Opiekun polskiej drużyny narodowej już w marcu zastanawiał się nad powołaniem wychowanka Tarnovii. Na żywo oglądał go w meczu z Ajaksem Amsterdam, ale wówczas nie zdecydował się na wysłanie powołania.
Później Klich grał jeszcze lepiej niż na początku przygody z PEC Zwolle, więc można zaryzykować stwierdzenie, że w najbliższym czasie mógł się spodziewać powołania. W środę nie był zaskoczony. - O tym, że dostanę powołanie, dowiedziałem się trochę wcześniej niż inni, bo kontaktował się ze mną kierownik Paśniewski. Ale czy się go spodziewałem? Ciężko powiedzieć. Myślami byłem już przy pierwszym meczu nowego sezonu z Feyenoordem Rotterdam, a nie przy kadrze, ale selekcjoner zrobił mi miłą niespodziankę - mówi na gorąco dla SportoweFakty.pl Klich.
Jak na powrót swojego zawodnika do reprezentacji Polski zareagowali w Zwolle? - W środę akurat mamy wolne, więc nie wiem, czy w klubie wiedzą - uśmiecha się Klich.
Były gracz Cracovii wraca do kadry po dwuletniej przerwie. Po raz pierwszy i ostatni w reprezentacji Polski zagrał 5 czerwca w Warszawie w towarzyskim meczu z Argentyną (2:1).
- Liczę, że teraz jeśli zagram, nie mniej niż z Argentyna. Mniej się nie da, bo to była minuta - mówi w swoim stylu Klich.
Kilka dni po debiucie w drużynie narodowej za 1,5 mln euro przeszedł z Cracovii do VfL Wolfsburg, dla którego przez półtora roku nie zagrał jednak ani jednego oficjalnego spotkania.
W styczniu 2013 roku został wypożyczony z Wilków do Zwolle, dla którego wiosną zagrał w 13 meczach Eredivisie, w których zdobył 2 bramki i zanotował 2 asysty. Walnie przyczynił się do utrzymania swojej drużyny w holenderskiej ekstraklasie. Jedno spotkanie zaliczył w Pucharze Holandii. W przerwie letniej przeszedł do holenderskiego klubu na zasadzie transferu definitywnego i związał się z nim dwuletnią umową.