Kapitan Rakowa najadł się strachu. "Byłem zdziwiony, że go zawołali"

PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu: Zoran Arsenić
PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu: Zoran Arsenić

- Chcemy wygrywać każdy mecz i zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi. Mamy punkt straty do Lecha, nie poddajemy się - mówi nam kapitan Rakowa Częstochowa Zoran Arsenić. W poniedziałkowym meczu z Lechią Gdańsk nerwowo oczekiwał na decyzję sędziego.

Raków Częstochowa wygrał z Lechią Gdańsk 3:1. Przez większość meczu zespół Marka Papszuna kontrolował sytuację na boisku, ale momentami na boisku było nerwowo. I chyba nawet sami częstochowianie nie spodziewali się, że będą musieli aż tak mocno napocić się w drugiej połowie, by obronić korzystny wynik.

- Mieliśmy różne momenty w grze. Czasami wyglądało to świetnie, ale w niektórych fazach nie tak dobrze, jak chcieliśmy. Widzę tu duże pole do poprawy, przede wszystkim w kontrolowaniu meczu. Zbyt często dawaliśmy Lechii wychodzić z kontratakami, notowaliśmy za dużo strat. Musimy być bardziej spokojni na boisku, wcześniej strzelić gola na 3:0 i nie wprowadzać niepotrzebnej nerwowości - mówił nam Zoran Arsenić po meczu.

Trener Papszun zwrócił uwagę na konferencji prasowej, że może Lechia nie stworzyła sobie klarownych sytuacji, ale momentami aż za bardzo była w stanie zdominować drużynę Rakowa (------> WIĘCEJ).

- Mieliśmy gorsze momenty, w których na dużo pozwalaliśmy przeciwnikowi. A jeśli pozwolisz na dojście do wielu sytuacji, to jednak piłka między nogami zawsze wpadnie do siatki. Tak się stało, straciliśmy bramkę i w kolejnych meczach musimy przypilnować, by do takich sytuacji nie dochodziło - przyznał Arsenić.

ZOBACZ WIDEO: Nowy format Ligi Mistrzów pomógł Polakom. "Koło ratunkowe"

Z pozytywów: Raków po piętnastu minutach prowadził już 2:0, co w tym sezonie jeszcze się nie zdarzyło. Zazwyczaj znakiem firmowym drużyny z Częstochowy były zabójcze końcówki, gdy udawało się przechylać szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

- W każdym meczu chcemy szybko zaatakować przeciwnika i otworzyć wynik, ale nie zawsze się to udaje. Mieliśmy świetny początek, z dobrą energią weszliśmy w to spotkanie i dostaliśmy za to nagrodę w postaci dwóch bramek. Ustawiliśmy sobie mecz, ale nie możemy lekceważyć reszty spotkania, bo - jak widzieliśmy - może to nam przysporzyć problemów - mówił Arsenić.

Dzięki tej wygranej Raków ponownie ma tylko punkt straty do Lecha Poznań. - Czy wysłaliśmy sygnał do Poznania? Chcemy wygrywać każdy mecz i zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi. Mamy punkt straty, nie poddajemy się. Cieszymy się, że możemy być w czołówce i walczyć o najwyższe cele - komentował kapitan Rakowa.

W 82. minucie Arsenić najadł się strachu, bo gdy wyskakiwał do piłki w polu karnym, to uderzył łokciem w twarz Tomasa Bobcka. Napastnik Lechii padł na murawę. Sędzia Marcin Szczerbowicz został zawołany do monitora, ale ostatecznie podjął decyzję, że Lechii nie należy się rzut karny.

- Szczerze mu powiedziałem, że dotknąłem przeciwnika i jak podejdzie do monitora, to zobaczy kontakt. Wyskoczyłem do piłki w naturalny sposób, nie wykonałem żadnego dodatkowego ruchu. Moim zdaniem nie było mowy o rzucie karnym, ale wiemy jak to jest z VAR-em. Mieliśmy tydzień temu szkolenie i na slow motion trudno jest czasami ocenić dynamikę danej sytuacji. Był lekki strach, ale w moim odczuciu to nie kwalifikowało się do rzutu karnego. Byłem zdziwiony, że go zawołali, ale cieszę się, że podjął dobrą decyzję - podsumował Arsenić.

z Częstochowy Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści