Amerykański rozgrywający, Brandon Brown, do PLK trafił w połowie sezonu 2015/2016. Do Polski ściągnęli go działacze King Szczecin. Zespół z Pomorza Zachodniego potrzebował rozgrywającego, ponieważ Korie Lucious kompletnie zawiódł i prezentował się poniżej oczekiwań.
Z każdym kolejnym tygodniem Brown zyskiwał w oczach Marka Łukomskiego, który niejednokrotnie w wywiadach podkreślał, że ceni jego umiejętności. Amerykanin prezentował się całkiem przyzwoicie i wywiązywał się z zadań, które powierzał mu polski szkoleniowiec.
Co prawda Brown nieco zawiódł w play-offach, ale to nie wpłynęło na decyzję przedstawicieli klubu, którzy bardzo chcieli go zatrzymać na kolejny sezon. Amerykanin otrzymał nawet konkretną propozycję kontrakt. Gracz zwlekał z odpowiedzią. Umowa leżała i leżała, aż w końcu sztab szkoleniowy uznał, że nie może dłużej czekać. Podpisano Norberta Kulona, który został zmiennikiem Russella Robinsona.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski w Borussii. Od Lewangłupskiego do Lewangolskiego
Brown w Szczecinie grać nie chciał ze względu na Robinsona. Zależało mu na tym, by trafić do drużyny, w której będzie liderem. I dlatego wybrał Siarkę Tarnobrzeg. Co ciekawe na Podkarpaciu gra za mniejsze pieniądze niż miał oferowane na Pomorzu Zachodnim (około trzech tysięcy dolarów).
Zawodnicy często decydują się na taki krok, bo po wykręceniu dobrych statystyk mogą w kolejnym sezonie zarobić znacznie więcej. A nie od dziś wiadomo, że łatwiej "nabić" sobie punkty w Siarce, która bazuje na indywidualnej koszykówce.
Brown zresztą nie ukrywał tego, że do Siarki poszedł w jasnym celu: - Tutaj można zbudować swoje statystyki i trafić do lepszego klubu. W przeszłości podobną drogę obrał m.in. Dominique Johnson - mówił.
W środę Amerykanin wrócił do Szczecina. Zdobył 12 punktów i 7 asyst w ciągu 36 minut spędzonych na parkiecie. Jego drużyna sensacyjnie wygrała 84:76.