W Gdańsku zmierzyły się dwa zespoły, które do tej pory uzbierały po dwa punkty. Faworytem byli bardziej ograni na poziomie superligowym gdańszczanie, ale od początku obie drużyny grały bardzo szybko w ataku, zapominając nieco o defensywie. W ekipie przyjezdnej doskonale spisywał się mierzący 208 centymetrów wzrostu Paweł Salacz. Kołowy, który w najwyższej klasie rozgrywkowej debiutował właśnie w Wybrzeżu już w 6 minucie miał na swoim koncie 3 bramki.
W zespole z Gdańska dzielnie Salaczowi wtórował jednak Wiktor Tomczak, który wziął na siebie ciężar rzucania bramek. Obie drużyny nie potrafiły przez długi czas wyjść na prowadzenie wyższe, niż różnicą jednej bramki - gdy zarówno Śląsk, jak i PGE Wybrzeże miały okazję do podwyższenia przewagi, coś paraliżowało szczypiornistów w ofensywie.
Zmieniło się to dopiero od 20 minuty. Skuteczny zarówno z siódmego metra, jak i ze skrzydła był Mikołaj Czapliński, a gdy wrocławianie popełnili kilka błędów z rzędu, w 27 minucie Mateusz Góralski kończąc swój atak podwyższył wynik na 19:15. Ostatnie akcje, to już sporo chaosu na boisku. Wynik I połowy ustalił Wojciech Granowski i PGE Wybrzeże schodziło na przerwę z trzybramkową przewagą.
Patrząc na przebieg początku drugiej części spotkania można stwierdzić wprost - Śląsk nie wyszedł z szatni. Wrocławianie nie potrafili pokonać Mateusza Zembrzyckiego przez 6 minut. W tym czasie uaktywnił się Ionut Stanescu i gospodarze prowadzili już 22:16.
WKS Śląsk wrócił do gry, jednak zawodnicy z Wrocławia potrafili jedynie zmniejszyć straty do czterech bramek różnicy. Gra znów zrobiła się szybka i zawodnicy grali bramka za bramkę. W tym czasie efektownie rzucali przede wszystkim Damian Domagała i Hubert Kornecki.
Wrocławianie grali jednak za bardzo nierówno i obok bardzo dobrych akcji, popełniali proste błędy. W efekcie, gdy w 49 minucie ze skrzydła trafił Czapliński, na tablicy wyników widniał rezultat 31:24 - po raz pierwszy gospodarze prowadzili różnicą siedmiu bramek, a po chwili powiększyła się do ośmiu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Brutalnie przerwał zabawę. Od razu wyleciał z boiska
Gdy wydawało się, że w tym meczu nic się już nie wydarzy, zawodnicy z Wrocławia zabrali się za odrabianie strat. Po tym jak zmniejszyli je do 33:28, Patryk Rombel na 6,5 minuty przed końcem spotkania poprosił o czas, po czym przewaga gospodarzy znów wzrosła. Wrocławianie nie doprowadzili do nerwowej końcówki, a mecz zakończył się wynikiem 37:33.
PGE Wybrzeże Gdańsk - WKS Śląsk Wrocław (19:16)
PGE Wybrzeże Gdańsk: Zembrzycki (14/44 - 32%) - Czapliński 9, Domagała 6, Tomczak 6, Będzikowski 6, Stępień 3, Góralski 2, Stanescu 2, Papina 1, Papaj 1, Siekierka 1, Pepliński, Zmavc.
Karne: 3/3.
Kary: 10 min. (Zmavc, Góralski, Domagała, Stępień, Tomczak - po 2 min.).
WKS Śląsk Wrocław: Dudek 1 (3/17 - 18%), Małecki (7/29 - 24%) - Salacz 9, Kornecki 8, Nastaj 6, Ramiączek 2, Majewski 2, Mucha 2, Granowski 1, Wielgucki 1, Jankowski 1, Kołodziejczyk, Gądek, Cegłowski, Cepielik.
Karne: 0/0
Kary: 10 min. (Kołodziejczyk, Jankowski, Nastaj, Salacz, Ramiączek - po 2 min.).