Fantastyczna trzecia kwarta - relacja z meczu Wisła Can Pack Kraków - Artego Bydgoszcz

Krakowska Wisła do przerwy męczyła się z bydgoskim Artego, ale później dała koncert, którego kibice długo nie zapomną. Trzecią kwartę wygrała 28:2, co de facto przesądziło o końcowym sukcesie.

Pojedynek czołowych ekip TBLK od początku mógł się podobać. Przyjezdne robiły użytek ze stawianych zasłon, kreując w ten sposób pozycje. Już wtedy próbkę umiejętności dała Julie McBride udowadniając, że nadal odznacza się dobrą formą. Do tego pod koszem trochę kłopotów miejscowym przysparzała doświadczona Amisha Carter. Jednak Artego nie osiągnęło wysokiego prowadzenia. Mistrzynie Polski odpowiedziały bowiem za sprawą kapitalnej Jantel Lavender. Ciemnoskóra center sprytnie uwalniała się od krycia i trafiała również z dalszych odległości. Wtórowała jej Allie Quigley, która pod koniec kwarty przymierzyła za trzy, efektem czego wynik brzmiał 24:19.
[ad=rectangle]
W drugiej "ćwiartce" przypomniała o sobie wprowadzona na boisko Gintare Petronyte i zdawało się, że starcie przybierze korzystniejszy obraz dla faworytek publiczności. Tyle że zaraz potem nastał kompletny impas. Zawodniczki notowały sporo niewymuszonych błędów co zdenerwowało trenera Stefana Svitka. Słowak poprosił o przerwę i wyraźnie dał do zrozumienia, że oczekuje poprawy. Ta nie nadeszła, a rywalki wykorzystały szansę, by nadrobić straty. W połowie tej odsłony bydgoszczanki przegrywały jedynie 29:30, ewidentnie licząc na więcej. Wiślaczki broniły się poprzez wyczyny duetu Lavender - Quigley. One nawet w krytycznym momencie potrafią wypełnić polecone zadanie i generalnie trudno było kierować pod ich adresem zastrzeżenia. Niemniej w tylnej formacji postawa całego kolektywu budziła wątpliwości. Martyna Koc oraz McBride kiedy tylko zobaczyły kawałek wolnej przestrzeni zaaplikowały krajowemu czempionowi dwie "trójki". Ten po 20 minutach wygrywał 43:41, lecz nie okazywał specjalnej radości.

Dopiero kolejna partia przyniosła pożądany przez wiślaczki scenariusz. Parę błyskawicznych zagrań i przede wszystkim lepsza obrona spowodowały, że lider tabeli odskoczył. Fantastyczną robotę wykonywała Quigley. Tempa nie zwalniała Lavender. Obie w tamtych fragmentach przekroczyły barierę 20 zdobytych "oczek". Trzeba jednocześnie podkreślić, iż w większości przypadków znajdowały się poza zasięgiem defensywy trzeciej drużyny ubiegłego sezonu. Najcięższe działa zatem rozwinięto.

Podopieczne Tomasza Herkta  natomiast zupełnie się pogubiły. Nie umiały zaskoczyć agresywnych krakowianek, grały nerwowo i nieskładnie. Dodatkowo zabrakło wsparcia Darxii Morris, chwalonej ostatnimi razy. To wróżyło ogromne problemy. Zwłaszcza, że w trakcie trzeciej części powiększyły ogólny dorobek zaledwie o dwa "oczka"! Biała Gwiazda równocześnie dołożyła 28, wobec czego losy konfrontacji wydawały się przesądzone. Na twarze koszykarek gości aż przykro było patrzeć.

Decydująca batalia okazała się formalnością, choć gdy sztab szkoleniowy wystawił zmienniczki to klub z województwa Małopolskiego prezentował mniej wyrafinowany basket. Team znad Brdy stracił Carter. Amerykanka popełniła piąty faul, więc siła pod tablicami zmalała.

Na koniec ogromny aplauz dostała Angelika Ostasiewicz. Nastolatka bezbłędnie rzuciła zza łuku, stawiając kropkę nad i. Finalnie rezultat na tablicy świetlnej wskazywał 88:62.

Wisła Can Pack Kraków - Artego Bydgoszcz 88:62 (24:19, 19:22, 28:2, 17:19)

Wisła: Lavender 31 (18 zb), Quigley 26, Ouvina 6, Żurowska-Cegielska 6, Petronyte 6, Vandersloot 4, Skobel 4, Ostasiewicz 3, Kaczmarczyk 2, Abdi 0.

Artego:
Nwagbo 14, McBride 12, Carter 12, Koc 9, Bekasiewicz 5, Mowlik 5, Morris 3, Szybała 2, Krężel 0.

Źródło artykułu: