Problemy młodej polskiej gwiazdy. "Zacząłem widzieć podwójnie".

Getty Images / Na zdjęciu: Michał Gawenda
Getty Images / Na zdjęciu: Michał Gawenda

- Jak do tej pory trenowałem? Sam nie wiem. Nikt mi nie powiedział, że coś jest źle, więc myślałem, że to normalne - mówi nam Michał Gawenda. Młody polski gwiazdor skoku o tyczce ujawnił swoje poważne problemy ze wzrokiem.

Miał za sobą zaledwie dwa treningi skoku o tyczce, gdy pobił rekord Polski trzynastolatków. Zmiażdżył go o 19 centymetrów. Potem były kolejne rekordy kraju, wreszcie mistrzostwo Europy juniorów młodszych i brązowy medal mistrzostw świata juniorów w tym samym roku. I miano największego talentu polskiej tyczki od lat.

Teraz się okazuje, że Michał Gawenda dokonał tego wszystkiego, mając ogromne problemy ze wzrokiem. Jego oczy nie łapały ostrości, obraz się rozmywał. I to wszystko w konkurencji, w której jeden błąd może kosztować poważną utratę zdrowia.

Na początku tygodnia 19-latek opublikował post w swoich mediach społecznościowych, w którym przyznał się do swoich kłopotów ze wzrokiem, których przez lata nie był do końca świadomy. Wyjaśnił jednak, że jest już w trakcie terapii, która przynosi natychmiastowe rezultaty.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Aż miło popatrzeć. Takie gole nie padają często!

W rozmowie z WP SportoweFakty lekkoatleta ujawnia, co tak naprawdę mu dolegało. A przynajmniej się stara, bo dla niego to także bardzo ciężkie do wytłumaczenia.

- Z jakiegoś powodu, gdy miałem sześć miesięcy, moje mięśnie oczu nie wykształciły się prawidłowo. Nie pamiętam tego dokładnie, ale na początku szkoły podstawowej musiałem chodzić na ćwiczenia, które miały na celu je wzmocnić. Wydawało się, że terapia zakończyła się sukcesem, ale praca poskutkowała przede wszystkim kompensacją mięśni szyi i moje problemy tylko się pogłębiły. Miałem kłopoty z odpowiednim procesem ruchu ciała, wszystko brały na siebie plecy, a nie na przykład mięśnie brzucha - tłumaczy nam Gawenda.

I przez lata funkcjonował mimo kłopotów z widzeniem. Jak to wyglądało w praktyce?

- Żeby dobrze złapać ostrość obrazu, musiałem angażować do tego mięśnie ciała. Do tego ciągle źle się układałem, choćby przy chodzeniu czy siadaniu - mówi. Jak jednak udało mu się w ten sposób trenować skok o tyczce i to z takimi sukcesami?

- Też nie wiem! Po prostu myślałem, że to normalne, nikt mi nie powiedział, że nie. Robiłem wszystko tak, jak umiałem najlepiej. I okazuje się, że wszystko robiłem źle, zawsze miałem duże problemy z techniką. Nie rozumiałem jednak, o co chodzi trenerowi, inaczej czułem swoje ciało. Teraz wszystko się wyjaśniło, wreszcie rozumiem, co się do mnie mówi - dodaje.

A wszystko zaczęło się od... książki. Poprzedni sezon nie był dla nastolatka udany, czuł, że przegrywa przede wszystkim sam ze sobą. Publicznie przyznał, że pojawiały się u niego ataki paniki, bał się oddawać skoki na treningach. I poszedł do psychologa. I to ta wizyta zmieniła jego życie, ale w inny sposób niż się spodziewał.

- Postanowiłem skorzystać z pomocy psychologa, który dał mi do przeczytania jedną książkę. Zawsze miałem jednak pewne problemy przy czytaniu, litery trochę mi się rozsuwały. Powiedziałem mu o tym, a on posłuchał i skierował mnie do ortoptysty w Brzegu. Zapisałem się i rzeczywiście badania wykazały, że jest problem z oczami - wyjaśnia.

W grudniu Gawenda rozpoczął terapię, która miała na początku nauczyć go poprawnego funkcjonowania na co dzień. Wtedy jego wzrok się rozjechał. - Zacząłem widzieć podwójnie, bo mięśnie pleców przestały kompensować zbieranie obrazu - wyjaśnia. Dopiero wtedy zastosowano terapię na same mięśnie oczu. I ona przynosi postępy.

- Wprowadziliśmy nową terapię, fizjoterapeuci poustawiali mnie na nowo. Zacząłem w końcu używać poprawnie mięśni oczu, wzmacniam je i wszystko idzie w dobrym kierunku. Jak to wygląda od środka? Chodzi o to, żeby uczyć się skupiania na obiekcie, łapanie ostrości. Jak mogę opisać te zmiany? Ona jest po prostu totalna, zmieniła się całkowicie moja percepcja. Widzę lepiej, ostrzej i dokładniej. Przede wszystkim do złapania ostrości nie używam mięśni ciała tak, jak do tej pory. Przestałem się spinać, konstrukcja ruchu ciała jest inna. Czuję ogromny luz - przekonuje.

Luz w mięśniach, ale także luz w głowie. 19-latek ujawnia, że poprawa problemów z oczami i ciałem wpłynęła też ogromnie na jego nastawienie do życia.

Gawenda: - Zeszła ze mnie presja, przestałem już gonić za rekordami, to mnie zżerało od środka, presja, żeby gonić najlepszych, była ogromna i mnie wypalała. Totalnie zmieniłem swoje nastawienie do sportu. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale nie obchodzi mnie już, czy będę musiał być tyczkarzem przez kolejne kilkanaście lat, czy to porzucę i zajmę się czymś innym. Biorę to, co przyniesie życie.

Nie oznacza to jednak, że nie stawia sobie celów. - W tym roku mam przed sobą mistrzostwa Europy U-23 i na pewno chciałbym uzyskać tam dobry wynik. Ale najpierw muszę się nauczyć skakać na nowo, zobaczymy, jakie będą efekty - śmieje się.

Chyba można być optymistą. Mimo długiej przerwy od skakania na przełomie roku, w lutym Gawenda dwukrotnie uzyskał wynik 5,40 m, zaledwie o sześć centymetrów gorszy od jego rekordu życiowego. Oczywiście, nie są to jeszcze rezultaty pozwalające na rywalizowanie na mityngach z seniorami, ale wszystko w swoim czasie.

A trzeba podkreślić, że poziom skoku o tyczce, nie tylko na świecie, ale i w samej Europie, poszedł w ostatnich latach bardzo mocno w górę. W ubiegłym roku aż dziewięciu zawodników uzyskało wynik 5,90 lub lepszy. A tylko w pierwszych trzech miesiącach bieżącego dokonało tego aż 11 tyczkarzy!

Liście przewodzi oczywiście Armand Duplantis, który pod koniec lutego po raz kolejny w swojej karierze poprawił rekord świata (6,27 m).

- Według mnie jego można wyłączyć z tej całej stawki, bo i tak wiadomo, że będzie pierwszy - nie kryje nasz rozmówca. - Jest najlepszy i ma wielki udział w tym, że poziom skoku o tyczce poszedł bardzo mocno w górę, poziom jest niesamowity, mamy kilku zawodników skaczących regularnie w okolicach 6 metrów. Dobrze, że jest taka osoba, lekkoatletyka bardzo potrzebowała takiej gwiazdy po odejściu Usaina Bolta - kończy.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Komentarze (4)
avatar
yes
30.03.2025
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Temu gwiazdorowi brakuje jeszcze trochę centymetrów do 6 metrów i użo medali.
Gawenda gawędzi. Tytułowymyśliwacz nie ma pomysłu na tytuł - przedrzeźnia innych wymyślaczy 
avatar
Waldemar Maciejewski
30.03.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Bardzo mądre podejście...Na pierwszym miejscu zdrowie, dopiero potem sport. A jeszcze w międzyczasie nauka i praca....! 
avatar
Rotir
30.03.2025
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Poszedł do lekarza i się zdziwił. Trudno opisać mój śmiech po tych słowach. Jprd kto to pisze? 
avatar
Pasiek
30.03.2025
Zgłoś do moderacji
6
2
Odpowiedz
Gwiazdor? Serio? Znacie znaczenie tego słowa? Nadzieja może tak ale jaki gwiazdor na litość Boską? Aczkolwiek wszedłem tylko żeby zobaczyć kto to jest i jaki ma rekord. Więc cel został osiagni Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści