Przez lata kobieca sztafeta 4x400 metrów zapewniała reprezentacji Polski medale lekkoatletycznych imprez. Tyle tylko, że teraz, do Budapesztu, Biało-Czerwone przyjechały w mocno przemeblowanym składzie. Zabrakło m.in. Justyny Święty-Ersetic, Anny Kiełbasińskiej, Igi Baumgart-Witan (całej trójki z powodów zdrowotnych), czy też Małgorzaty Hołub-Kowalik, która niedawno została mamą.
Do sobotniego biegu półfinałowego Polki przystąpiły w składzie: Alicja Wrona-Kutrzepa, Marika Popowicz-Drapała, Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka oraz Natalia Kaczmarek. Przede wszystkim liczyliśmy na tę ostatnią, która indywidualnie zdobyła niedawno srebrny medal MŚ na dystansie 400 metrów.
Początek w wykonaniu naszej sztafety był niepokojący, bo Wrona-Kutrzepa sporo traciła do rywalek. Sygnał do odrabiania strat dała na drugiej zmianie Popowicz-Drapała, wyprowadzając sztafetę na szóste miejsce. Jeszcze bliżej czołówki Polki były po biegu Wyciszkiewicz-Zawadzkiej, dzięki czemu Kaczmarek ruszyła na ostatnie okrążenie na czwartej lokacie.
Bezpośredni awans do finału zyskiwały trzy sztafety, dlatego Kaczmarek stanęła przed bardzo trudnym zadaniem. Tym bardziej, że jej rywalką na trzecim miejscu była znakomita Femke Bol. Holenderka była naciskana przez Polkę, ale skutecznie odparła jej ataki. Biało-Czerwone wpadły na metę na czwartej lokacie - z czasem 3:24,05.
Polki musiały więc czekać, co zrobią rywalki w drugim biegu eliminacyjnym. Była chwila nerwów, ale udało się - Kaczmarek i spółka zameldowały się w niedzielnym finale.
- Zadanie było ciężkie, sztafety są bardzo bardzo mocne. To mój pierwszy finał w żeńskiej sztafecie na mistrzostwach świata, więc bardzo się cieszę - przyznała przed kamerą TVP Sport Natalia Kaczmarek.
Czytaj także: Wcześniej dokonał tego Usain Bolt. Wielki wyczyn na MŚ
ZOBACZ WIDEO: Zobacz, co dostała do jedzenia Natalia Kaczmarek. "To jest mięso?"