśmy. W barażach mieliśmy spore kłopoty z najsłabszymi przecież zespołami I ligi. Jednak co szczególnie istotne wygrywaliśmy z nimi na własnym terenie. Teraz brak zwycięstw we własnej hali okazuje się naszą bolączką.
Inauguracyjna porażka z Wolsztyniakiem była chyba dość istotnym momentem, który rzutuje na teraźniejsze wyniki?
- Zawodnicy nie dali sobie rady z ciśnieniem i presją w tym meczu. Chociaż do przerwy prowadziliśmy czterema bramkami, to po zmianie stron coś pękło. W poczynaniach Wolsztyniaka było jednak sporo szczęścia, ale na pewno to nie jest usprawiedliwieniem końcowej porażki. W naszych szeregach wyszedł po prostu brak doświadczenia, spokoju i zwykłego wyrachowania. Gładko straciliśmy budowaną z mozołem przewagę kilku trafień. Nieprzemyślane w skutkach działania, bardziej indywidualna niż zespołowa gra i efektów przypominać nie trzeba.
Równie przykra historia to porażka z Grunwaldem Rudą Śląską?
- Takie przegrane szczególnie bolą, tym bardziej, że nie było widać różnicy w umiejętnościach i jakości gry zawodników obu zespołów. Brakuje nam tego sportowego szczęścia, ale liczymy na odwrócenie karty. Akurat Ruda Śląska w meczu z nami tego "farta" miała cały czas przy sobie. Kiedy oglądaliśmy zapis z tego spotkania, to widać było, że ich rzuty trafiały do siatki z ogromną dozą szczęścia. Trudno nawet było mieć pretensje do naszych bramkarzy. Ubolewamy nad tą jednobramkową porażką, ale nie ma co się oszukiwać - prawda jest brutalna. Na koncie mamy równe 0 punktów!
Nasuwa się więc zasadnicze pytanie. Co jest przyczyną takiej, a nie innej postawy "Harcerzy"?
- Jeśli wzięlibyśmy pod uwagę personalia wszystkich zespołów występujących w I lidze, to z pewnością Czuwaj należy do jednego z najmłodszych, a co za tym idzie jednego z najmniej doświadczonych. Druga niezwykle istotna sprawa to psychika. Jeśli przetrwamy ten trudny nie ma co ukrywać okres i podbudujemy morale dobrą postawą na boisku i przede wszystkim zwycięstwami powinno wszystko "zatrybić". Te ciężkie chwile rodzą negatywne emocje i ujawniają różne problemy wewnętrzne. Jednak coś jest w tym utartym już powiedzeniu: "co nas nie zabije, to nas wzmocni". Liczę, że tak samo będzie w naszym przypadku.
Wydaje się jednak, że nie wszyscy zakontraktowani przed sezonem zawodnicy spisują się na miarę oczekiwań?
- I tu wchodzimy na dość grząski teren. Kompletując kadrę staraliśmy się pozostawić tych najlepszych, a nowi mieli wnieść doświadczenie. Jak się jednak okazuje do kilku przypadków użyć można słowa "hohsztapler"! Paru chłopaków świetnie prezentowało się na treningach, czy przedsezonowych sparingach, bo najzwyczajniej w świecie chcieli się "sprzedać". Zdecydowanie gorzej cała sytuacja wyglądała w prawdziwym meczu o punkty. W bezpośredniej walce z rywalami zniknął entuzjazm, lwi pazur i zaangażowanie w drużynę jako pewną całość. Musimy podjąć pewne kroki w związku z zaistniałą sytuacją i paru osobom trzeba będzie powiedzieć do widzenia.
Rozumiem, że takie "czyszczenie" to kwestia najbliższej przyszłości?
- Nie chcę zdradzać zbyt wiele szczegółów i wzbudzać niepotrzebnych emocji, ale z jednym zawodnikiem już praktycznie się pożegnaliśmy. Jak będzie się sytuacja rozwijała dalej zobaczymy. Tak czy inaczej pozycje kołowego i środka rozegrania potrzebują wzmocnienia. Mam tu na myśli graczy z pewnym bagażem doświadczenia, cechujących się dojrzałością i spokojem. Porządek w personaliach być musi i mamy wszyscy nadzieję, że ruchy kadrowe przyniosą porządny skutek.
W najbliższej kolejce czeka was ciężki wyjazd do Radomia. Będę pierwsze punkty?
- Tego obiecać nie mogę. Przed sezonem przyszło do nas kilku chłopaków właśnie z Radomia, także specyfikę gry Akademików znamy dosyć dobrze. Oczywiście w Politechnice zaszły spore roszady, ale filozofia treningu się nie zmieniła. Liczę, że nawiążemy z nimi walkę. Po cichu chcielibyśmy pójść tropem Gwardii Opole, która pokazała w Radomiu jak się powinno z tamtejszą drużyną grać.
Jak na obecną postawę klubu reagują kibice i sponsorzy?
- Kibice już dawno obdarzyli nas sporym zaufaniem. Póki co wynikami sportowymi im się nie odpłacamy, jednak wierzymy, że ci prawdziwi sympatycy z krwi i kości pozostaną z Czuwajem na dobre i złe. Jeśli chodzi o sponsorów to sprawa jest skomplikowana. Oczywiście sytuacja wygląda lepiej niż to miało miejsce kiedy graliśmy w II lidze. Nie ulega jednak wątpliwości, że gdybyśmy wygrywali na zapleczu SuperLigi to i ruch w interesie byłby większy. W tym miejscu chylę jednak czoła przed samorządem miejskim, który ani na chwilę nie popadł w wątpliwości i ufa nam nieustannie pomagając ile się da.
Już kiedy występowaliście w II lidze Czuwaj dużo lepiej spisywał się w drugiej części sezonu. Tak samo będzie tym razem?
- Liczymy, że tak. Największa rezerwa tej drużyny tkwi w młodości i doświadczeniu. W tym momencie mamy na gardle przysłowiowy nóż, bo każde spotkanie jest grą o wszystko. Trochę odmiennie sytuacja wyglądała w II lidze, kiedy to ostrze przystawione było inaczej. Warto pamiętać, że nie omijały nas na starcie ligi problemy ze zdrowiem zawodników. Paweł Stołowski, który jest bez wątpienia kluczową postacią dopiero teraz wraca do pełni dyspozycji. Przez kilka pierwszych spotkań grał na środkach przeciwbólowych i sporej determinacji. Jego groźne problemy z kręgosłupem są już chyba powoli za nim, aczkolwiek nie ulega wątpliwości, że na poziomie I ligi jeden zawodnik spotkania nie wygra. Trzeba zatem solidnie pomyśleć nad pewnymi zmianami.