Przed ostatnim spotkaniem fazy grupowej Ligi Mistrzów w Orlen Arenie w Płocku nastroje w obu zespołach były zupełnie inne. Orlen Wisła Płock walczyła o podtrzymanie zwycięskiej passy w tym roku i przypieczętowanie awansu do fazy play-off. Sporting CP celował z kolei w wywalczenie bezpośredniej przepustki, czyli drugie miejsce w grupie A. Realizację celu dawała im wygrana.
Pierwsze spotkanie obu drużyn zakończyło się triumfem ekipy z Lizbony 34:29. Tym razem płocczanie grali jednak przed własną publicznością, co należało uznać za atut. Największym zagrożeniem w ekipie rywali był najlepszy środkowy rozgrywający mistrzostw świata Martim Costa. Cały zespół tworzył jednak mocny team, z którym walka zapowiadała się emocjonująco.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
Początek był bardzo udany dla gospodarzy, którzy w trzeciej minucie odskoczyli na 3:1. Przewaga mistrzów Polski nie utrzymała się jednak długo. W późniejszych fragmentach obie ekipy grały na remis, przeplatając udane akcje mniej skutecznymi podejściami. W środkowej fazie więcej błędów popełniali przyjezdni, co skrzętnie wykorzystali płocczanie.
Dość stwierdzić, że po wykorzystanym przez Mihę Zarabeca rzucie karnym w 20. minucie na tablicy pojawił się wynik 12:9. To sprawiło, że doping w Orlen Arenie nabrał na sile i poprowadził miejscowych do zwiększenia przewagi do czterech trafień. Dużo dobrego działo się w defensywie, a swoje między słupkami dokładał Mirko Alilović.
Solidność prowadzących potęgowała frustrację i niedokładność gości. W decydujących fragmentach to miejscowym zabrakło jednak chłodnej głowy. Szczypiorniści Wisły mieli piłkę na utrzymanie 4-bramkowej przewagi, ale prosta strata i celny rzut Mamadou Gassamy Cissokho na pustą bramkę sprawił, że na półmetku płocczanie prowadzili 17:15.
Otwarcie drugiej części również należało do płocczan, którzy ponownie odskoczyli na cztery bramki. Miejscowi pilnowali korzystnego wyniku, a dodatkowo w 38. minucie rywale stracili ważny element linii defensywnej. Pedro Martinez otrzymał bowiem czerwoną kartkę za zbyt zdecydowany faul na Gergo Fazekasie.
Czas mijał i działał na korzyść Wisły. Alilović notował kolejne interwencje, a jego koledzy z pola również robili swoje. Po piątym wykorzystanym rzucie karnym przez Zarabeca na tablicy pojawił się wynik 25:20, co na 16 minut przed końcowym gwizdkiem napawało optymizmem. Niestety później płocczanie zaczęli popełniać błędy, a rywale zanotowali trzy trafienia z rzędu.
Sporting nie odpuszczał do samego końca i w 57. minucie miał już tylko bramkę straty. Ostatnie 60 sekund dostarczyło mnóstwo emocji. Najpierw Zarabec po raz pierwszy w meczu zmarnował rzut karny, ale po chwili rywale popełnili faul w ataku. Niestety fatalny błąd Wisły sprawił, że Orri Porkelsson strzelił bramkę na remis.
Mecz zakończył się wynikiem 29:29, co spowodowało, że ekipa z Lizbony po raz pierwszy w historii wywalczyła bezpośredni awans do ćwierćfinału LM. Wisła zajęła 6. miejsce w grupie i również awansowała do play-offów, jednak stracenie 5-bramkowej przewagi może boleć. W 1/8 finału mistrzowie Polski zagraną z francuskim HBC Nantes, a w ćwierćfinale ponownie mogą trafić na... Sporting.
Orlen Wisła Płock - Sporting CP 29:29 (17:15)