Często mówi się, że w sporcie ściany (czyli sędziowie) pomagają gospodarzom zawodów rangi mistrzowskiej. Obok tego, co wyprawiali jednak arbitrzy w poniedziałek w meczu Polska - Chiny trudno przejść obojętnie. Sędziowie mylili się na potęgę na niekorzyść polskiej drużyny, zwłaszcza pod koniec czwartej kwarty (więcej TUTAJ).
Co gorsza, swoje trzy grosze do tej rywalizacji dołączyli organizatorzy. W samej końcówce czwartej kwarty, Mateusz Ponitka został faulowany przy rzucie w kontrze. W tej akcji została uszkodzona siatka od kosza na którego rzucali piłkę Biało-Czerwoni.
Czytaj także: skruszony chiński mur. Zobacz oceny Biało-Czerwonych po pokonaniu Chińczyków
W takich zawodach jak mistrzostwa świata, służby techniczne powinny niemal natychmiast zabrać się do naprawy siatki, żeby przerwa w grze nie trwała zbyt długo. Musiała ona zostać naprawiona, żeby sędziowie wznowili grę. Tymczasem... osoby z obsługi technicznej rozpoczęły naprawę kosza po około 5 minutach. To skandal. Organizatorzy zwlekali z naprawą, ponieważ najprawdopodobniej chcieli zdekoncentrować Ponitkę, który po faulu miał wykonać dwa rzuty wolne.
26-latek wytrzymał jednak presję. Trafił kluczowy, pierwszy rzut wolny. Co prawda drugi już spudłował, ale to pierwsze udane trafienie pozwoliło podopiecznym Mike'a Taylora doprowadzić do dogrywki (72:72). W niej Polacy udowodnili już swoją wyższość i pokonali Chińczyków 79:76, zapewniając sobie awans do kolejnej fazy mistrzostw świata.
W środę Biało-Czerwoni zagrają z Wybrzeżem Kości Słoniowej (godz. 10:00 czasu polskiego) i mają realną szansę wyjść z grupy A z pierwszego miejsca z kompletem trzech zwycięstw.
ZOBACZ WIDEO Serie A. Juventus - Napoli: Genialne widowisko! 7 goli, wielki powrót i dramat Koulibaly'ego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]