Dużych emocji dostarczyły eliminacje sztafet 4x100 metrów kobiet. Piąte miejsce w swoim biegu zajęła reprezentacja Polski, ale Biało-Czerwone dopiero godzinę po starcie mogły być pewne udziału w finale.
Nie było wiadomo, czy przekazanie pałeczki pomiędzy Pią Skrzyszowską a Krysciną Cimanouską odbył się zgodnie z przepisami. Ostatecznie okazało się, że wszystko było zgodnie z zasadami.
Więcej wątpliwości było w sprawie Amerykanek. Startująca na pierwszej zmianie Tamari Davies przebiegła po linii oddzielającej tory. Nie jest to zgodne z przepisami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sabalenka wystartowała. "Szczególne miejsce w moim sercu"
Złożono protest w tej sprawie. Później Polacy wnieśli u sędziów apelację. Ci jednak podtrzymali wyniki osiągnięte na bieżni.
- To decyzja co najmniej kontrowersyjna - powiedział szef sędziów PZLA Filip Moterski rozmowie ze sport.pl. - Widać, że Amerykanka zrobiła co najmniej dwa kroki po lewej linii. Widać, że deptała po niej w różnych miejscach - dodał.
Moterski podkreślił, że na upartego dopatrzeć się można nawet czterech kroków, podczas gdy można wykonać tylko jeden. - Dlatego tak naprawdę to jest kuriozalny werdykt - zakończył Moterski.
Amerykanki wystąpią w finale, gdzie będą faworytkami. Rywalizację zaplanowano na godz. 21:53.
Czytaj także:
- Dramat Aleksandry Lisowskiej. Polka zeszła z trasy maratonu
- Nie wystartowała w finale. Momentalnie wybuchła [WIDEO]