Na sześć minut przed końcem niedzielnego meczu Stelmet Zielona Góra prowadził w Koszalinie z miejscowym AZS 67:53. Wszystkie znaki wskazywały na to, że podopieczni Saso Filipovskiego wywiozą cenne dwa punkty z trudnego terenu. Tym bardziej, że goście od trzeciej kwarty znajdowali się w niesamowitym transie - bardzo dobrze bronili, a do tego wyprowadzali skuteczne kontrataki. X-faktorem ekipy z Winnego Grodu w drugiej połowie był Chevon Troutman, który spajał defensywę, ale był także bardzo widoczny w ofensywie.
[ad=rectangle]
- Drugą połowę zaczęliśmy od bardzo mocnego uderzenia. Szybko odrobiliśmy straty z pierwszej części i zaczęliśmy dominować w tym spotkaniu. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą... i się przeliczyliśmy - relacjonuje Chevon Troutman, który w tym meczu zdobył 12 punktów (6/8 z gry) i miał dwie zbiórki i tyle samo przechwytów.
Akademicy pokazali w tym meczu wielki hart ducha, ponieważ zdołali odrobić 14-punktową stratę, którą mieli na sześć minut do końca meczu. - Trzeba oddać gospodarzom, że walczyli do samego końca. Duży szacunek im się za to należy. Aczkolwiek my nie możemy pozwalać na to, aby rywale tak nas gonili - podkreśla amerykański podkoszowy Stelmetu.
Goście w ostatnich sześciu minutach zdobyli zaledwie cztery punkty! - Nie umieliśmy wyprowadzić skutecznej akcji. Nasza gra w ofensywie nie wyglądała najlepiej. Trzeba z tego wyciągnąć wnioski - zaznacza Amerykanin.
A Chevon oczywiście na plus....