"Podjąłem decyzję o powołaniu Czesława Michniewicza na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski. Podpisaliśmy umowę do końca 2022 roku, z opcją przedłużenia. Uważam, że to najlepszy wybór dla naszej kadry przed zbliżającymi się wyzwaniami" - przekazał na Twitterze Cezary Kulesza.
Warto doprecyzować przekaz prezesa PZPN: kontrakt Czesława Michniewicza ma obowiązywać do końca roku, ale jeśli trener nie wprowadzi Polski do MŚ 2022, PZPN będzie mógł rozwiązać umowę bez konsekwencji już po barażach.
Dlaczego Kulesza wybrał właśnie Michniewicza, a nie Adama Nawałkę, z którym dwukrotnie finalizował rozmowy? - Moim zdaniem to jeden z najlepszych trenerów w Polsce. Przekonał mnie jedną rzeczą: pokazał mi obszerny plan na pierwszy mecz barażowy. Wszystko mi wyjaśnił. Był przygotowany na nasze pierwsze spotkanie - wyjaśnił prezes PZPN podczas prezentacji selekcjonera.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: długo się nie zastanawiał! "Bramka stadiony świata"
Finał castingu
Tym samym dobiegł końca trwający ponad miesiąc casting na selekcjonera trwał, który momentami przypominał farsę. Przecieki kontrolowane i niekontrolowane wywracały strategię rekrutacyjną Cezarego Kuleszy do góry nogami i konsternowały kandydatów. Niepokoiły też liderów reprezentacji. Nie był to proces decyzyjny, o jakim w przyszłości będą pisać w podręcznikach.
Prezes PZPN rozmawiał z Fabio Cannavaro, wyświadczając sobie z Włochem wzajemną wizerunkową przysługę. Podsuniętemu przez Cezarego Kucharskiego i Tomasza Hajtę Marcelowi Kollerowi wysłał umowę, choć Szwajcar nie mógł podjąć pracy ze względu na stan zdrowia.
Wreszcie marzył o zatrudnieniu Andrija Szewczenki, z powodu którego "zamroził" podpisanie uzgodnionego już 14 stycznia kontraktu z Adamem Nawałką. Gdy okazało się, że Ukrainiec pozostanie niezrealizowanym marzeniem prezesa PZPN, ten ponownie zwrócił się do Nawałki. Jeszcze w czwartek i piątek wydawało się, że powierzy kadrę właśnie jemu, ale w sobotę zdetonował bombę i postawił na Czesława Michniewicza.
Zmarnowany czas
Poza tym według pierwotnego planu, Kulesza miał przedstawić następcę Paulo Sousy 19 stycznia - trzy tygodnie po nagłym rozstaniu z Portugalczykiem. Ostatecznie, na podjęcie decyzji dał sobie 36 dni, tym samym odbierając bezcenny czas nowemu selekcjonerowi. Od 20 lat i zamiany Jerzy Engel - Zbigniew Boniek po MŚ 2002 reprezentacja nie była bez selekcjonera tak długo.
Michniewicz przejmuje kadrę 52 dni przed "meczem o wszystko" - zaplanowanym na 24 marca półfinałem baraży o awans do MŚ 2022. A na podjęcie pierwszych decyzji czasu ma jeszcze mniej, bo, zgodnie z przepisami FIFA, powołania na baraże będzie musiał rozesłać do 7 marca.
- Dla mnie 52 dni to dużo czasu. Bluźnierstwem byłoby narzekanie, że czasu jest mało. Ja się cieszę, że mam te 52 dni. Poza tym po pierwszym kontakcie z prezesem Kuleszą rozpocząłem pracę - przyznał Michniewicz podczas konferencji prasowej.
Podjąłem decyzję o powołaniu Czesława Michniewicza na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski. Podpisaliśmy umowę do końca 2022 roku, z opcją przedłużenia. Uważam, że to najlepszy wybór dla naszej kadry przed zbliżającymi się wyzwaniami. Myślimy już tylko o #MisjaMoskwa! pic.twitter.com/o4OymPSJgU
— Cezary Kulesza (@Czarek_Kulesza) January 31, 2022
Niemniej jednak nie było w XXI wieku selekcjonera, który działałby pod taką presją. Do tej pory najmniej czasu przed pierwszym meczem o stawkę miał Leo Beenhakker, który objął kadrę 53 dni przed inauguracją eliminacji Euro 2008. Więcej TUTAJ. I skończyło się źle. Choć miał do wykorzystania sparing, po dwóch pierwszych meczach kwalifikacji z Finlandią (1:3) i Serbią (1:1) kadra miała na koncie jeden punkt.
Ostatecznie Polska awansowała do mistrzostw Europy, ale na nadrobienie strat ze startu miała aż 12 kolejek. Michniewicz nie ma marginesu błędu. Nie będzie miał drugiej szansy. Jego misja powiedzie się tylko wtedy, gdy wygra najpierw z Rosją, a potem z Czechami albo Szwecją. Nowy selekcjoner nie ma też "luksusu" w postaci próby generalnej - jego zespół od razu wystąpi na dużej scenie, moskiewskich Łużnikach.
A przed debiutem będzie miał bardzo mało czasu na pracę z drużyną. Zgrupowanie rozpocznie się 21 marca - trzy dni przed meczem z Rosją. Michniewicz podjął się karkołomnej misji i albo zaliczy nieudany selekcjonerski epizod, który może się rzucić długim cieniem na jego karierę, albo zostanie uznany za cudotwórcę.
Żadnej pracy się nie boi
Nowy selekcjoner reprezentacji Polski to dwukrotny mistrz kraju. Wygrał ligę jako trener Zagłębia Lubin (2007) i Legii Warszawa (2021). Ma na koncie również Puchar Polski zdobyty z Lechem Poznań (2004) i dwa Superpuchary Polski, po które sięgnął z Lechem (2004) i Zagłębiem (2007).
Pracę szkoleniową zaczął w Amice Wronki, w której kończył karierę zawodniczą. To w tym klubie poznał Ryszards F. ps. "Fryzjer" - ojca chrzestnego mafii piłkarskiej w Polsce. Prokuratura zajmująca się aferą korupcyjną w polskim futbolu ustaliła, że w latach 2003-2005, gdy Michniewicz prowadził Lecha, panowie kontaktowali się ze sobą telefonicznie 711 razy. Więcej TUTAJ. Michniewicz nie usłyszał jednak zarzutów. Występował w śledztwie w charakterze świadka.
Od 2003 roku, gdy zadebiutował w Ekstraklasie jako trener Kolejorza, pracował łącznie w 10 klubach - zawsze na najwyższym poziomie rozgrywkowym: Lechu Poznań, Zagłębiu Lubin, Arce Gdynia, Widzewie Łódź, Jagiellonii Białystok, Polonii Warszawa, Podbeskidziu Bielsko-Biała, Pogoni Szczecin, Bruk-Becie Nieciecza i Legii Warszawa. W Jagiellonii zatrudniał go właśnie Kulesza, który wówczas był współwłaścicielem i prezesem klubu.
Michniewicz to trener, który... nie wybrzydza. Żadnej pracy się nie boi. Zaczynał w biednym jak mysz kościelna Lechu sprzed "ery Rutkowskich", a mimo to poprowadził Kolejorza do Pucharu i Superpucharu Polski. Po fuzji Lecha z Amicą musiał zrobić miejsce dla Franciszka Smudy, a chwilę później zastąpił go w Lubinie i sięgnął z Miedziowymi po mistrzostwo.
Rok po wygraniu tytułu przyjął ofertę beniaminka - Arki Gdynia. I rozpoczął objazd po ligowych średniakach. Nie bał się nawet walki o utrzymanie z Podbeskidziem i Bruk-Betem. Nie odmówił też ekscentrycznemu Józefowi Wojciechowskiemu. Choć kontrowersyjny milioner (więcej TUTAJ) nie szanował trenerów i zmieniał ich jak rękawiczki, Michniewiczowi upokorzenie rekompensowało miesięczne uposażenie w wysokości ok. 100 tys. zł.
Ostatnim przystankiem w jego karierze była Legia (2020-21). Z Wojskowymi zdobył mistrzostwo Polski i wprowadził ich do fazy grupowej Ligi Europy, ale Łazienkowską 3 opuścił jako przegrany i skonfliktowany z zespołem. Dariusz Mioduski zwolnił go, gdy na przełomie września i października zespół przegrał cztery z pięciu meczów. Więcej o jego legijnym epizodzie TUTAJ.
W stylu Sousy
Michniewicz ma już doświadczenie selekcjonerskie. W latach 2017-20 prowadził młodzieżową reprezentację Polski, z którą awansował do mistrzostw Europy (2019). Orlęta wygrały dwa pierwsze mecze turnieju z Belgią (3:2) i Włochami (1:0), ale porażka w trzecim z Hiszpanią (0:5) zamknęła przed nimi drzwi do półfinału.
W kolejnym cyklu eliminacyjnym Biało-Czerwonym nie szło już tak dobrze, a sam Michniewicz zachował się niczym Paulo Sousa. Kilka tygodni przed kończącymi kwalifikacje meczami... został trenerem Legii Warszawa. Poprowadził kadrę z Serbią (0:1) i Bułgaria (1:1), ale choć Biało-Czerwoni mieli jeszcze szansę na awans, to Michniewicz przygotował już sobie miękkie lądowanie.
Znajomość specyfiki pracy selekcjonera to jego niewątpliwy atut. Poza tym dzięki temu zna wielu młodych reprezentantów z roczników 1996 i młodszych: Jana Bednarka, Roberta Gumnego, Sebastiana Walukiewicza, Krystiana Bielika, Tymoteusza Puchacza, Jakuba Modera, Przemysława Płachetę, Sebastiana Szymańskiego, Kamila Jóźwiaka, Adama Buksę czy Karola Świderskiego.
Z drugiej strony, nie będzie miał łatwego wejścia do szatni, bo "starszyzna" drużyny narodowej jasno opowiedziała się za kandydaturą Nawałki. Kamil Glik i Grzegorz Krychowiak mówili o tym wprost. W wypowiedziach Roberta Lewandowskiego można to było odczytać między wierszami.
Spięcie z "Lewym"
A to nie wszystko. Wróćmy jeszcze do występu Biało-Czerwonych na MME 2019 we Włoszech. Zespół osiągnął niezły wynik, bo Polska nie jeździła na młodzieżowe mistrzostwa Europy co dwa lata, ale zespół Michniewicza był krytykowany za defensywny i zachowawczy styl gry. Nie spodobał się on m.in. Robertowi Lewandowskiemu.
- Tam nie było gry. Nie dało się zobaczyć, czy zawodnik będzie nadawał się do reprezentacji seniorskiej. Jeśli w wieku 20 czy 21 lat grasz tylko defensywnie i ustawiasz się z tyłu, to jak nauczyć młodych piłkarzy, żeby podejmowali ryzyko? - pytał "Lewy" w rozmowie z WP SportoweFakty.
Michniewicz, którego wizytówką jest taki styl gry, nie pozostał dłużny kapitanowi kadry A. - Lewandowski to dziś dla mnie ani brat, ani swat. Nie zanosi się na to, byśmy kiedyś razem pracowali, więc mogę mówić to, co myślę - mówił w programie "Stan Futbolu" w TVP Sport.
- Łatwo się tak mówi, gdy jest się zawodnikiem Bayernu i cały czas atakujesz. Nikt nie lubi biegać bez piłki, tak jak my biegamy. Ale przekonaliśmy zawodników, że to jedyny sposób na skuteczną grę w obronie; że wszyscy będą pracować w defensywie - tłumaczył.
- Nauczyliśmy piłkarzy dyscypliny, wszyscy nas za to chwalą za granicą, a w Polsce robi się z tego zarzut. Gdybym był trenerem Bayernu i miał posiadanie piłki w okolicach 70 procent w każdym meczu, też budowałbym wszystkie akcje w okolicach "szesnastki" i tylko czekał, kto mi dogra piłkę i strzeli bramkę - spuentował szkoleniowiec.
Życie znów napisało najciekawszy scenariusz. Dwa lata temu Michniewicz nawet nie marzył o poprowadzeniu Lewandowskiego, a teraz nowy selekcjoner i kapitan kadry muszą znaleźć wspólny język, by poprowadzić Polskę w najważniejszych meczach tej dekady. Jak ujawnił, pierwsze kroki, podobnie jak Sousa, Michniewicz ma zamiar skierować do Monachium na spotkanie z "Lewym".