Kaczmarek szybciej kończy sezon. Wcześniej dostała wyjątkowy przywilej

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Na zdjęciu: Natalia Kaczmarek
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Natalia Kaczmarek
zdjęcie autora artykułu

Natalia Kaczmarek w niedzielę na Stadionie Śląskim potwierdziła, że brązowy medal igrzysk olimpijskich odzwierciedla jej pozycję w światowej lekkoatletyce. W przeciwieństwie do poprzednich sezonów, tym razem wcześniej kończy rywalizację na bieżni.

Jest już pewne, że start podczas Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej był jej ostatnim tegorocznym występem na 400 metrów. W przeciwieństwie do poprzednich lat, 26-latka odpuści starty w kończących sezon zmaganiach w Diamentowej Lidze.

Zamiast do Rzymu, Zurichu, czy Brukseli, najlepsza polska lekkoatletka pojawi się na zawodach w Białymstoku (30 sierpnia) i Olsztynie (1 września). Potem będzie miała już czas, by zająć się organizacją ślubu z narzeczonym Konradem Bukowieckim oraz planowaniem zasłużonych wakacji.

- Tam będę biegała inne dystanse, więc będzie trochę lżej. Przyznam, że odczuwam już spore zmęczenie, a to sprawiło, że trudniej było się zmotywować. Po igrzyskach mam mnóstwo obowiązków okołosportowych, więc naprawdę nie jest łatwo skupić się tylko na treningach. Już przed zawodami czułam, że nie ma szans na pobicie rekordu życiowego, więc tym bardziej cieszę się z trzeciego miejsca i tego, że potwierdziłam miejsce w światowej czołówce - przyznała po biegu szczęśliwa Natalia Kaczmarek.

ZOBACZ WIDEO: Muzyka z Harry'ego Pottera i miotła. Kabaret, jak przywitali gwiazdora

Podczas Memoriału Kamili Skoliomowskiej zawodniczka uzyskała wynik 49.95, czyli czas blisko o sekundę wolniejszy niż dwa tygodnie temu w Paryżu. Ostatecznie jednak słabiej pobiegły także jej rywalki.

Zresztą Kaczmarek i tak należą się słowa uznania, bo w niedzielę była jedyną reprezentantką Polski, która zachwyciła kibiców fenomenalną postawą. Brązowa medalistka z Paryża mogła się poczuć wyjątkowo doceniona, bo żaden z Polaków nie dostał przed startem aż takiej owacji.

- Przywitanie kibiców tuż przed startem zrobiło na mnie gigantyczne wrażenie i muszę przyznać, że myślałam tylko o tym, by się nie wzruszyć. To były ogromne emocje, a ja czułam, że wszyscy są ze mną - dodała.

Co ciekawe, Polka mogła liczyć nie tylko na wsparcie fanów, ale także... organizatorów. Ci specjalnie z myślą o niej, przydzielili jej najkorzystniejszy piąty tor, a także idealnie zaplanowali miejsca dla rywalek, by biegło jej się komfortowo. Podopieczna trenera Marka Rożeja ścigała Marileidy Paulino, a uciekała przed drugą w Paryżu Salwa Eid Naser. Zresztą nawet przed zawodami Kaczmarek miała szansę sama wybrać sobie idealny układ torów. Taka możliwość to rzadkość - a jeśli już - to taki przywilej przypada najlepszej zawodniczce na danym dystansie.

- Mój menedżer (Marcin Rosengarten - dop. aut.) jest jednocześnie organizatorem mitingu i rzeczywiście zapytał mnie, z którego toru chciałabym pobiec. Odpowiedziałam, że jest mi to obojętne. Szczerze mówiąc, stwierdziłam, że nic mi to nie da, bo nie jestem przygotowana na walkę o rekord życiowy. Musiałam pobiec swoje, a w takiej sytuacji tor nie ma znaczenia. To był jednak dla mnie ważny start, bo ostatni w tym sezonie na 400 metrów. Teraz czas na odpoczynek, a szczegółowe plany na kolejny rok ustalę z trenerem później - przyznała.

Czytaj więcej: Święto w Chorzowie. Kaczmarek trzecia Bomba transferowa coraz bliżej

Źródło artykułu: WP SportoweFakty