- Obie drużyny mają szanse, choć bardziej prawdopodobny jest awans Lecha. Obawiam się, że Wisła nie poradzi sobie z szybkimi zawodnikami Tottenhamu. Anglicy mogą wykorzystać ten atut, nastawiając się na grę z kontrataku. Pocieszające jest to, że londyńczycy nie są w najlepszej dyspozycji, w minionej kolejce przegrali 0:2 z Portsmouth. Liczę, iż krakowianie powalczą, a Kolejorz spokojnie awansuje - mówi były piłkarz m.in. Anderlechtu Bruksela.
Zdaniem Terleckiego, ostatnie ligowe wyniki Wisły i Lecha nie będą miały żadnego znaczenia w czwartkowych konfrontacjach. A szkoda, bo ci pierwsi wygrali 4:0, a drudzy 3:0. - Najważniejsza jest dyspozycja danego dnia. Nie ma co porównywać Łódzkiego Klubu Sportowego do Austrii Wiedeń, gdzie są zawodnicy doświadczeni i obeznani z europejskimi pucharami. Zapewne będą grali defensywnie, ale poznaniacy powinni sobie poradzić - twierdzi.
Nie ulega wątpliwości, że sporym atutem podopiecznych Franciszka Smudy będzie publiczność. Biletów na czwartkowe spotkanie brakowało już w poniedziałek w godzinach popołudniowych, a na stadionie zjawi się około 24 tysięcy widzów. - Kibice im pomogą, tak jak zawsze. Ale Austria na pewno się nie przestraszy. Lech musi zagrać uważnie w defensywie i liczyć na swoich kluczowych piłkarzy. W dzisiejszej piłce najważniejsze są indywidualności, a nie - jak wszyscy twierdzą - cały zespół. Drużyna musi walczyć, ale o wyniku decydują poszczególni gracze - kończy Terlecki.