Dawid Przybyszewski: Przydarzyła nam się chwila dekoncetracji

Jezioro Tarnobrzeg przegrało ćwierćfinałowy bój w ramach Intermarche Basket Cup z PGE Turowem Zgorzelec. Walki nie zabrakło, a losy meczu ważyły się do samego końca.

Jezioro Tarnobrzeg mimo bardzo dobrej postawy w środowej potyczce z PGE Turowem Zgorzelec musiało zejść z parkietu z pochylonymi głowami. Do wygranej zabrakło bardzo niewiele. – Byliśmy bardzo bliscy zwycięstwa. Mecz był praktycznie cały czas na styku, aczkolwiek dość długi czas prowadziliśmy. Przydarzyła nam się chwila dekoncentracji w trzeciej kwarcie, gdzie pozwoliliśmy rywalom na trafienie kilku trójek. Zbliżyli się do nas, przegonili a nam nie udało się już nawiązać walki - powiedział środkowy Jeziora Dawid Przybyszewski.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Do przerwy Jeziorowcy zagrali na ponad 60 proc. skuteczności. Po zmianie stron było już nieco gorzej i mimo ponad 48 proc. skuteczności z gry nie udało się wygrać. - Skończyliśmy zawody na dobrej skuteczności w rzutach za dwa punkty. Z kolei z dystansu nie trafialiśmy już tak dobrze, aby wygrać z Turowem. Zagraliśmy świetną pierwszą połowę, a w drugiej nie udało się już tego niestety podtrzymać - dodał Przybyszewski.

W ostatnim czasie drużynie z Tarnobrzega nie idzie już tak dobrze w rzutach za trzy punkty. Większość drużyn zdaje sobie sprawę z potencjału jakim w tym elemencie gry posiada ekipa z Podkarpacia i bardzo umiejętnie nie pozwala Jeziorowcom na wykonywanie rzutów z dystansu. Podobnie było w środę. - Trudno mi cokolwiek powiedzieć na ten temat, gdyż nie widziałem jeszcze na wideo meczu z Turowem. Mieliśmy sporo otwartych pozycji i należało to wykorzystać. Turów to świetny zespół w defensywie i na pewno nasza skuteczność w rzutach za trzy była ze względu na to mniejsza. Często musieliśmy rzucać z nieprzygotowanych pozycji i wtedy skuteczność automatycznie leci w dół - kontynuuje.

Pod koniec zawodów Przybyszewski miał świetną okazję na zmniejszenie straty Jeziora do dwóch oczek. Miał jednak pecha bowiem po rzucie z dystansu z czystej pozycji piłka nie wpadła do kosza. Gdyby tak się stało, to wiele mogłoby się jeszcze wydarzyć. - Trener wyznaczył mnie do rzuty, gdyż z drużyny to ja najwięcej razy trafiłem trójkę. Potrzebowaliśmy trzech punktów. Bardzo dobrze rozegraliśmy akcję, wypracowaliśmy dobrą pozycję do rzutu, ale niestety nie wpadło. Nie zawsze piłka znajduje drogę do kosza tak jakbyśmy tego chcieli - zakończył Dawid Przybyszewski.

Źródło artykułu: