Górnik przełamie pomorski kompleks?

Pogoń Szczecin, Flota Świnoujście i Arka Gdynia, to zespoły, które w ostatnich sezonach skazane na pożarcie wywoziły punkty z Zabrza. W piątkowy wieczór przy Roosevelta Górnik podejmie Lechię Gdańsk. Czy tym razem Trójkolorowym uda się przełamać pomorski kompleks?

W tym artykule dowiesz się o:

Patrząc na bilans ostatnich spotkań Górnika Zabrze z drużynami z Pomorza można zauważyć pewną prawidłowość. W ostatnich starciach śląskiej drużyny z zespołami z północy Polski Trójkolorowi regularnie tracili punkty. Zaczęło się od porażki na własnym stadionie z Pogonią Szczecin (1:3), a następnie szczęśliwego remisu z Flotą Świnoujście (1:1).

Po awansie do ekstraklasy Górnik potykał się w rundzie jesiennej w meczach wyjazdowych z Arką Gdynia (0:2) i Lechią Gdańsk (1:5). Z gdynianami zresztą podopieczni Adama Nawałki stoczyli już bój na wiosnę remisując na własnym stadionie 2:2. - Jesienny mecz z Arką wyszedł nam bardzo dobrze i wcale nie musieliśmy tego meczu przegrać. Podobnie miała się sprawa z Pogonią Szczecin, która zawsze Górnikowi "leżała". Mimo wysokiego lania w Gdańsku tabela pokazuje, że dzisiaj jesteśmy z Lechią w tym samym miejscu, a będziemy mieli dodatkowo atut własnego boiska - przekonuje Andrzej Orzeszek, dyrektor sportowy Górnika.

W piątek do Zabrza przyjedzie Lechia, która nie potrafi wygrać od czterech spotkań. Na dodatek w poprzedniej kolejce gdańszczanie zebrali lanie od ostatniej w tabeli Cracovii przegrywając aż 0:3. - Wynik tego spotkania na pewno był dla mnie dużym zaskoczeniem. O ile można było brać pod uwagę zwycięstwo Cracovii, która na własnym stadionie jest silna, to rozmiary porażki Lechii były dla mnie sporą niespodzianką. Widać, że Lechia nie jest obecnie tą drużyną, którą była w rundzie jesiennej i dziś łatwiej ją jest pokonać - dodaje szef pionu sportowego zabrzańskiego klubu.

Spotkanie w Krakowie z ramienia beniaminka ekstraklasy obserwował Bogdan Zając. - Wynik nie odzwierciedla boiskowych wydarzeń. Z mojej perspektywy spotkanie było wyrównane, a Lechia miała nawet więcej z gry. Proste błędy popełniał jednak bramkarz, a druga bramka podcięła Lechii skrzydła. Wynik do 50-60 minuty był otwarty w obie strony - uważa asystent trenera Adama Nawałki.

Źródło artykułu: