Mało kto spodziewał się takiego startu naszych zachodnich sąsiadek w sobotnim starciu z ekipą brązowych medalistek olimpijskich. Niemki na mecz z norweską potęgą wyszły bez żadnych kompleksów - były skuteczne w ataku, a w obronie broniły bardzo wysoko, dezorganizując ofensywę Norweżek.
Efekt? Po czterech minutach prowadziły już trzy do zera. Norwegia musiała się namęczyć, żeby zdobyć pierwszą bramkę. Obrończynie ściągnęła na siebie Stine Oftedal i odegrała do Kari Brattset, po czym obrotowa umieściła piłkę w siatce.
Później Niemki kompletnie się zacięły. A zaczęło się od niewykorzystanego rzutu karnego przez Alinę Grijseels, którą zatrzymała Katrine Lunde. Norweżki nabrały rozpędu i odrobiły straty z nawiązką (7:3 w 12').
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Brąz Świątek sukcesem czy niedosytem? "Trzeba zmienić narrację"
Zawodniczki Markusa Gaugischa spieszyły się w ataku i popełniały proste błędy, a Norwegia je wykorzystywała i budowała bezpieczny dystans (12:6 w 23'). I przy takim też zeszły na przerwę po pierwszej połowie.
Po zmianie stron Norweżki kontrolowały mecz i pewnie kroczyły po wysoką wygraną na koniec fazy grupowej. Na pięć minut przed końcem straciły jednak Vilde Ingstad, która była faulowana przez Meike Schmelzer i doznała fatalnie wyglądającej kontuzji kolana. Hala zamarła, nastała cisza, jej koleżanki z drużyny łapały się za głowę, a niektóre nawet płakały...
- To okropne. Jestem naprawdę zirytowana. I wkurzona. Po co pchać zawodniczkę w plecy, gdy jest w powietrzu, skoro tracisz dziesięć bramek? Nie rozumiem tego. To naprawdę trudne - mówiła przez łzy Nora Mork, cytowana przez VG.
Raczej nie ma już szans, żeby 29-letnia obrotowa wystąpiła w kolejnych meczach. Zawodniczka najprawdopodniej uszkodziła więzadła i czekają ją specjalistyczne badania.
Faza grupowa Paryż 2024:
Grupa A:
Norwegia - Niemcy 30:18 (14:8)
Najwięcej bramek: dla Norweżek - Henny Reistad 8, Stine Oftedal 4; dla Niemek - Emily Boelk, Antje Doell i Viola Leuchter 3.
---> Znamy kolejnych ćwierćfinalistów! Emocjonujący wieczór w Paryżu
---> Koniec zwieńczył dzieło. Francuzki i Holenderki potwierdziły moc