25-letni Polak robi furorę w NBA. Rafał Juć: Moja praca to styl życia

Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Rafał Juć
Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Rafał Juć

- Jestem panem swojego czasu. Sam zarządzam swoim grafikiem, nie chodzę do biura. Docelowo chciałbym być odpowiedzialny za budowę własnej drużyny - mówi 25-letni Rafał Juć, który na co dzień pracuje jako skaut Denver Nuggets.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Nikola Jokić podpisał pięcioletni kontrakt wart 147 milionów dolarów. Olbrzymie pieniądze. Spodziewał się pan tego, że Serb będzie sobie tak znakomicie radził na parkietach NBA?[/b]

Rafał Juć, skaut Denver Nuggets: Oczywiście skłamałbym mówiąc, że spodziewaliśmy się, że Jokić będzie radził sobie aż tak świetnie na parkietach NBA. Gdybyśmy tak sądzili to zapewne wybralibyśmy go dużo wcześniej, a nie z 41. wyborem - mieliśmy przecież w tamtym drafcie również 16 oraz 19 picki. Nikt chyba nie spodziewał się, że Nikola już po trzech sezonach będzie miał na swoim koncie najwięcej triple double wśród graczy spoza Stanów Zjednoczonych. Doskonale pamiętam proces selekcji i wyboru tego gracza ponieważ był to mój pierwszy draft. Niewiele osób wie, że już po wyborze w drafcie w 2014 roku Nikola był bardzo blisko podpisania długoterminowej umowy z Barceloną. Kto wie jak wtedy potoczyłby się jego rozwój i czy w ogóle kiedykolwiek trafiłby do NBA.

Jak w takim razie udało się go namówić?

Mojemu szefostwu udało się przekonać Nikolę i jego agenta, ponieważ od samego początku mieliśmy dla niego przygotowany plan rozwoju. Kluczem była odpowiednia dieta i przygotowanie fizyczne. Jokic nie był graczem nieznanym wśród innych klubów NBA, ale inni wątpili czy poradzi sobie z szybkością i atletyzmem gry w najlepszej lidze świata. Tutaj należą się też ogromne brawa dla Nikoli, który zmienił swoje nawyki żywieniowe, podjął katorżniczą pracę na siłowni, a do tego poświęca każde lato na dodatkową pracę nad swoim ciałem. Do tego to niesamowicie pracowity chłopak który twardo stąpa po ziemi. Myślę, że to tylko kwestia czasu zanim będzie graczem kalibru All Star.

Bardzo było mi miło, gdy w zeszłym roku zgłosili się do mnie Phoenix Suns z prośbą polecenia potencjalnych skautów w Europie. Wymagania? "Żeby byli tacy jak Rafał Juć - młodzi, ambitni, ciężko pracujący i otwarci na naukę."

To prawda, że na ostateczne rozmowy z zawodnikiem poleciał szef Denver Nuggets?

Tak, to prawda. Gdyby nie nasz GM Arturas Karnisovas, nie wiadomo czy Nikola byłby teraz w NBA. W trakcie sezonu 2014/15, już po tym jak wybraliśmy Nikolę w drafcie, miał on naprawdę świetne rozgrywki w barwach drużyny Mega Vizura w Lidze Adriatyckiej. Zaczęły interesować się nim wielkie kluby z Euroligi. Negocjacje z Barceloną były tak zaawansowane, że sam prezes klubu Joan Creus poleciał do Serbii obejrzeć Nikolę w akcji. Kiedy tylko się o tym dowiedzieliśmy, postanowiliśmy wkroczyć do akcji. Zrobiliśmy research, który pokazał, że im dłużej zawodnik zostaje w Europie, tym wolniejszy jest jego rozwój. Do tego Barcelona nalegała na kontrakt długoterminowy, z bardzo wysoką kwotą odstępnego - co na pewno skomplikowałoby sprawy. Arturas osobiście przekonał Nikolę i jego agenta Misko Raznatovica, sprzedając im wizję na rozwój Jokica. Mało osób wie, że być może decydującym czynnikiem była dziewczyna Nikoli, która wówczas grała w siatkówkę w Stanach. Nikola bardzo chciał być razem z nią, są zresztą razem do teraz.

Zobacz także: Kamil Łączyński czuje się niedoceniany

To idealnie pokazuje, jak dużo elementów gra rolę przy transferze zawodnika do NBA.

Zasadniczo dzielimy skauting na trzy filary: umiejętności koszykarskie czyli taktyka i technika, atletyzm i warunki fizyczne, oraz osobowość i mentalność. Co ciekawe, uważa się, że skauting typowo koszykarski jest najłatwiejszy. Oczywiście trochę generalizuję, ale nie trzeba być geniuszem, żeby powiedzieć, że Luka Doncic jest dobrym koszykarzem. Liga NBA to liga najlepszych atletów na świecie, więc również warunki fizyczne mają ogromne znaczenie, ale niewiele osób zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę to wszystkie aspekty pozaboiskowe mają decydujące znaczenie. W procesie skautingu kładziemy ogromny nacisk na pozyskiwanie wiedzy na temat osobowości, nawyków, rodziny, otoczenia i innych czynników wokół zawodnika. W zależności od zainteresowania danym graczem, kontaktuję się z 15 do 25 osób z jego otoczenia - byli i obecni trenerzy oraz koledzy z boiska, ale nawet nauczyciele, dalsza rodzina, znajomi - żeby stworzyć wstępny profil psychologiczny.

Nawet jeśli ta wiedza nie przyda się nam w trakcie draftu, to archiwizujemy wszystko na później - może się nam to przydać podczas wymian lub w trakcie wolnej agentury. W Denver kładziemy ogromny nacisk na kulturę pracy i atmosferę. Chcemy zawodników, którzy chcą ciężko pracować, nie sprawiają problemów poza boiskiem, utożsamiają się z klubem. Sam talent to nie wszystko. Płacąc tak ogromne pieniądze - i to w większości gwarantowane - właściciel chce mieć pewność, że to dobra decyzja. Dlatego staramy się przewidzieć jak dany zawodnik poradzi sobie z presją, krytyką, stylem gry NBA, kontuzjami, brakiem minut na boisku itd.

Trudno nawiązać kontakt z ludźmi z dalszego otoczenia? Jak wygląda taki proces?

Pozyskiwanie informacji to na dobrą sprawę główne zajęcie skauta, to zdecydowanie czynność która pochłania najwięcej czasu. W Europie większość informacji takich jak transfery, kontrakty, zarobki czy kwoty odstępnego nie są jawne tak więc to na moich barkach spoczywa odpowiedzialność śledzenia tych informacji. Nigdy nie wiadomo kiedy ta wiedza może się przydać, a w tej pracy trzeba być proaktywnym. Pamiętam, kiedy nasz gracz Joffrey Lauvergne grał w Khimkach, udało się nam go podpisać w trakcie sezonu wykorzystując sytuację ekonomiczno-gospodarczą. Akurat w tamtym okresie klub miał spore zaległości wobec Joffrey a po skokach na rynku walutowym Khimek było na rękę pozbycie się tego kontraktu - ponieważ miał zapis wypłat w dolarach, tak więc przy spadku rubla były to dużo większe koszty dla klubu.

Nie ma recepty na pozyskiwanie informacji. Bardzo ważne są umiejętności miękkie, pielęgnowanie kontaktów. Ja większość dnia spędzam na telefonie, jestem w stałym kontakcie z trenerami, skautami, agentami. Niesamowicie przydatna w tym aspekcie okazała się też moja współpraca z reprezentacją Polski - gdzie choćby przy okazji dwóch EuroBasketów miałem szansę poznać wielu zawodników i trenerów. Staramy się żeby pozyskiwanie informacji było "dwukierunkową autostradą" - tak samo jak szukamy informacji, tak samo się nią dzielimy. Kontaktuje się ze mną wiele klubów europejskich, w tym polskich, pytając o zawodników, którzy trenowali bądź grali dla Denver czy tez o graczy, których skautowałem w kategoriach młodzieżowych. Podróżując - nawet prywatnie - staram się wykorzystać mój grafik do maksimum.

Często dzwonią do pana ludzie z Polski z prośbą o ocenę zawodników?

Bardzo, zwłaszcza w okresie letnim. Polskie kluby nie mają budżetu ani organizacji żeby skautować na poziomie klubów włoskich, hiszpańskich czy niemieckich - które mają skautów na pełen etat. W naszych realiach za budowę składu w większości przypadków odpowiada trener. Tak jak mówiłem wcześniej - specyfika pracy w koszykówce polega na wzajemnej pomocy i wymianie informacji. Mój kontrakt zabrania mi usług konsultingowych dla klubów europejskich aczkolwiek jestem w stałym kontakcie z mniej więcej połową klubów PLK. Wbrew powszechnej opinii nasze kluby potrafią znaleźć perełki, są trenerzy którzy wykonują świetną pracę w tym zakresie ale i tak na koniec wszystko weryfikują ograniczenia budżetowe oraz miejsce PLK w Europie.

Na kolejnej stronie Rafał Juć opowie o życiu na telefonie, swoich początkach w NBA i chęci zbudowania własnej drużyny w przyszłości

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Pocztówka z Dzierżyńska. Miasto które na wiele lat wymazano z mapy

[nextpage]Życie na telefonie nie męczy? Czy w ogóle może pan sobie pozwolić na chwilę odpoczynku?

Pewnie gdybyś spytał moją dziewczynę czy rodziców to powiedzieliby, że zdecydowanie za dużo "jestem na" telefonie. Skauting - jak każda praca - ma swoje plusy i minusy. Już wielokrotnie to mówiłem, ale z szacunku do osób ciężko pracujących fizycznie, ja nazywam skauting stylem życia. Trzeba oddać się temu totalnie, ale ja jestem zakręcony do tego stopnia na punkcie koszykówki, że nawet pracując w innej profesji zapewne sprawdzałbym nowinki transferowe i oglądał mecze w wolnej chwili. Dla mnie to spełnienie cytatu "znajdź pracę którą kochasz a nie przepracujesz ani jednego dnia."

Można powiedzieć, że jestem panem swojego czasu. Sam zarządzam swoim grafikiem, nie chodzę do biura. Ciężko coś zaplanować z wyprzedzeniem, granie w koszykówkę co tydzień ze znajomymi też odpada. Aczkolwiek nigdy bym nie narzekał - podróżuję, poznaję świetnych ludzi, oglądam koszykówkę na wysokim poziomie, jestem blisko mojej ukochanej ligi NBA, a do tego dostaje jeszcze za to wszystko pieniądze. Wiele osób marzy o pracy skauta, ale szybko rezygnuje czy się poddaje - trzeba być absolutnie zakochanym w koszykówce. Ta praca to oglądanie 2-3 spotkań dziennie, praca do późnych godzin nocnych - ze względu na różnicę w czasie w stosunku do USA - podróżowanie 150-200 dni w ciągu roku. Jeśli chodzi o odpoczynek to jako takich tradycyjnych wakacji nie mam, czerwiec, lipiec i sierpień to najbardziej pracowite miesiące w mojej pracy, ale zazwyczaj we wrześniu - tuż przed sezonem - jest czas by naładować akumulatory.

[b]

"Sam zarządzam swoim grafikiem, nie chodzę do biura" - mówi 25-letni człowiek, który jest sam dla siebie szefem w klubie NBA. Piękny sen trwa?
[/b]

Aż trudno uwierzyć, że właśnie rozpoczynam szósty sezon pracy dla Denver. Nie mogłem trafić lepiej - a warto przypomnieć, że w 2013 Nuggets nie byli jedyną drużyną, która zaoferowała mi pracę. Mamy dość mały sztab skautingowy, bo liczący tylko 10 osób, aczkolwiek to sprawia, że każdy uczestniczy we wszystkich aspektach (draft, wolna agentura, wymiany), jest dużo więcej interakcji, często podróżujemy razem - co daje świetne warunki do rozwoju. Sztab skautingowy w lidze NBA jest o tyle specyficzny, że oprócz prezesa i dyrektorów większość pracowników jest rozsianych po całych Stanach, a nieraz po całym świecie. Poniekąd jesteśmy zewnętrznymi najemnikami, każdy z nas ma swoje ambicje, cele, wyraziste opinie. Nasz szef stara utrzymać się motywację swoich ludzi poprzez ciągłe inwestowanie w nasz rozwój. Stąd też zakres moich obowiązków zwiększa się z każdym rokiem. Mimo że na "papierze" jestem skautem na Europę, to coraz częściej przebywam w Denver, jestem wysyłany na mecze G league, prestiżowe turnieje high school, eventy NCAA. W tym roku byłem też zaangażowany w budowę naszego składu na Ligę Letnią - udało mi się przekonać szefostwo do sprawdzenia kilku zawodników z mojego polecenia.

Sama naturalizacja to rozwiązanie krótkoterminowe, nie powinno przysłaniać problemów, i iść w parze z rozwiązaniem długoterminowym. Ostatnio rozmawiałem na ten temat z trenerem mocnej europejskiej reprezentacji i użył fajnej metafory: "z naturalizacją jest jak z używaniem kalkulatora na testach z matematyki. Trzeba umieć liczyć, mieć podstawową wiedzę. Kalkulator to tylko narzędzie które może pomóc uzyskać pozytywny rezultat. Tak samo jest z naturalizacją.

Pamięta pan swoje początki w Denver Nuggets? Nieprawdopodobne, ale miał wtedy zaledwie 21 lat!

Pamiętam ten dzień jak by to było dzisiaj. To niczym piękny sen. Wszystko potoczyło się tak szybko - telefon z propozycją pracy, rozmowa kwalifikacyjna, ustalenie szczegółów, wylot do Denver, że nawet nie było czasu się tym cieszyć. Już od dwóch lat zanim dostałem tę pracę współpracowałem z klubami NBA jako zewnętrzny konsultant, aczkolwiek to było inne wyzwanie, inna odpowiedzialność. Początki były o tyle trudne, że zostałem rzucony na głęboką wodę - musiałem stworzyć dywizję skautingu europejskiego od nowa. Sam tworzyłem bazę informacji, wzorce raportów, listy zawodników. A do tego byłem dość nowy w branży, no i najmłodszy wśród skautów - wiadomo jak to jest, starsi koledzy po fachu patrzyli mi na ręce.

Filozofia pracy dla Nuggets jest o tyle wyzwaniem, że mamy swoje obowiązki, dostajemy zlecenia, ale szefostwo zostawia nam dużo inwencji, kładzie spory nacisk na kreatywność, trzeba być proaktywnym. Na szczęście szybko wyrobiłem sobie wiele zaufanych kontaktów, wiele pomogli skauci z innych drużyn, wiele decyzji konsultowałem. Teraz do mnie zgłasza się wielu aspirujących czy początkujących skautów, zawsze chętnie pomagam. Bardzo było mi miło, gdy w zeszłym roku zgłosili się do mnie Phoenix Suns z prośbą polecenia potencjalnych skautów w Europie. Wymagania? "Żeby byli tacy jak Rafał Juć - młodzi, ambitni, ciężko pracujący i otwarci na naukę."

Słyszałem, że inne kluby chciały pana przechwycić z Nuggets. W tym gronie byli m.in. Cleveland Cavaliers. Co pan na to?

Moim celem jest jak najdłuższe pracowanie dla Nuggets. Jak już wcześniej mówiłem - w Denver mam najlepsze warunki do rozwoju, jest to organizacja bardzo mocno nastawiona na Europę. Wiele osób postrzega kluby NBA przez pryzmat gwiazd czy historii, ale w mojej pracy dużo ważniejsze są takie aspekty jak budżet organizacyjny, twoje miejsce w hierarchii, strategia i plan rozwoju. Pod tym względem nie wiem czy może być lepiej niż w Nuggets. Jeśli chodzi o oferty to jeszcze nigdy nie było sytuacji, abym był bez kontraktu, tak więc nigdy oficjalnie nie było oferty z innego klubu. Mogę jednak przyznać, że w ostatnich latach 2-3 kluby wyrażały wstępne zainteresowanie moją osobą.

Pan jest na kontrakcie w Nuggets?

W odróżnieniu od kontraktów zawodników - umowy skautów i innych pracowników w NBA nie są jawne, aczkolwiek struktura i zapisy są bardzo podobne do tych, które podpisują gracze. O zarobkach poszczególnych pracowników decydują budżet klubu, twoje doświadczenie, sukcesy w drafcie, zainteresowanie z innych klubów. Piękno ligi NBA polega na tym, że każdy ma szansę - bez względu czy tak, jak ja jesteś chłopakiem z Polski, byłym zawodnikiem czy też prawnikiem z Wall Street. Często podawanym przykładem jest Masai Ujiri, który - nomen omen - zaczynał w Denver jako niepłatny stażysta, a obecnie to prezes Toronto Raptors, zarabiający ponad 6 milionów dolarów rocznie. Jeśli chodzi o moją sytuację jestem pod kontraktem, klub wyraził chęć przedłużenia naszej współpracy.

Taką drogą chciałby pan podążyć?

Od kolejnego sezonu będziemy posiadać już drużynę w G league, na pewno będzie więcej obowiązków, być może pojawią się nowe możliwości. Na ten moment skupiam się na swojej pracy. Staram się ciągle rozwijać, ale trzeba przyznać, że Europejczykom jest dużo trudniej dostać pracę w Stanach. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, docelowo chciałbym być odpowiedzialny za budowę własnej drużyny, jeśli to nie będzie możliwe w NBA, to nie wykluczałbym pracy dla silnych klubów europejskich.

Ile dni w roku spędza pan na podróżach?

Spędzam około 150-200 dni w ciągu roku w trasie, w większości po Europie. Całe życie mieszkam w Warszawie, mam tutaj swój dom. Dzięki centralnej lokalizacji mogę łatwo dostać się zarówno na Wschód, jak i Zachód.

Ma pan w Europie takie miejsce, które szczególnie lubi odwiedzać?

Każdy ze skautow ma swoje ulubione miejsca, ale prawda jest taka że jeździmy tam gdzie będą zawodnicy - raz to będzie Mediolan, a raz Kijów. Już samo układnie terminarza i zarządzanie czasem to niełatwa sprawa. Kluczem jest żeby - bez względu gdzie się jest - mieć swoje nawyki i rutynę. Mi osobiście najbardziej podoba się Barcelona. Można powiedzieć ze to europejska stolica koszykówki, a do tego miasto ze świetnym jedzeniem, kulturą, zabytkami.

Na kolejnej stronie Rafał Juć opowie o kredycie zaufania, reprezentacji Polski i wywołującym spore kontrowersji procesie naturalizacji zawodników
[nextpage]Z zawodników europejskich polecił pan Jokicia, Nurkicia, Lauvergne czy Hernangomeza. Kredyt zaufania ma pan chyba całkiem spory?

Patrząc z perspektywy czasu chyba lepiej nie mogłem trafić. Warto przypomnieć, że kontrakt z Denver podpisałem w wieku zaledwie 21 lat, bez wcześniejszego doświadczenia w pracy na tym poziomie. Mimo to, obdarzono mnie ogromnym kredytem zaufania. Już pierwszego dnia po podpisaniu kontraktu szef powiedział mi: "nieważne ile masz lat, skąd jesteś i jaki masz akcent, jeśli masz coś ważnego do powiedzenia - zawsze będziesz wysłuchany". Praca w Denver od samego początku była ogromnym wyzwaniem. Musiałem w pojedynkę zorganizować naszą działalność w Europie. Nie udałoby się to bez wsparcia mojego szefostwa. Naszej grupie przyświeca dewiza, że "nie jest ważne czy gracz jest z Kansas czy Kaunas (Kowno)." Łącznie w biurze mamy trzech Litwinów, w tym dwóch znanych zawodników: Arturas Karnisovas oraz Martynas Pocius, a nasz prezydent Tim Connelly sam zaczynał swoją przygodę w NBA od skautowania w Europie. Od samego początku naszym celem było mocne spenetrowanie Europy, a z czasem zaczęliśmy eksplorować inne rynki jak choćby Chiny (Emmanuel Mudiay) czy Australia (Torrey Craig). Wiele drużyn wciąż traktuje Europę po macoszemu, niektóre nie mają nawet skauta na Starym Kontynencie na pełen etat, tymczasem my traktujemy Europę na równi z NCAA.

Wszyscy moi współpracownicy przynajmniej raz przylatują tutaj żeby obejrzeć najlepszych graczy do draftu i do wolnej agentury. Wiadomo, że zaufanie szefostwa rośnie wraz z doświadczeniem i dobrymi wyborami. Tacy gracze jak Joffrey Lauvergne, Nikola Jokic, Jusuf Nurkic, czy Juancho Hernangomez mówią sami za siebie. Cieszy mnie, że dostaję coraz więcej obowiązków i odpowiedzialności, coraz częściej przebywam w USA, gdzie jestem aktywny przy skautowaniu G league oraz NCAA, a także działam przy naszym zespole na Ligę Letnią.

Aż trudno uwierzyć, że kluby NBA traktują Europę po macoszemu, gdy aż tak duża liczba zawodników pochodzi właśnie ze Starego Kontynentu. Z czego to wynika? Jakie jest pana zdanie?

Każdy klub ma swoją wizję i strategię. Ciekawostką jest fakt, że blisko 1/3 zawodników NBA to gracze spoza USA, ale są jeszcze drużyny, które nie mają skautów na Europę. Wydaję mi się, że niektóre ekipy wciąż nie przykładają odpowiedniej uwagi do Starego Kontynentu, bądź też celowo odpuszczają ten temat, ponieważ w mojej opinii skauting w Europie jest dużo trudniejszy niż w G league i NCAA. U nas rozgrywki w każdym kraju mają różny poziom i styl gry. Prawie, że w każdym państwie jest inny język, inne obyczaje - nie zawsze tak łatwo można uzyskać informację. Nie zapominajmy, że w większości przypadków w Europie skautujemy nastolatków w ich pierwszych zawodowych sezonach, zazwyczaj odstają fizycznie, uczą się "szatni", walczą o miejsce w rotacji - co za tym idzie, mało grają. Nierzadko są przypadki że młody gracz z Europy ma lepsze statystyki w NBA niż w poprzednim sezonie u siebie w kraju.

Klub NBA musi też zadbać o takie rzeczy jak negocjacje z agentem i klubem zawodnika w sprawie "odstępnego", a także pomóc w aklimatyzacji. Choć to ten sam sport, koszykówka jaką znamy z NBA różni się. 82 mecze, wiele podróży, inne przepisy, duże szybsze tempo gry, ogromna presja - czasami to może przerosnąć młodego gracza i spowolnić jego rozwój. Zdecydowana większość drużyn przeznacza wielkie budżety i buduje siatki skautów w Europie, ale na koniec to zależy od właściciela, prezesa i trenera co zrobią z tą wiedzą. Ja mam to szczęście, że szefostwo w Denver nie boi się graczy z Europy. W ciągu tych pięciu lat zdobyliśmy renomę klubu, w którym skauting na Starym Kontynencie jest jedną z silniejszych stron - wiedza, znajomości i częste podróże naszego sztabu sprawiają, że w niektórych przypadkach mieliśmy lepsze informację, łatwiej było nam przewidzieć jak dany gracz zareaguje na przenosiny do NBA, a takie nazwiska jak Lauvergne, Jokic, Nurkic czy Hernangomez wydają się to potwierdzać.

[b]

Które czynniki decydują o wyborze poszczególnego zawodnika?[/b]

Miałem to szczęście, że prawie co roku udawało mi się, że przekonać szefostwo do wyboru kogoś z Europy. Tak naprawdę przekonanie szefostwa, trenera i właściciela do zawodnika, to najważniejszy a zarazem najtrudniejszy aspekt selekcji, ale nie jedyny. Przy podjęciu każdej decyzji bierzemy pod uwagę takie czynniki jak nasz obecny skład, styl i filozofia gry, preferencje pierwszego trenera, sytuacja kontraktowa itd. Czasem więc jest zawodnik, którego bardzo chcemy, ale jego wybór nie ma sensu - tak choćby było z Ante Zizicem, chorwackim środkowym, który trafił ostatecznie do Celtics i został oddany do Cavaliers. My wówczas mieliśmy już w składzie Jokica i Nurkica, tak więc dodawanie kolejnego młodego i dość podobnego w stylu gry centra nie miało sensu.

W tym roku mieliśmy do czynienia z jednym z najsłabszych draftów z europejskiej perspektywy - ostatecznie wybranych zostało tylko siedmiu graczy spoza NCAA. Mogę tylko zdradzić, że w nocy draftu byliśmy bardzo aktywni, celowaliśmy w jednego Europejczyka, aczkolwiek uznaliśmy, że 14. wybór był zbyt wysoki, a później nie udało się już nam nabyć kolejnego wyboru w pierwszej rundzie. Za zamkniętymi drzwiami możemy dyskutować, kłócić się, zgadzać bądź nie, ale kultura draft roomu NBA zakłada, że wszyscy wspieramy szefa.

To prawda, że rozmowy w gabinecie Denver Nuggets są nagrywane?

Tak. To wynika z faktu, że jesteśmy mocno rozliczani z naszej pracy. Analizujemy wydarzenia z przeszłości i mamy dzięki temu świetny materiał. Możemy wyciągnąć wnioski. Świetnym przykładem jest draft, w którym mieliśmy Kristapsa Porzingisa nisko na swojej liście. Ta sytuacja jest dla nas inspiracją.

Rafał Juć nie pracuje już w reprezentacji Polski?

Tak jak w przypadku zawodników czy trenerów z poziomu Euroligi i NBA - nowa formuła rozgrywania okienek reprezentacyjnych w trakcie sezonu - skomplikowała również moją sytuację. To prawda, że przy okazji dwóch ostatnich zgrupowań nie mogłem uczestniczyć w przygotowaniach reprezentacji Polski. Razem z trenerem Mikiem Taylorem i przedstawicielami związku zmieniliśmy nieco formułę współpracy - nadal jesteśmy w kontakcie, jeszcze w listopadzie byłem w Kosowie by skautować Litwę, jednak moim priorytetem są moje obowiązki względem Nuggets. Moja nieobecność nie była w ogóle odczuwalna, ponieważ w sztabie pracują najlepsi trenerzy w Polsce - Wojciech Kamiński, Krzysztof Szablowski i Arkadiusz Miłoszewski wykonują rewelacyjną pracę, o której rzadko się mówi.

Przy okazji chciałbym wyrazić swoją wdzięczność dla Polskiego Związku Koszykówki i trenera Taylora za danie mi szansy w 2014 roku, by być częścią sztabu pierwszej reprezentacji. To zdecydowanie przyspieszyło mój rozwój zawodowy, pozwoliło zbudować relacje z trenerami i zawodnikami z całego świata. Reprezentowanie kraju to największy zaszczyt i honor, dlatego nigdy nie mówię "nie" dla kadry i liczę na dalszą współpracę w miarę możliwości.

Zakończona pierwsza runda eliminacji do MŚ z bilansem 3:3 to...?

Moim zdaniem to dobry wynik. Cel został wykonany. Kibice i eksperci wyrażali swoją frustrację po porażce na Węgrzech, ale trzeba zaznaczyć, że nowy system to całkowicie nowe realia, nie tylko my potrzebowaliśmy czasu na przystosowanie się. Zasadniczo rywalizacja stała się dużo bardziej wyrównana. Z 32 krajów w pierwszym etapie kwalifikacji tylko Hiszpanie, Litwini, Francuzi, Niemcy i Grecy zachowali status niepokonanych. Zdarzały się wpadki, jak choćby porażka aktualnych mistrzów Europy Słoweńców na Białorusi czy Chorwacja przegrywająca z Holandią i Rumunią.

Zgadzam się, że obecny system nie jest do końca sprawiedliwy - reprezentacje nie grają w najlepszych składach, ważny jest terminarz, bo jeśli grasz na przykład w Chorwacją w trakcie sezonu bez zawodników z NBA i Euroligi, to jest to dużo słabsza drużyna niż ta, która grała w ostatnim okienku. Oczywiście - na nasze nieszczęście - ten problem nas nie dotyczy, aczkolwiek my nie jesteśmy Hiszpanią czy Francją jeśli chodzi o głębie składu, tym bardziej nieobecność takich graczy jak AJ Slaughter i Adam Waczyński była widoczna w naszej grze. Gra o mistrzostwa świata jest wciąż dla nas otwarta. Wrześniowe okienko - w którym zagramy z Włochami i Chorwacją - powinno dać nam odpowiedź na co nas stać na ten moment.

Zobacz także: Slaugher odmówił, skończmy szopkę z naturalizacją zawodników

Ostatnio gorącym tematem jest proces naturalizowania zawodników. Jakie jest pana zdanie? Polska powinna pokusić się o kolejnego gracza zagranicznego? Pytam, bo karierę reprezentacyjną zawiesza Łukasz Koszarek, który w ostatnich latach dowodził kadrą.

To prawda, że już sam pomysł naturalizacji wywołuje sporo kontrowersji i komentarzy w środowisku koszykarskim w naszym kraju. Są państwa, które kategorycznie wykluczają taką możliwość i ja to szanuję. Prywatnie również uważam, że w reprezentacji kraju powinni grać rodzimi zawodnicy. Są jednak różne odsłony naturalizacji. Znamy przecież przykłady "kupowania paszportu" - jak powszechnie nazywa się ten proces - w żargonie koszykarskim, ale są też przykłady dawania paszportów amerykańskim zawodnikom, którzy grają i mieszkają w danym kraju, nauczyli się języka czy po prostu zawarli związek małżeński z obywatelką danego kraju. Tak samo uważam jednak, że trzeba grać zgodnie z zasadami - więc jeśli taka możliwość jest dostępna, to nie widzę powodu, aby z niej nie skorzystać.

Trzeba jednak pamiętać, że sama naturalizacja to rozwiązanie krótkoterminowe, nie powinno przysłaniać problemów, i iść w parze z rozwiązaniem długoterminowym. Ostatnio rozmawiałem na ten temat z trenerem mocnej europejskiej reprezentacji i użył fajnej metafory: "z naturalizacją jest jak z używaniem kalkulatora na testach z matematyki. Trzeba umieć liczyć, mieć podstawową wiedzę. Kalkulator to tylko narzędzie, które może pomóc uzyskać pozytywny rezultat. Tak samo jest z naturalizacją. Nie powinna przysłaniać szkolenia, popularyzacji koszykówki, stawiania na młodych graczy, ale czasem może okazać się przydatna bądź konieczna - pozwoli uzyskać pozytywny rezultat szybciej". W naszym kraju od dawna mówi się o braku perspektywicznych rozgrywających, którzy mogliby zastąpić Łukasza Koszarka. Z tego co wiem, Łukasz kończy swą reprezentacyjną karierę - choć nie zamyka drzwi - więc ten temat jest tym bardziej aktualny. Oznacza to, że na decydujące mecze kwalifikacji zostajemy mocno osłabieni na rozegraniu. Tak więc jeśli nie podjęto działań aby wspomóc się naturalizowaną "jedynką" na te mecze, uważam że to dobry czas aby wpuścić trochę świeżej krwi, zwłaszcza że przed reprezentacją nadchodzi wymiana pokoleniowa.

Czy w ostatnich latach przyjechał pan do Polski oglądać konkretnie danego zawodnika pod kątem gry w NBA?

W ostatnich latach polska liga nie dostarczała zawodników lub talentów do NBA, tak więc uwaga skautow była minimalna. Jeśli już ktoś przyjeżdżał,  to raczej na mecz w europejskich pucharach żeby obejrzeć rywala. Cieszy mnie bardzo, że coraz więcej drużyn decyduje się na grę w międzynarodowych rozgrywkach - oznacza to przyjazd naprawdę silnych zagranicznych ekip, a naszym klubom daje większe szanse na podpisanie lepszych zawodników. Na pewno będę obecny na spotkaniach Asseco w Pucharze Europy i Anwilu w Lidze Mistrzów.

Ze względu na moje miejsce zamieszkania śledzę polską ligę bardziej niż skauci z innych drużyn. Trzeba znać swoje podwórko - jakbym wypadł, gdyby ktoś z PLK trafił do NBA, a ja bym tego gracza przegapił? Skauting NBA to nie tylko oglądanie talentów do draftu, ale również selekcja graczy na Ligę Letnią, obóz przygotowawczy, treningi. Wielu agentów postrzega PLK jako dobre miejsce na rozpoczęcie kariery zaraz po NCAA, nasza liga staje się mostem pomiędzy słabszymi ligami a europejskim topem - poniekąd PLK staje się oknem na Zachód. Największa zaleta skautingu to możliwość obserwacji gracza na przestrzeni lat. Odwołując się choćby do ostatnich sezonów na parkietach PLK można było oglądać początki karier takich graczy jak Chris Czerapowicz, Byron Allen czy Kevin Punter - którzy szybko wywołali zainteresowanie silnych klubów europejskich.

Zobacz inne teksty autora

Komentarze (4)
avatar
dygresja
9.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Rafał jest taki trochę Zwyczajny Niezwyczajny. Jeden z moich ulubionych młodych bohaterów współczesności. Podziwiam i szanuję za wiedzę, pracowitość, skromność oraz wdzięczność światu, mimo, i Czytaj całość
avatar
Katon el Gordo
9.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Zimą br. miał ciekawe spotkanie (ogólnodostępne) z zainteresowanymi koszykówką NBA w warszawskiej AWF. Było interesująco i rzeczowo. 
Waldemar
9.07.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Bardzo szanuje Rafała