[b]
WP SportoweFakty: Artur Gronek to koszykarski Jacek Magiera?[/b]
Artur Gronek: Słyszałem to porównanie, czytałem nawet artykuł na ten temat. Czy coś w tym jest? Nie mam odniesienia, bo rynku piłkarskiego nie znam w ogóle. Aczkolwiek jedna rzecz mnie bardzo cieszy. To fakt, że coraz więcej młodych trenerów otrzymuje pracę w dobrych, uznanych klubach. Prawda jest taka, że każdy gdzieś musi zacząć swoją karierę. Nie ma takich trenerów, którzy wszystko wiedzą już na samym początku. To trzeba przeżyć. Dopóki nie dostanie się w twarz, to się nie wie, że boli.
Dlaczego panu nie wyszło jako koszykarzowi?
- Półtora roku trenowałem w Legii, La Basket Warszawa i w Wołominie, ale nie byłem na tyle dobrym koszykarzem, żeby to dalej ciągnąć i móc z tego utrzymać siebie i rodzinę. Studiowałem dziennie i musiałem obrać jakąś drogę. Miałem tyle szczęścia, że wszystko potoczyło się we właściwym kierunku. Byłem bardzo zawzięty.
Chociaż początki były bardzo trudne.
- To prawda. W Warszawie byłem pięć lat. Sytuacja nie była łatwa, ale ten okres zapamiętam pozytywnie, bo wielu rzeczy się tam nauczyłem. Byli tam trenerzy Starcevic i Miłoszewski. Oni dali mu dużo ciekawych lekcji. Skorzystałem z tego.
Jakim trenerem jest Artur Gronek?
- Młodym, który cały czas czerpie wiedzę. Staram się korzystać z tego, co otrzymałem od poprzednich trenerów. Koszykówka jest jednak na tyle szeroką dyscypliną, że nie da się wszystkiego opanować w tak krótkim czasie. To jakim jest się trenerem zależy też od osobowości.
ZOBACZ WIDEO Kamil Grosicki: zwycięstwo z Armenią jest dla Arka Milika
Pan chyba nie jest takim trenerem, który za często podnosi głos i ruga zawodników.
- Ja lubię dyscyplinę. To jest dla mnie priorytetowa sprawa. Jeśli jest jednak potrzeba, to również podniosę głos. Nie mam z tym problemu.
Od kogo się pan najwięcej nauczył w swojej koszykarskiej karierze? Mimo młodego wieku miał pan już okazję pracować z kilkoma fachowcami.
- Najwięcej nauczyłem się od Saso Filipovskiego. To połączenie świetnego trenera i człowieka. Jednak nie mogę zapomnieć o innych szkoleniowcach - Mladenie Starceviciu, Dirku Bauermannie, Davidzie Dedku i Andrzeju Adamku. Sporo dał mi także trener Pipan, zaprosił mnie do pracy z kadrą. Wiele się wtedy tam nauczyłem.
[b]
Nie jest chyba łatwo być następcą Saso Filipovskiego w Zielonej Górze? Kibice pomnik mu już stawiali.[/b]
- To prawda, ale ja chcę podążać swoją drogą. Każdy człowiek jest inny, więc trudno byłoby mi wszystko powtórzyć i iść kropka w kropkę. Warto być sobą. Trzeba dopasować system do zawodników, którzy są pod kontraktami. Pierwsze mecze weryfikują, czy dane zagrywki, system się sprawdzają. Prawda jest taka, że nigdy nie da się poprowadzić meczu bez odpowiedniego przygotowania. Można dużo opowiadać o tym zawodzie, ale wszystko wygląda zupełnie inaczej, jak stanie się przy linii i trzeba dyrygować zawodnikami.
Czy fakt, że nie był pan koszykarzem utrudnia sprawę?
- Nie, w ogóle na ten temat nie myślę. Przecież w sporcie jest wielu dobrych trenerów, którzy wcześniej nie byli piłkarzami, koszykarzami, siatkarzami. To często nie musi iść w parze. Wydaje mi się, że kluczowe są charakter i wiedza.
Proces przejścia z asystenta na pierwszego trenera jest już zamknięty, czy cały czas trwa?
- To nie jest zawód, którego można się nauczyć w rok bądź dwa lata. To nie jest mechanika samochodowa. Każdy trener się uczy. Każdy dzień przynosi coś nowego. Nawet jak jest się 20 lat na tym stanowisku to pojawią się takie sytuacje, które potrafią zaskoczyć.
Jak wyglądały pana pierwsze dni w roli głównego trenera? Chodzi mi głównie o trening, przemowę do zawodników.
- Starałem się być jak najlepiej przygotowanym. Uważam, że młody trener nie może sobie pozwolić na to, że przyjdzie do pracy w pierwszy dzień i nie będzie wiedział, co ma robić. Musi być przygotowany, tym bardziej, że prowadzi się treningi z graczami doświadczonymi, którzy dużo w swoim życiu widzieli. Myślę, że gdybym popełnił za dużo błędów, to szybko straciłbym panowanie nad nimi. Tak nie jest. Kontroluję sytuację. Wydaje mi się, że tutaj jest największe ryzyko dla młodego trenera.
Przemysław Frasunkiewicz, który też debiutuje w roli pierwszego trenera w PLK, powiedział mi, że nie lubi rozmów z agentami. Woli skupić się na koszykówce. Pan by się pod tym podpisał?
- Tak, aczkolwiek trzeba wiedzieć z kim rozmawiać. Są agenci, którzy są konkretni i z nimi mogę prowadzić dialog. Niestety są też tacy, którzy na siłę wciskają zawodników. Ja z takimi nie chcę rozmawiać. Przy doborze zawodników starałem się być dokładny. Każdego z nich dokładnie sprawdziłem. To nie były transfery robione w ciemno.
Pan akurat pracuje w takim klubie, w którym te możliwości finansowe są największe. Agenci często dzwonili?
- Oj tak i to nie było łatwe. Zrobiłem sobie prywatną selekcję, z którymi mam rozmawiać, a których lepiej unikać.
Rozmawiał Karol Wasiek