NBA. Boston Celtics zachwycają. To już ich ósme zwycięstwo z rzędu!

Getty Images / Streeter Lecka / Na zdjęciu: Kemba Walker
Getty Images / Streeter Lecka / Na zdjęciu: Kemba Walker

Boston Celtics dotychczas w NBA wręcz nie ma sobie równych. Przydarzyła im się porażka w meczu otwarcia, ale następnie zwyciężyli wszystkie osiem spotkań. O ich sile przekonali się tym razem Dallas Mavericks i Luka Doncić.

Boston Celtics nie zwalnia tempa. Drużyna z Massachusetts odniosła właśnie ósme zwycięstwo z rzędu i z bilansem 8-1 przewodzi w NBA. Podopieczni Brada Stevensa pokonali tym razem Dallas Mavericks 116:106, a bardzo dobrze spisywali się Kemba Walker oraz Jaylen Brown.

Walker 10 ze swoich 29 punktów zdobył w czwartej kwarcie, trafił kluczowe rzuty za trzy, które pozwoliły Celtics zbudować przewagę. - Ja po prostu starałem się być agresywny i podejmować właściwe decyzje w odpowiednim czasie - mówił w rozmowie z dziennikarzami. - Dobrze czułem się ze swoim rzutem przez cały mecz. Chciałem w najważniejszych momentach pomóc drużynie - dodawał Walker, który trafił w sumie 9 na 17 oddanych prób, w tym 8 na 14 zza łuku.

Goście z Dallas prowadzili nawet 92:90. Wtedy Celtics odpowiedzieli zrywem 14-2 i ku radości kibiców w TD Garden zrobiło się 104:94 dla bostończyków. Jaylen Brown dodał 25 punktów i zebrał 11 piłek. Jayson Tatum był fatalny, bo trafił tylko raz na 18 oddanych rzutów (!), ale dzięki wsparciu innych zawodników przeszło to bez echa.

ZOBACZ WIDEO: Peter Schmeichel: Mój syn chciał dostać się do płonącego helikoptera. Tego się nie robi

Luka Doncić robił, co mógł, ale nawet jego 34 punkty i dziewięć asyst na niewiele się zdały. W Dallas zawiódł natomiast Kristaps Porzingis. Łotysz, podobnie do Tatuma, trafił również tylko raz w całym meczu! 24-latek wykonał natomiast 11 rzutów - cztery punkty i pięć zbiórek to zdecydowanie za mało, na oczekiwania i status Porzingisa.

- Porzingis miał trudny dzień. Musimy to "spłukać" i szybko o tym zapomnieć - mówił z śmiechem na twarzy trener Mavericks, Rick Carlisle. Skrzydłowy nie ukrywał rozczarowania swoim występem. - Nie zrobiłem dziś nic pożytecznego. Chłopcy walczyli do końca spotkania. Gdybym zagrał lepsze zawody, wynik mógłby być zdecydowanie inny - komentował łotewski zawodnik.

Blake Griffin zadebiutował w sezonie 2019/2020. Podkoszowy wrócił po problemach z kolanem i udem, aczkolwiek w swoim pierwszym spotkaniu nie był w stanie zrobić różnicy. Griffin w 24 minuty, które spędził na parkiecie miał i tak solidne 19 punktów, siedem zbiórek i sześć asyst. Jego Detroit Pistons musieli jednak uznać wyższość Minnesoty Timberwolves.

Drużynę z Minneapolis do zwycięstwa 120:114 w MoTown poprowadzili liderzy: Andrew Wiggins oraz Karl-Anthony Towns. Ten pierwszy zapisał przy swoim nazwisku 33 punkty, a Towns miał ich 25. Co ciekawe, obu zawodników wspólnie trafiło 22 na 37 oddanych rzutów z gry, w tym 7 na 12 za trzy. - Andrew zasługuje na wszystkie dobre rzeczy, które dzieją się z jego udziałem. W lato zmienił swój sposób myślenia. Odbyliśmy rozmowę, a teraz jego zaangażowanie i praca przynoszą rezultaty - mówił o Wigginsie trener Ryan Saunders.

Houston Rockets i James Harden z czwartym triumfem z rzędu. Teksańczycy po niełatwym spotkaniu pokonali finalnie New Orleans Pelicans 122:116. Harden rzucił 39 punktów i miał dziewięć asyst, a Russell Westbrook dodał 26 "oczek". Środkowy Clint Capela dominował pod tablicami, o czym świadczy 11 punktów i aż 20 zbiórek.

New Orleans Pelicans, w oczekiwaniu na powrót i zarazem debiut Ziona Williamsona skapitulowali po raz ósmy w sezonie. J.J. Redick trafił 7 na 15 oddanych rzutów za trzy i miał 24 "oczka", a Jrue Holiday otarł się o triple-double (18 punktów, dziewięć zbiórek, 11 asyst), ale to wszystko nie wystarczyło do pokonania rywali.

Kawhi Leonard nie zachwycił strzelecko, bo umieścił w koszu tylko 2 na 11 oddanych rzutów, ale zdobył w sumie 12 punktów, 11 zbiórek i dziewięć asyst, a jego Los Angeles Clippers pokonali na własnym parkiecie Toronto Raptors 98:88. To ich czwarty sukces w piątym ostatnim meczu, a siódmy w całym sezonie.

Gospodarze odprawili mistrzów NBA dzięki temu, że pozwolili im w czwartej kwarcie na zdobycie tylko dziesięciu puntów, gdy sami zanotowali 25 "oczek". Dodatkowo Clippers zebrali blisko dwa razy tyle piłek (66-38), co "Dinozaury". Jeff Green Patrick Beverley mieli po 12 zbiórek, a Montrezl Harrell 11. Ponadto kluczowe 21 punktów z ławki rezerwowych zaaplikował przeciwnikom niezawodny Lou Williams.

Czytaj także: Bez punktów w ostatnie 6:43 minuty czwartej kwarty - a i tak wygrali. Nikola Jokić znów to zrobił
Czytaj także: Transfer Michaela Frasera bez ryzyka. Michał Dukowicz: To nie był strzał po omacku

Wyniki:

Detroit Pistons - Minnesota Timberwolves 114:120 (26:41, 25:25, 30:26, 33:28)
(Kennard 25, Griffin 19, Snell 16 - Wiggins 33, Towns 25, Layman 16)

Boston Celtics - Dallas Mavericks 116:106 (25:21, 29:33, 30:25, 32:27)
(Walker 29, Brown 25, Smart 17 - Doncic 34, Kleber 15, Brunson 12, Powell 12)

San Antonio Spurs - Memphis Grizzlies 109:113 (22:35, 32:22, 26:34, 29:22)
(Aldridge 19, Gay 18, White 15 - Jackson Jr. 24, Brooks 21, Valanciunas 18)

New Orleans Pelicans - Houston Rockets 116:122 (23:30, 29:28, 30:32, 34:32)
(Redick 24, Hart 19, Holiday 18 - Harden 39, Westbrook 26, Gordon 17)

Golden State Warriors - Utah Jazz 108:122 (30:34, 24:35, 31:28, 23:25)
(Russell 33, Poole 11, Chriss 11, Burks 10 - Gobert 25, Mitchell 23, Conley 22)

Los Angeles Clippers - Toronto Raptors 98:88 (15:23, 36:23, 22:32, 25:10)
(Williams 21, Harrell 14, Leonard 12, Patterson 12 -Siakam 16, Powell 15, VanVleet 14)

Źródło artykułu: