Przemysław Pawlak
13 punktów, 4 zwycięstwa, remis i porażka, pozycja lidera, 5 z 6 meczów bez straconego gola, a mimo tego Brzęczek znalazł się w takim punkcie, że gdyby mówił same mądre rzeczy, opinia publiczna i tak by mu nie uwierzyła. Nie oznacza to, że przegrał, że jego dni na stanowisku selekcjonera są policzone, niemniej nie da się nie ulec wrażeniu, że ponad rok pracy Brzęczka to czas, w którym kadra narodowa nie zrobiła sportowego postępu. Bilans jego pracy to 4 zwycięstwa, 4 remisy, 4 porażki, bramki 13-10 - zachwycać się nie ma czym.
Mecz z Austrią przerwał serię zwycięstw Biało-Czerwonych przed własną publicznością w spotkaniach o punkty kwalifikacji mistrzostw Europy i mistrzostw świata - stanęło na 10 wygranych z rzędu, ostatni raz oddaliśmy punkty na Stadionie Narodowym w Warszawie w październiku 2014 roku, remisując ze Szkocją 2:2. Ale nie statystyki są najważniejsze, w sposobie gry reprezentacji Polski tkwi bowiem największy problem.
Brak kontroli
- Liczyliśmy na zdobycie przynajmniej czterech punktów, ostatecznie mamy tylko jeden, ale najgorsze jest to, że mieliśmy problemy na boisku, wynikające z formy zawodników oraz doboru taktyki - mówi prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniew Boniek. - Niemniej nie podzielam histerii mediów. Jerzy Brzęczek stara się drużynę odmłodzić, w meczach ze Słowenią i zwłaszcza z Austrią odważniej sięgnął po zawodników, z których wcześniej nie mógł skorzystać, bo szykowani byli do występu w mistrzostwach Europy do lat 21. To nie jest takie proste, żeby wszystko od razu zaskoczyło - dodał.
Śmieszą mnie głosy ludzi, którzy nie wiedzą, jak wygląda piłka. Mamy krótką pamięć, a ja przypominam sobie, że nie tak dawno prowadziliśmy w Kazachstanie 2:0, aby zremisować, męczyliśmy się z Armenią w Warszawie. Brakuje nam powtarzalności, ale w piłce reprezentacyjnej posiada ją może kilka zespołów na świecie. Nie możemy być zadowoleni ze stylu gry drużyny, mamy trochę problemów taktycznych. Wszyscy myśleliśmy, że zespół po roku pracy selekcjonera Brzęczka będzie wyglądał lepiej. Na ten moment nie wygląda to dobrze. Ale gadaniem tego nie zmienimy, możemy to zmienić tylko pracą sztabu szkoleniowego reprezentacji i zawodników - stwierdził Boniek.
ZOBACZ WIDEO: Bundesliga. Seria Herthy Berlin trwa. Coraz gorsza sytuacja Fortuny [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Po meczu z Austrią selekcjoner przekonywał, że płynność gry w końcu przyjdzie, rzecz w tym, że jego pewność w żaden sposób nie pokrywała się z tym, co faktycznie działo się na boisku. W spotkaniu na Stadionie Narodowym nie było choćby jednego momentu, o którym moglibyśmy powiedzieć, że mamy je pod kontrolą, że gra toczy się według naszego scenariusza. Prowadząc atak pozycyjny, Biało-Czerwoni nie byli w stanie stworzyć zagrożenia pod bramką przeciwnika. Można wręcz odnieść wrażenie, że każdy kolejny mecz jest słabszy od poprzedniego (tylko spotkanie z Izraelem wyłamuje się z tej reguły), że nasz zespół zamiast się rozwijać, zwija się.
Nie widać punktu zaczepienia do nabrania przekonania, że odzyskamy płynność gry. Nadejście tego momentu nie wydaje się bliskie, a Brzęczek pracuje już 14 miesięcy, czyli przekroczył połowę czasu, który od lipca poprzedniego roku, kiedy został selekcjonerem, dzielił go do startu finałów mistrzostw Europy. Turniej wystartuje za dziewięć miesięcy - jak my, gdzie my, z czym my?
-> Robert Lewandowski - maszyna pracuje
- To nie Brzęczek, nie piłkarze i nie PZPN mówią, że gramy w śmiesznej grupie, taką narrację budują media. Grupa jest wyrównana, w składach rywali znajdziemy zawodników z dobrych klubów. Byliśmy losowani z pierwszego koszyka, jesteśmy faworytem i z tej roli się wywiązujemy, bo zajmujemy pierwsze miejsce w grupie. Wolę mieć problemy i przewodzić stawce, niż znajdować się na miejscu Austriaków - odbija piłeczkę "Zibi".
- Nie czas na rozmyślanie o tym, co będzie w trakcie finałów mistrzostw Europy. Najpierw skupmy się na tym, żeby zakwalifikować się do turnieju. Oczywiście, ja mówię, że awans wywalczymy, a na Euro cel będzie jeden - wyjście z grupy. Co wcale nie będzie takie proste, jak się niektórym wydaje. Turniej będzie specyficzny, rozgrywany w wielu państwach, może się zdarzyć, że w grupie trafimy na dwie drużyny, które wystąpią przed własną publicznością… - dodał.
Zablokowany kapitan
Gra reprezentacji rozchodzi się w szwach. Czas nie pracuje na jej korzyść, a powinien. Pod koniec marca rozpoczynaliśmy eliminacje zwycięstwem w Wiedniu, gdzie Austriacy również mieli więcej z gry, ale potrafiliśmy się odgryźć, z naszych ataków coś wynikało. Przewaga rywala w posiadaniu piłki była mniejsza (59 do 41 procent, w Warszawie 63 do 37 procent), oddaliśmy też więcej strzałów (11 w tym 5 celnych, na Stadionie Narodowym 6 w tym 2 celne). Trudno mówić o rozwoju. Blisko pół roku nie posłużyło nam do zrobienia kroku w przód w kontekście ofensywnej gry zespołu, wręcz przeciwnie - zrobiliśmy krok w tył. Drużyna nie rośnie. W jednym meczu w Wiedniu oddaliśmy więcej strzałów celnych niż we wrześniowych spotkaniach ze Słowenią i Austrią.
- Austriacy lepiej rozgrywali piłkę, lepiej grali po obwodzie, z kolei my źle staliśmy na boisku, nie atakowaliśmy rywali z piłką, ustawiliśmy się nisko, czekaliśmy na to, co zrobią. Ja wiem, że teraz każdy oczekuje, że dokonamy samobiczowania, każdy chce usłyszeć jacy jesteśmy słabi. I oczywiście, mamy świadomość, że nie były to dwa dobre mecze w wykonaniu reprezentacji Polski, ale Austriacy to nie jest marny zespół, to drużyna o zbliżonym potencjale do Polski - przedstawia swój punkt widzenia Boniek. - Po czerwcowym meczu z Izraelem zapanował wielki optymizm, a już we wrześniu okazało się, że my zawsze musimy wychodzić na boisko z żołądkami przyklejonymi do pleców, że zawsze musimy chcieć coś komuś udowodnić. Nie mamy tyle klasy piłkarskiej, by wygrywać nią mecze. Możemy zwyciężać koncentracją, sposobem, systemem gry.
Osobno należy potraktować przypadek Roberta Lewandowskiego. Kapitan reprezentacji Polski już kilka razy w pomeczowych wypowiedziach zwracał uwagę na nieodpowiednie funkcjonowanie zespołu na boisku. Trudno mu się dziwić. W trakcie selekcjonerskiej kadencji Brzęczka napastnik Bayernu Monachium zagrał w 10 meczach i zdobył zaledwie 2 bramki, przy czym jedną z rzutu karnego. Lewandowski niemalże nie dochodzi do strzeleckich okazji. Adam Nawałka odniósł sukces z kadrą z kilku powodów, ale tym najważniejszym było stworzenie na boisku środowiska przyjaznego Lewemu, dzięki czemu zespół mógł wykorzystać jego potencjał. Po sześciu meczach eliminacji Euro 2016 napastnik Bayernu miał na koncie 7 goli - choć strzelone tylko w dwóch spotkaniach z Gibraltarem i Gruzją - a podczas kwalifikacji mundialu w Rosji aż 11 (5 z rzutów karnych, trafiał przynajmniej raz w każdym spotkaniu)! Teraz tego nie ma. Cofnęliśmy się do selekcjonerskiego czasu Waldemara Fornalika, gdy zastanawialiśmy się, w jaki sposób odblokować Lewandowskiego.
- Może tak jest - niechętnie mówi Boniek, ale od razu przechodzi do kontry. - Tyle że budowa reprezentacji to nie jest budowa domu, że raz go postawisz i stoi przez lata. Nie róbmy typowej polskiej tragedii. Zespół Brzęczka zdobył 13 punktów w 6 meczach, jest liderem grupy. Wiemy, czego reprezentacji potrzeba, widzimy, gdzie ma braki. Zdajemy sobie sprawę, że jest poczucie niedosytu, że kilku zawodników gra nie na swoich pozycjach, że Jurek musi to taktycznie poustawiać. Są problemy do rozwiązania. W futbolu reprezentacyjnym liczy się wykorzystanie indywidualności, umiejętności pozostałych zawodników, atmosfera w zespole i odpowiednia taktyka, która musi być prosta, przejrzysta, bo kadra spotyka się raz na dwa miesiące, a nie gra mecze co tydzień. Nie ma tu czasu, żeby pewne rzeczy wytłumaczyć i wypracować.
Trochę galimatias
Trudno wywnioskować, jak reprezentacja Brzęczka chce grać - pewne jest tylko, że nie tak jak obecnie. Po spotkaniu z Austrią selekcjoner nie był zadowolony ze stylu gry zespołu, odwoływał się również do potencjału zawodników, wskazując, że w historii polskiej piłki mieliśmy do czynienia z dwiema wielkimi generacjami - tymi, które przywiozły medale z mistrzostw świata. Prawda, tyle że ten zespół stać na więcej niż trzy celne strzały we wrześniowych meczach. Selekcjoner podkreślał, że w spotkaniu z Austrią zagrało trzech zawodników z Championship, angielskiego zaplecza ekstraklasy, ale przecież to on zbudował w kadrze Mateusza Klicha. Piłkarz Leeds United jest zwierciadlanym odbiciem gry reprezentacji Brzęczka - od bardzo obiecującego początku z Włochami na wyjeździe, po ławkę rezerwowych z Austrią w Warszawie. Brzęczek wciąż szuka optymalnego ustawienia i wyjściowego składu.
Wystawianie Bartosza Bereszyńskiego na lewej stronie obrony jest marnowaniem potencjału zawodnika, niemniej wobec dużej liczby meczów bez utraty gola w eliminacjach można tę decyzję zrozumieć. Rzucanie po różnych pozycjach Piotra Zielińskiego nie jest jednak w pełni zrozumiałe, a słowa selekcjonera wypowiedziane po meczu z Austrią pokazują jaką Brzęczek przebył drogę od otrzymania nominacji na stanowisko selekcjonera. W pierwszych wywiadach mówił z przekonaniem, że znajdzie szyfr do odblokowania potencjału Zielińskiego w kadrze, w zeszłym tygodniu wyraził nadzieję, że któregoś dnia zawodnik Napoli wstanie i coś mu przeskoczy w głowie.
- Jurek jest człowiekiem piłki, mówi rzeczy proste, w ten sposób powinien zwracać się do zawodników w szatni. Selekcjoner miał dobre intencje, nie powiedział tych słów, żeby piłkarzowi zaszkodzić, ale żeby pomóc - twierdzi prezes PZPN. - Jurek mówił, że Piotrek może być piłkarzem genialnym, że ma jedno z najlepszych kierunkowych przyjęć piłki na świecie. Pozytywne rzeczy. Jaki jest sens czepiania się jednego zdania? To też nie jest wina Brzęczka, że Michał Pazdan popełnił błąd lub że zespół stracił koncentrację przy stałym fragmencie w meczu ze Słowenią. Pierwsze kilka minut tego spotkania graliśmy jak Austria z nami - nie pozwoliliśmy rywalom dotknąć piłki - dodał.
- Problemy kadry są dwa - na kogo postawić i w jakim systemie grać. W linii obrony, czasem spisującej się bardzo dobrze, czasem odrobinę gorzej, mamy niemal w każdym meczu eliminacji Euro 2020 identyczne zestawienie personalne. Pojawiła się powtarzalność, nie tracimy wielu goli. Na lewej stronie z konieczności gra Bereszyński, jestem jednak przekonany, że gdyby wszedł do składu Rybus, a wynik by się nie zgadzał, wszyscy pytaliby, dlaczego nie wystąpił Bereszyński, skoro wcześniej kadra w czterech meczach nie straciła gola - kontynuuje Boniek.
- Śmiać mi się chce, gdy niekompetentni ludzie, zamieniają człowieka kompetentnego w niekompetentnego. Żyjemy w czasach, w których z Twittera dowiadujemy się, że zawodnik gra w podstawie, a po meczu, że wypadł świetnie. Krótkie komunikaty. Rzeczywistość zna jednak sztab szkoleniowy, bo faktycznie ogląda mecze. Z tym domaganiem się gry określonych zawodników jest tak, że po przegranym meczu najlepszy jest ten, który nie grał. Trzeba się natomiast zastanowić jakim systemem reprezentacja powinna grać. Czy powinno to być ustawienie 1-4-4-2, 1-4-2-3-1, a może 1-4-1-4-1? Aby taktyka była najbardziej efektywna, trzeba ją ułożyć pod możliwości piłkarzy. Mamy w zespole zawodników młodych i doświadczonych, w którąś stronę trzeba zmierzać. Dziś mamy troszeczkę galimatias w tym względzie. Być może Jurek nie wytłumaczył dobrze wszystkiego zawodnikom. Tu jest pole do poprawy, niewykluczone, że nawet do zmiany myślenia - mówi prezes PZPN
Ważny październik
Ciśnienie wokół selekcjonera rośnie. Posada Brzęczka w tej chwili nie jest jednak zagrożona: - Jestem poważnym człowiekiem. Nie oceniam biegu na 10 kilometrów po przebiegnięciu sześciu. Prezesem PZPN będę przez osiem lat, człowiekiem przez całe życie. Zespół Nawałki też długo startował. Spokojnie. Dobiegniemy do mety, wówczas przyjdzie czas na analizę - mówi Boniek.
Stać go na taką deklarację. Polska jest liderem grupy G, w październiku zagramy z najsłabszą w stawce (0 punktów) Łotwą na wyjeździe i przed własną publicznością z Macedonią Północną. Dwa zwycięstwa, mając na uwadze klasę przeciwników - należy ich oczekiwać, sprawią, że nasz udział w finałach Euro 2020 zostanie w praktyce przesądzony, choćby dlatego, że w październiku Słowenia zagra z Austrią i ktoś z grupy pościgowej straci punkty. Niemniej można odnieść wrażenie, że w październiku nie tylko punkty będą się liczyły, ważny będzie również styl, bo czasu na poprawę gry reprezentacji jest bardzo mało - przed startem Euro 2020 Polska rozegra maksymalnie osiem meczów (4 do końca eliminacji, 2 w terminie marcowym i 2 bezpośrednio przed turniejem, czyli po październikowych spotkaniach zostanie tylko 6 spotkań do mistrzostw Europy).
Kontrakt Brzęczka obowiązuje do końca grudnia tego roku, jeśli kadra wywalczy awans na mistrzostwa Europy, przedłuży się automatycznie do zakończenia turnieju finałowego. Każdą umowę można jednak zakończyć w dowolnym momencie - to przecież kwestia wypłacenia odpowiedniej wysokości odszkodowania.
Czytaj też: Polska - Macedonia Północna. Zmiany w kadrze naszych rywali