- Nie można popełniać takich głupich błędów... - mówił rozżalony Kajetan Duszyński. Nasz mistrz olimpijski z Tokio był wściekły. Kilka metrów obok stał Maksymilian Szwed, którego błąd (przekroczenie linii) sprawił, że polska sztafeta 4x400 m mężczyzn nie awansowała do finału mistrzostw Europy.
- Jestem załamany, nie chciałem tego zrobić - mówił dziennikarzom 19-letni wtedy sprinter.
To było mniej niż rok temu, w czerwcu na Stadio Olimpico w Rzymie. Minęło osiem miesięcy i Szwed udowodnił po raz enty, że w sporcie taki okres to wieczność. Dziś wydarzenia ze stolicy Włoch to już tylko przykre wspomnienie, dawno i nieprawda.
ZOBACZ WIDEO: Tak strzela syn legendy. Stadiony świata!
Teraźniejszość to srebrny medal Halowych Mistrzostw Europy, tytuł rekordzisty Europy U-23 i najszybszego Polaka w historii pod dachem.
Węgier musiał się modlić
Marek Plawgo nie ukrywał, że to on najmocniej kibicuje 20-latkowi, by odebrał mu rekord kraju. Gdy ustanawiał go na HME w Wiedniu (45,39 s), Szweda nie było jeszcze na świecie. Trzeba było czekać 23 lata, by reprezentant Polski pobiegł szybciej.
W finale dostał piąty tor, dokładnie taki jak chciał. Przekonywał, że tam czuje się najlepiej i może wtedy powalczyć o medal, nawet o złoty. Bo jednak faworytem do zwycięstwa był Attila Molnar, który w tym roku wykręcił niesamowite 45,08 s.
I zabrakło dosłownie kilkunastu metrów, by to Szwed mógł się cieszyć ze złotego medalu. Nie wiemy, jakiego wyznania jest Węgier, ale na ostatniej prostej musiał się modlić do swojego Boga, by utrzymać prowadzenie.
Srebro i dwa rekordy to jednak fantastyczny sukces podopiecznego Krzysztofa Węglarskiego. Przecież jeszcze w 2023 roku jego rekord życiowy na 400 metrów wynosił grubo powyżej 47 sekund. Wtedy jednak doszło do przełomu, jak sam mówił po finale HME w Apeldoorn. Po uzyskaniu 45,70 s uwierzył, że może w sporcie dokonać dużych rzeczy.
I teraz wszyscy wierzą, że srebro Halowych Mistrzostw Europy to dopiero początek jego sukcesów.
Telefon podczas wywiadu
Jeśli biegnąc cztery razy po wirażach, Szwed jest w stanie biegać poniżej 45,5 sekundy, to ile może uzyskać w takiej formie na otwartym stadionie? Przemysław Babiarz nie bez racji prorokował, że zagrożony jest rekord Polski Tomasza Czubaka, czyli 44,62 s.
To oczywiście na razie marzenia.
Przecież takie same rozważania słyszał wspomniany już Plawgo w 2002 roku. I co? I nigdy nie złamał granicy 45 sekund (rekord życiowy 45,35 s). Był jednak płotkarzem, tam osiągał ogromne sukcesy i stosunkowo rzadko biegał płaski dystans, najczęściej będąc członkiem sztafety 4x400 metrów.
Po finale doszło do znakomitej sceny przed kamerami TVP Sport, gdy w trakcie rozmowy ze Szwedem do reportera Michała Chmielewskiego zadzwonił właśnie Marek Plawgo. Oprócz gratulacji miał dla młodego sprintera jedną radę: - Nie próbuj tylko biegać płotków!
Wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki wie, że takie talenty nie rodzą się każdego dnia i nasza królowa sportu zyska największy pożytek z Maksymiliana Szweda właśnie na dystansie 400 metrów. Możliwości ma gigantyczne.
"Nie zmarnuję tego"
Na szczęście 20-latek nie zamierza nic zmieniać. Także nie chce schodzić z obranej przez siebie drogi, choć ta jest pełna wyrzeczeń.
- Jak to się robi? Przede wszystkim dyscyplina, nie ma miejsca na imprezy, zarwane noce, niezdrowe jedzenie. W głowie tylko trening, regeneracja i trochę talentu. Mam to i na pewno tego nie zmarnuję - mówił wprost w TVP Sport.
Czy można więc czegoś życzyć? Chyba tylko zdrowia, bo zbyt wiele talentów polskich biegów straciliśmy przez kontuzje.