- Od tygodni trwa dyskusja o reformie Ekstraklasy. Pełno jest rozwiązań i pomysłów, ale mam wrażenie, że zapomina się o fundamentach - mówi szef Legii.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Czyli?
Dariusz Mioduski: O przyjęciu wspólnego celu, określeniu tego, co chcemy osiągnąć jako Ekstraklasa i jako cała polska piłka klubowa.
Czego chcemy czy właściwie czego pan chce? Bo wspólnej strategii nie ma.
Czego "chcemy", bo ja sam nic nie osiągnę. Dlatego powinna być wspólna strategia. Dziś mamy kilka ośrodków. Jest PZPN, jest Ekstraklasa, są kluby, ale żadna z tych instytucji nie stara się odpowiedzieć na pytanie: dokąd zmierzamy, gdzie chcemy dojść.
Ekstraklasa i PZPN to od lat wrogie ośrodki.
Mam wrażenie, że to wszystko było dyktowane głównie względami personalnymi. Ekstraklasa i PZPN muszą współpracować i dzisiaj zaczyna się już tak dziać.
Tam, gdzie jest Boniek, tam zawsze są względy personalne.
Może potrzebuje mieć jako partnera do rozmowy kogoś, kto jest silny i merytoryczny, ale nie uprawia polityki i nie chce z nim konkurować.
ZOBACZ WIDEO Artur Boruc: Ja w Legii? Pewnie bym to przemyślał
Pan nie chciał zostać prezesem ekstraklasy?
Nie, bez przesady. Ale jako właściciel i prezes największego polskiego klubu myślę, że jestem dobrym partnerem do współpracy. Nie mam żadnych ambicji związanych z PZPN, mam za to chęć wprowadzenia zmian w polskiej piłce klubowej, stworzenia warunków do rozwoju. Cel jest prosty, oczywisty i niekontrowersyjny: Polska, kraj 40-milionowy, ósma gospodarka Europy, powinna mieć ligę w pierwszej dziesiątce.
Nie da się.
Słucham?
Tyle razy już mnie przekonywano, że się nie da, że prawie uwierzyłem.
Ale dlaczego nie? Skoro taki kraj jak Belgia może, to dlaczego Polska nie może? Jest powód obiektywny? Ja nie widzę. Zanim zaczniemy dyskusję czy 16, czy 18 drużyn to określmy sobie jasno cel: pierwsza dziesiątka w ciągu, powiedzmy, 7 do 10 lat. Musimy być realistami. I teraz pytanie jak to osiągnąć? Dziś atmosfera jest dobra do rozmowy. Są też nowe władze ekstraklasy.
Właśnie, jest nowy prezes, czego pan oczekuje?
Ekstraklasa powinna się koncentrować na dwóch rzeczach: pieniądze i wizerunek. Akurat Marcin Animucki zna się na prawach telewizyjnych i wierzę, że będzie tego pilnował.
Nie chcieliście menedżera typu Biszof czy Marzec?
Bogusław Biszof jest bardzo dobrym i skutecznym menadżerem, który potrafi wyznaczać cele i je realizować. Rzecz w tym, że to nie ten etap w ekstraklasie. Dziś potrzebny jest człowiek do pracy.
Prezes ekstraklasy ma być wykonawcą woli klubów?
W tej chwili tak.
Pieniądze czyli sponsoring i prawa telewizyjne. Na ile pan liczy?
Minimum 300 milionów złotych za sezon.
Chyba coś źle usłyszałem. Można jeszcze raz?
300 milionów. To dolna granica. Wierzę, że może być nawet więcej. Sytuacja na rynku telewizyjnym bardzo się zmienia, a teraz akurat w Polsce jest wyjątkowo sprzyjająca. Canal Plus i Polsat to tradycyjni rywale, ale dochodzi Eleven Sports, Discovery z Eurosportem, nowe media…
Telewizja narodowa. Ok, ale to wciąż kwota kosmiczna na nasze warunki.
Dziś każdy wie, że sport, a piłka szczególnie, to bardzo pożądany kontent, który jest telewizji bardzo potrzebny. Ceny na całym świecie rosną. Nie ma powodu, żeby nie mówić o takiej kwocie.
Gdy tak oglądam polskie drużyny w pucharach europejskich...
Ale przecież nie sprzedajemy praw do meczów pucharowych.
Ok, jednak puchary pokazują poziom.
Liga jest konkurencyjna, oprawa telewizyjna bardzo dobra, mecze są niezłe, trudno wskazać faworyta. Jest co oglądać.
Ale pan chce sprzedać samochód, o którym mówi się, że jest bardzo dobry, tyle tylko że ma jedną wadę - jeździ po drogach lokalnych. Na autostradę nie ma wstępu.
To elitystyczne podejście do życia. Mamy zawsze oglądać Real Madryt?
Nie, sam mając do wyboru mecz Premier League i Piasta Gliwice, wybieram Piasta.
No właśnie. I myślę, że większość wybiera polski produkt, bo to jest inny poziom emocji, zaangażowania, identyfikacji. Żeby był wyższy poziom sportowy tego produktu, muszą pojawić się pieniądze. Bez pieniędzy to się nie uda. Teraz mamy tak, że jak piłkarz tylko zacznie się wybijać to od razu sprzedajemy go za granicę. W ten sposób nic nie zbudujemy.
Błędne koło.
Dlatego trzeba zmienić wizerunek. Pokazać, że to jest bezpieczne, fajne, interesujące, widowiskowe... Na poziomie telewizyjnym jest już dobrze, czas na inne obszary.
A co ze zwiększeniem ligi?
Jest tylko jedno sensowne uzasadnienie - 34 mecze. Poza tym ja nie widzę powodów, dla których powinno się zwiększyć ligę. Dlatego przede wszystkim cały czas powtarzam, najpierw ustalmy cele i priorytety dla ekstraklasy, a później szukajmy rozwiązań, które pozwolą je osiągnąć. Spójrzmy na całą czołówkę I ligi. Która z tych drużyn spowoduje, że pojawią się nowi sponsorzy, że telewizje będą chciały zapłacić więcej za prawa? Które z tych klubów mają stadion, na którym będzie się chciało pokazywać ligę. Które mają system szkolenia, który wprowadzi do polskiej ligi nowych młodych piłkarzy?
Dwie się znajdą.
Dlatego sportowo każdy ma prawo wywalczyć awans.
Czyli pan by wolał zmniejszyć ligę do 14 klubów?
Teoretycznie mogę sobie nawet wyobrazić ligę z 12 drużynami. Wtedy mielibyśmy same silne ośrodki, co kolejkę kilka hitów, stały wysoki poziom, wszyscy non stop o coś walczą. Kluby dostają znacznie więcej z praw telewizyjnych. Liga poszłaby do przodu. Same plusy tyle tylko, że...
To nierealne.
Tak. Nikt się na to nie zgodzi. Musimy szukać kompromisów. Dlatego powtarzam, nie zaczynajmy rozmowy od liczby klubów, tylko od ustalenia wspólnych celów.
Podważa pan podział środków?
Trochę tak. Gdybyśmy zrobili badanie, ile z tych 150 milionów wypracowuje Legia Warszawa, albo, "gdyby Legia sprzedawała prawa sama, to ile dostałaby reszta?". A jeśli pan doda do tego Lecha, to ile zostanie? 30 procent?
Ale ligi składającej się z dwóch drużyn nie stworzycie. Wieczny pat. Zresztą mamy przykład niemiecki, gdzie są podobne zasady.
Oczywiście. Tworzymy wspólne dobro. Ja to rozumiem i się z tym zgadzam.
Ale chciałby pan więcej.
Tak. Więcej dla najlepszych. Polska liga to nie jest marka globalna. Duże ligi europejskie nie sprzedają ligi wewnętrznie, tylko na cały świat. Jeśli Bayern dziś dostaje ledwie dwa razy tyle co najsłabszy klub Bundesligi, to i tak odrobi to na rynkach azjatyckich. Podobnie Real czy Barcelona. My nie. Wie pan, ile dostaliśmy z praw telewizyjnych? 16 milionów. Dla wielu klubów to bardzo dużo, ale w Legii to mniej więcej tyle, ile zarabiamy na naszym sklepie.
Tu 16, tam 16, to razem 32.
Proszę nie żartować. To nie są pieniądze, które pozwolą zbudować solidny europejski klub.
Chce pan powiedzieć: więcej dla Legii?
Nie dla Legii, tylko dla najlepszych. Przecież każdy może być najlepszy. Mój pomysł jest taki: Część środków dzielimy jak do tej pory, część dostają drużyny, które awansują do pucharów, część jest dzielona z rankingu tworzonego na podstawie wyników z ostatnich pięciu lat.
Na końcu najwięcej dostaje Legia.
Każdy ma prawo być najlepszy. Musimy wykształcić liderów. Dwa, trzy, może cztery kluby, które pociągną tę ligę. Czy Legia ma być jednym z nich? Tak, to raczej oczywiste, ale musi to wywalczyć sportowo.
Nie neguję tego, to co pan mówi brzmi sensownie, jednak jeśli dziś pan dostanie więcej, to ktoś inny dostanie mniej.
Gdyby udało się nam wywalczyć wyższe kwoty z praw medialnych, to nie. A stać nas na to, żeby je wywalczyć.
Bo jak ma pracować przy opracowywaniu plan dla całej ligi osoba która prowadzi klub bez żadnej spójności. To nie Czytaj całość