Nikt nie przypuszczał, że pojedzie na igrzyska. "To mógłby być polski Pogba"

WP SportoweFakty / Monika Pliś
WP SportoweFakty / Monika Pliś

Były piłkarz polskich kubów nie może doczekać się startu syna na igrzyskach w Paryżu. - Będę ściskał za niego kciuki! Nie wiem, jak mu pójdzie, ale wiem, że na pewno powalczy - mówi nam.

Dariusz Czykier to były znakomity piłkarz Ekstraklasy, w której rozegrał 230 meczów. Najczęściej występował w barwach Jagiellonii Białystok i Legi Warszawa. 
Dariusz Tuzimek, WP Sportowe Fakty: W niedzielę około południa Damian Czykier pobiegnie na igrzyskach w Paryżu w biegu na 110 metrów przez płotki. Pewnie mocniej zabije serce ojca.

Dariusz Czykier: Damian to już doświadczony olimpijczyk. Na igrzyska jedzie trzeci raz, więc wiadomo, że wzruszenie z powodu samego tylko startu, nie jest tak wielkie jak wówczas, gdy pojechał na tę imprezę po raz pierwszy, czyli w 2016 roku do Rio de Janeiro. Ale oczywiście nadal jestem bardzo z niego dumny, cieszę się, że jest w Paryżu i ekscytuję się jego startem. Rozmawiałem z nim dwa dni temu i mówił, że z jego zdrowiem jest wszystko w porządku, a to najważniejsze. Martwiłem się trochę, bo wcześniej miał kłopoty mięśniowe, a wiadomo, jak to wpływa na sportowca: chcesz dać z siebie maksa, ale organizm nie pozwala.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Brąz Świątek sukcesem czy niedosytem? "Trzeba zmienić narrację"

Na jaki wynik Damiana w Paryżu pan liczy? Bo syn sam trochę nakłada na siebie presję, mówiąc w wywiadach, że chciałby na igrzyskach osiągnąć coś więcej niż półfinał.

I ma rację. Po to się jedzie na igrzyska, żeby sięgnąć po najwyższe cele. Pewnie po cichu marzy nawet o medalu, bo sportowiec zawsze ma prawo o tym marzyć. On zresztą zawsze jest większym optymistą niż ja i pewnie dlatego tak dużo w sporcie osiągnął. Niestety, jego przekleństwem na ważnych imprezach były czwarte miejsca – z wyjątkiem Uniwersjady w 2017 roku, gdy zdobył brązowy medal. Dlatego rozumiem go, że chciałby postawić w końcu jakiś mocniejszy akcent. Niestety, na igrzyskach, gdzie startują sami najlepsi na świecie, konkurencja jest ogromna. Nie będzie łatwo.

A co pan poczuł, jako były sportowiec, gdy dowiedział się, że syn po raz pierwszy pojedzie na igrzyska, wtedy do Rio w 2016 roku?

Oj wielka to była satysfakcja i duma też wielka. Tym bardziej że on to bieganie zaczął poważnie trenować bardzo późno, dopiero gdy poszedł do liceum. W szkole nauczyciel wychowania fizycznego dostrzegł w Damianie potencjał lekkoatletyczny i namówił na treningi w klubie. Można powiedzieć, że syn zaczął tę przygodę z bieganiem kilka lat później, niż to się dzieje zazwyczaj. Nikt z nas wtedy nawet nie przypuszczał, że on tak się w tym sporcie rozwinie, że aż pojedzie na igrzyska.

Od początku było widać, że to będzie lekkoatleta? Pan był świetnym piłkarzem, jego mama znakomitą koszykarką – co więc sprawiło, że on nie poszedł w wasze ślady, tylko wybrał swoją drogę?

Przyznam, że ja myślałem, że on będzie czterystumetrowcem a nie płotkarzem, bo miał predyspozycje do biegów płaskich i ma dobrą szybkość wytrzymałościową, która jest ważna na takim dystansie. I biegał też właśnie na 400 metrów, ale to były epizody. Jego koronną dyscypliną pozostaje 110 metrów przez płotki. A futbol? No pewnie, że chciałem, żeby był piłkarzem, ale jakoś się ku temu nie składało. Jego mama trochę narzekała, że ciągle trzeba myć korki, prać te piłkarskie ciuchy, a sam Damian, jak trafił na trening z juniorami w Białymstoku, trochę się zniechęcił. Oni już grali ze sobą od dawna, a on później do tej grupy dołączył, było mu ciężko. Ci chłopcy zostali później mistrzami Polski juniorów, więc taryfy ulgowej nie miał. A też ja na tę piłkę jakoś szczególnie nie naciskałem. Może dzisiaj trochę tego szkoda, bo jak kiedyś razem graliśmy w piłkę, to powiedziałem mu, że naprawdę ma o tym pojęcie, choć przecież tej dyscypliny sportu prawie nie uprawiał.

Pewnie ze względu na predyspozycje szybkościowe, Damian mógłby być niezłym skrzydłowym.

Tu pana zaskoczę, bo mam konkretny typ zawodnika, który pasowałby do profilu mojego syna. Chce pan wiedzieć o kim myślę?

Oczywiście, jestem bardzo ciekawy!

Damian to mógłby być polski Pogba! Mają podobne warunki fizyczne. Mój syn też jest silny, wysoki, więc byłby idealnym, nowoczesnym defensywnym pomocnikiem. Takim z inklinacjami do gry ofensywnej, do przodu.

Mówi pan nowoczesnym pomocnikiem defensywnym, czyli nie ma pan siebie na myśli, prawda? Pan przecież też kiedyś grał na tej pozycji.

Nie, gdzie tam?! Grałem w środku, ale to była inna gra. Ani nie byłem szybki, ani silny. Raczej miałem dobry timing, wiedziałem, kiedy do rywala doskoczyć, by mu odebrać piłkę. A gdy ja ją już miałem, to gubiłem swojego przeciwnika balansem ciała, albo zwodem. Czasem niektórzy się śmiali, że jak ja robię zwód, to on jest tak dobry i skuteczny tylko dlatego, że ja sam jeszcze nie wiem, co chcę zrobić. Miałem dobre podanie, dobre przyjęcie z odejściem w innym kierunku i niezłą technikę. Szybkościowcem nie byłem, wiadomo, że takiego Wojtka Kowalczyka, z którym wtedy w Legii grałem, bym nie dogonił, ale trenerzy na pewno nie narzekali, że jestem zbyt wolny. Za to był element, w którym przodowałem zarówno w Jagiellonii, jak i w Legii – to była skoczność. Pamiętam, że jak świętej pamięci trener Janusz Wójcik płotki na boisku rozstawił, to nie mógł się nadziwić, że ja tak dobrze sobie z tym elementem radzę!

To już wiemy, skąd te płotki w karierze sprinterskiej pana syna!

Może i ma pan rację, ale to jednak inne płotki. Nasze to były naprawdę płotki, a Damian to biega przez takie wysokie, powiedziałbym płoty. To jest technicznie trudne. Podziwiam go, ja na pewno – nawet w swoich najlepszych latach – nie dałbym rady tak biegać. Jak przyszedłem na jego pierwszy trening, to byłem w szoku, że te płotki są tak wysokie i trzeba mieć wyliczone kroki, kiedy oddać skok. Zobaczyłem to z bliska, na jego treningu, i mówię: "Mój Boże, dzieciaku! Co ty tu wyprawiasz?!". No, mój podziw dla niego był absolutny. Ja to bym szybciej pod tymi płotkami przebiegł, na przeskakiwanie się nie piszę.

A czy pan, jako były sportowiec zawodowy, udzielał synowi jakichś rad?

A co ja tam mogę mu radzić... Sport się mocno zmienił w ostatnich latach, a piłka i bieganie to kompletnie odmienne dyscypliny. Tyle tylko że zawsze mu mówię, żeby nie trenował i nie startował z niewyleczonymi kontuzjami mięśniowymi, bo i wyniku dobrego nie zrobi, i biedy ze zdrowiem może sobie napytać. No i dodaję słowa otuchy, żeby się nie zrażał niepowodzeniami, żeby nigdy się nie poddawał, bo nawet jak się zdarzy porażka, to ona jest częścią sportu. Trzeba ją zaakceptować i iść naprzód dalej.

To co? W niedzielę około południa obejrzy pan start syna w Paryżu sprzed telewizora?

Oczywiście! Obowiązkowo. Będę ściskał za niego kciuki! Nie wiem, jak mu pójdzie, ale wiem, że na pewno powalczy. Też taki byłem, lubiłem walczyć, Damian ma to po mnie.

Rozmawiał Dariusz Tuzimek
CZYTAJ TEŻ
-----> Trenerka mentalna Igi Świątek tłumaczy start Polski w Paryżu
-----> Przejmujący apel afgańskiej zawodniczki

Źródło artykułu: Dariusz Tuzimek