Po raz kolejny A.J. Slaughter odmówił przyjazdu na reprezentację. Amerykanin z polskim paszportem wcześniej zasłaniał się sprawami klubowymi, przekonywał, że nie otrzymał zgody od swojego pracodawcy (Asvel Lyon).
Prawda jest jednak taka, że gdyby Slaughter się uparł, to by na zgrupowanie kadry przyjechał. Gra we francuskim klubie okazała się dla niego ważniejsza.
Teraz miało być inaczej, bo przecież sezon klubowy dobiegł końca. Mike Taylor przekonywał wszystkich, że Slaughter pojawi się na zgrupowaniu w Gdańsku. - Jest zielone światło na jego przyjazd. Nie mogę się doczekać ponownej współpracy z nim - mówił.
ZOBACZ WIDEO Zarządzanie kryzysowe w reprezentacji. Wiadomo, co Nawałka robił po meczu
Trener kadry rozmawiał nawet z Kamilem Łączyńskim na temat bycia trzecim rozgrywającym w kadrze, w przypadku przyjazdu Amerykanina. Ten zgodził się, bo zależy mu na występach w koszulce z orzełkiem na piersi.
Tymczasem naturalizowany koszykarz znów wszystkich zwiódł i nie pojawił się na zgrupowaniu kadry, pomimo wcześniejszych deklaracji (także jego agenta). Rafał Tymiński z "Przeglądu Sportowego" poinformował, że przedstawiciele PZKosz w ostatnich dniach stracili kontakt z amerykańskim combo-guardem. Może to wynikać z faktu, że Slaughter 23 czerwca organizuje swój camp dla dzieci w Shelbyville w stanie Kentucky.
Brak jego przyjazdu sprawia, że trener Taylor ma do dyspozycji trzech rozgrywających: Koszarka, Łączyńskiego i Marcela Ponitę.
Komentarz autora: Przyjedzie, nie przyjedzie? Te pytania najczęściej padały w kontekście amerykańskiego zawodnika w ostatnich miesiącach. Nie ukrywam, że mam już dość tej szopki ze Slaughterem w roli głównej. Zresztą, co on takiego dał polskiej reprezentacji? Wystąpił na dwóch EuroBasketach (2015,2017) i na żadnym z turniejów nie zrobił wielkiej różnicy. Był w cieniu Ponitki i Waczyńskiego. Uważam, że należy mu podziękować i definitywnie zakończyć współpracę. Reprezentacja to nie klub. Tutaj albo chce się grać albo nie.
Denerwuje mnie fakt, że PZKosz już przymierza kolejnych naturalizowanych zawodników ("Przegląd Sportowy" podaje dwa nazwiska: Willa Cummingsa, Peyton Siva). Panowie, nie tędy droga. Odważniej postawmy na swoich! Dajmy szansę Łączyńskiemu - przecież w ostatnich finałach pokazał, że może grać na wysokim poziomie. Nie bał się brać na siebie odpowiedzialności w kluczowych momentach.
Do tego jest młody Ponitka, który ze świetnej strony pokazał się na renomowanym campie w Treviso. To duży prospekt, który jest na radarze zagranicznych klubów. Jeśli nie odejdzie z Asseco, to w przyszłym sezonie pokaże się w rozgrywkach EuroCup. Zyska kolejne cenne doświadczenie.
Kolejną "perełką" jest 18-letni Łukasz Kolenda, który już teraz jest liderem reprezentacji do lat... 20! Trener Frasunkiewicz wróży mu dużą przyszłość. Nic dziwnego: to mega utalentowany zawodnik, którego ogląda się z dużą przyjemnością. Jego boiskową bezczelność chwali Filip Dylewicz, były reprezentant Polski. - To jedyna droga do tego, żeby cokolwiek osiągnąć. Bardzo mi się podoba styl gry Łukasza. Mimo młodego wieku nie boi się podejmować odważnych decyzji. Zdaje sobie sprawę z tego, że umie to robić. Niektórym tego brakuje - mówi.
Łączyński, Ponitka, Kolenda. W odwodzie są Schenk, Kowalczyk i wchodzący do PLK Kobel. Jest w kim wybierać. Skończmy z tą naturalizacją. To droga donikąd. Nie odbierajmy miejsca zawodnikom, którym zależy na występach z orzełkiem na piesi.
Zobacz także: Igor Milicić nie jest wygodny dla innych