Szymon Mierzyński: Projekt na lata upadł w sześć miesięcy. Ivan Djurdjević ofiarą zblazowanej szatni Lecha (komentarz)

WP SportoweFakty / Jakub Piasecki / Na zdjęciu: Ivan Djurdjević
WP SportoweFakty / Jakub Piasecki / Na zdjęciu: Ivan Djurdjević

Miał być "projektem na lata", stracił pracę po niespełna sześciu miesiącach. Ivan Djurdjević to kolejna ofiara zblazowanej szatni Lecha Poznań i ten, który płaci za błędy popełniane przez cały klub.

Porażka z Lechią Gdańsk (0:1) była dla Kolejorza już trzecią z rzędu. Drużyna ze stolicy Wielkopolski nie ma wyników, nie ma stylu, nie potrafi ściągać na trybuny kibiców (niedzielne starcie oglądało na stadionie tylko 8 tys. osób), ale nikt z tych, którzy jeszcze przy niej trwają, nie obwiniał o obecny stan rzeczy serbskiego szkoleniowca.

- Z pełnym entuzjazmem patrzę w przyszłość, bo przyjdzie mi walczyć ramię w ramię z takim człowiekiem jak Ivan. Przygotowywaliśmy go do tego momentu od lat. Na boisku był legendą, wojownikiem, nigdy się nie poddawał i nie odstawiał nogi. Może nie był najlepszym piłkarzem, ale miał największe serce. Od pięciu lat inwestowaliśmy w jego rozwój trenerski. Od trzech lat prowadził zespół rezerw, gdzie mógł przygotować warsztat, by w tym trudnym momencie objąć zespół. Wiem, że on swoją charyzmą i energią zarazi szatnię Lecha i nie tylko. Będzie miał moje stuprocentowe wsparcie, by dokonać tych zmian, które są w klubie konieczne - to słowa Piotra Rutkowskiego z maja bieżącego roku, gdy Djurdjević zaczynał swoją misję.

Decyzja o zwolnieniu trenera pokazuje, że te deklaracje można było w zasadzie wyrzucić do kosza. Od kilku miesięcy przy Bułgarskiej głośno mówiło się, że źródłem problemów są piłkarze - zwłaszcza ci, którzy grają w Kolejorzu od dawna i są zwyczajnie wypaleni. Zimą miała się zacząć rewolucja kadrowa, rozłożona w czasie ze względu na długość niektórych kontraktów. Przekaz był jasny - winni są zawodnicy, a nie sztab szkoleniowy. Tymczasem przy pierwszym kryzysie głową zapłacił ten, który dla Lecha zrobiłby wszystko.

Jakkolwiek by nie oceniać pracy Djurdjevicia, jasne jest jedno: w niedzielę spotkała go wielka przykrość. - Lechowi nigdy nie powiedziałbym "nie" - uzasadniał swoją decyzję o przejęciu drużyny i każdy z poznańskich kibiców wie, że akurat w jego ustach te słowa były szczere, nie wynikały z chęci lepszego zarobku, a raczej z autentycznego przywiązania do klubu - tego, co w dzisiejszym futbolu jest zjawiskiem zanikającym. I taki człowiek - zamiast otrzymać wsparcie od władz klubu - został pierwszą ofiarą beznadziejnej postawy drużyny w sezonie 2018/2019.

ZOBACZ WIDEO Kuriozalny samobój Chievo. Komentatorzy nie wytrzymali ze śmiechu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Od kilku lat Kolejorz nie zdobywa trofeów, zawodzi zarówno w rozgrywkach krajowych, jak i w europejskich pucharach, jednak płacą za to głównie szkoleniowcy. Pierwszy był Maciej Skorża, którego zwolniono kilka miesięcy po wywalczeniu mistrzostwa, potem pracę stracił Jan Urban, wiosną tego roku Nenad Bjelica, a teraz Ivan Djurdjević. Tylko piłkarze trwają przy swoim - ci sami, którzy kwestionowali decyzje taktyczne Djurdjevicia (o czym on sam mówił coraz bardziej otwarcie), od dłuższego czasu okrutnie zawodzą i tak naprawdę swoją postawą zwalniają każdego trenera, który im nie odpowiada. Wkrótce przyjdzie nowy, u którego w swym wyrachowanym podejściu do zawodu będą mieć zapewne czystą kartę, gotowi na serio założyć, że może uda im się jeszcze uratować dalszy byt w Lechu.

Zwolnienie Ivana Djurdjevicia to wielki błąd - ruch, który zachwieje wiarygodnością zarządu i wzmocni i tak już rozpasaną szatnię. Ten zespół mało kto ma ochotę oglądać (frekwencja spada w zastraszającym tempie), a piłkarzom "udało się" doprowadzić do czegoś, co jeszcze kilka lat temu było niewyobrażalne - stali się kibicom zwyczajnie obojętni. Fenomen społeczny, jakim Kolejorz był w Wielkopolsce (choćby dlatego, że nie miał tu realnej sportowej konkurencji), sypie się jak domek z kart, bo nikt nie chce przeżywać nieustannych upokorzeń i oglądać drużyny, który rok w rok zawodzi i coraz rzadziej miewa nawet przebłyski.

To prawdopodobnie koniec przygody Djurdjevicia w Lechu w jakiejkolwiek formie. Do rezerw raczej nie wróci, bo jego miejsce zajął tam Dariusz Żuraw (on ma zresztą prowadzić drużynę do momentu wyboru nowego trenera), poza tym skala rozczarowania 41-latka jest zapewne tak duża, że trudno by mu już było przyjąć jakąkolwiek propozycję.

Cieszą się tylko piłkarze. Wreszcie nie będą musieli grać w ustawieniu z trójką obrońców, a widmo rychłego pożegnania z klubem przynajmniej na chwilę się oddaliło. Szkoda, że zarządowi Lecha tak łatwo przyszła decyzja o rozstaniu z Djurdjeviciem, bo na kolejnego tak zaangażowanego emocjonalnie człowieka na ławce przyjdzie mu zapewne poczekać wiele lat.

Komentarze (8)
Mo39
5.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szanowny dziennikarzu ! Jak można pisać takie niedorzeczności, co mieli trzymać trenera , który w ogóle nie radził z drużyna. Jak wojsko źle walczy to zmieniają żołnierzy czy dowódcę. Djurdjev Czytaj całość
avatar
JJS
5.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Winni kryzysu w Lechu :trener-wprowadził dziwne metody jak powołanie kapitana drużyny,gra trzema w obronie nietrafne rotację.Kierownictwo za skąpstwo przy zakupach zawodników-skup staroci/szrot Czytaj całość
avatar
LeszczynskiBYK
5.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nowy projekt na lata co sześć miesięcy, piękna ta ekstraklasa 
avatar
collins01
5.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To ze trener byl zwiazany z klubem to jedno.Niestety pilkarze nie sa zwiazani bo nic ich z Poznaniem nie łączy.Metody jak w Chelsea to sobie Mourinho moze stosować.Ale nie my.To nie ten poziom Czytaj całość
jackblack5
5.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie mam pojęcia czy beznadziejna gra Lecha to wina trenera czy piłkarzy? jedno wiem że kiedy szatnia była jeszcze za trenerem to Lech grał mimo wygranych brzydko 
Zgłoś nielegalne treści