Łodzianie pokonali ekipę z Zabrza po golach Pirulo w 41. i Michała Trąbki w 78. minucie. W przekroju całego spotkania prezentowali się lepiej od przeciwników i tym razem potrafili to udokumentować bramką.
Zobacz też: Chełmianka - Lechia. Obrońca tytułu nie lekceważy outsidera III ligi
- Chciałbym pogratulować zawodnikom. Ten awans to ich zasługa, choć do 20. minuty ciężko wchodziliśmy w ten mecz. Druga połowa też nie zaczęła się dobrze, ale w obu byliśmy w stanie strzelić po golu i dlatego skończyło się 2:0. Chcieliśmy awansować, przed meczem mówiłem, że traktujemy ten Puchar poważnie i chcemy grać dalej - zaznaczył Kazimierz Moskal.
Dla szkoleniowca ŁKS-u Łódź był to 50. oficjalny mecz w tej roli. Przed spotkaniem odebrał pamiątkowe zdjęcie i marynarkę z wyhaftowanym herbem klubu.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Łukasz Piszczek pożegna się z reprezentacją Polski. "To nie jest dobry moment na taką celebrację"
- To bardzo miły gest, choć w ogóle nie przywiązuję do tego wagi. Nie miałem pojęcia, że to moje pięćdziesiąte spotkanie. Tak samo nie przywiązuję wagi do statystyk, nie liczę punktów, nie przewiduję, co los przyniesie w 1/8 finału - dodał trener Łódzkiego Klubu Sportowego.
W porównaniu do sobotniego meczu ligowego z Rakowem Częstochowa szkoleniowiec biało-czerwono-białych dokonał aż dziesięciu zmian w wyjściowym składzie, ale - jak sam przyznał - nie była to rewolucja, bo większość piłkarzy miała sporo rozegranych minut w tym sezonie.
- Jeśli patrzeć na ostatnie spotkanie, to faktycznie było to 10 zmian. A tak naprawdę było dwóch zawodników, którzy mają mało minut - Dominik Budzyński i Kamil Rozmus. Dwójka środkowych obrońców to tak naprawdę nasze wyjściowe ustawienie. Trójka środkowych pomocników? To oni przecież grali początek sezonu. Także Kujawa, Bryła czy Pirulo to gracze, którzy dużo dają i też im to mówiłem. Mamy wyrównaną kadrę i to cieszy, że mamy możliwość takiej zmiany. Oni też czekają na tę szansę. Jest to istotne, bo Jagiellonia z Pucharem Polski już się pożegnała i przygotowują się bezpośrednio do nas - zakończył Moskal.
Zobacz także: Widzew - Legia. Marcin Kaczmarek: To święto dla kibiców spragnionych dużej piłki
Znacznie mniej optymizmu po spotkaniu miał w sobie trener Górnika Zabrze Marcin Brosz. Jeśli można w ogóle powiedzieć, że spotkanie układało się po myśli jego zespołu, to miało to miejsce tylko przez około pierwszy kwadrans.
- Po takim meczu trudno coś powiedzieć dobrego. Odpadliśmy, a liczyliśmy na zdecydowanie więcej. Chcieliśmy poprawić wynik z tamtego roku. Nie udało się. Przed nami niedzielny mecz derbowy z Piastem Gliwice i myślę, że po nim będziemy analizować powody i przyczyny tego wszystkiego, co nas ostatnio spotyka, bo czasu jest mało. Trzeba się skoncentrować na tym, co przed nami, choć do tego na pewno wrócimy - zaznaczył szkoleniowiec.
Goście stwarzali sobie sytuacje bramkowe, ale przy finalizacji byli znacznie mniej dokładni niż rywale.
- To nie tylko te sytuacje, ale wpływ na wynik miało to, że nie stwarzaliśmy ich tyle, ile byśmy chcieli. Było tak, że odbieraliśmy piłkę, a skrzydła i pozostali zawodnicy stali. Najprostsze sposoby nie dawały nam efektu. Tak się ten mecz ukształtował. Nie byliśmy w stanie dyktować warunków. Później brakowało nam, by zmienić oblicze meczu po 30. minucie. Trzeba wytwarzać więcej. Oddaliśmy dziesięć strzałów, z czego sześć celnych. To za mało, by ściągać kibiców - ocenił
Marcin Brosz podkreślił jednak, że bardzo chciał awansować do 1/8 finału, a to, że ŁKS dokonał wielu zmian względem sobotniego spotkania, nie robiło różnicy z punktu widzenia zabrzan.
- Przed meczem mówiłem, że traktujemy ekstraklasę na równi z Pucharem Polski. Koncentrujemy się na sobie, bierzemy różne rzeczy pod uwagę, ale podkreślałem, że kluczem jesteśmy my. Gdybyśmy inaczej rozwiązali kilka naszych sytuacji, pewnie byłoby inaczej Chcieliśmy bardzo awansować dalej, ale ŁKS zwyciężył - podsumował trener Górnika Zabrze.