W początkowych dwóch "ćwiartkach" grałyście na naprawdę niezłym poziomie. Wydawało się, że pójdziecie za ciosem i pokusicie się o niespodziankę, niemniej po zmianie stron przyszły gorsze chwile. Co głównie zadecydowało o porażce?
Leah Metcalf: Pierwotnie starałyśmy się maksymalnie wykorzystywać posiadany potencjał. Kontrolowałyśmy w miarę możliwości boiskowe wydarzenia i nadawałyśmy tempo. Potem jednak przeciwnik doszedł do głosu. Trafił parę rzutów z rzędu, a my zamiast odpowiedzieć trochę spowolniłyśmy. Niestety gorzowianki wykorzystały ten przestój idealnie i w konsekwencji wypracowały przewagę, której nie oddały.
Żeby nie było zbyt pesymistycznie trzeba powiedzieć, że w konfrontacji z wielokrotnym medalistą ekstraklasy nie wypadłyście źle.
- Nie jesteśmy tak słabą drużyną, jak mnóstwo osób nas postrzega. Wyniki tego nie obrazują, ale praktycznie co mecz zaliczamy fragmenty, w których generalnie udaje się wcielać założenia taktyczne i zaskoczyć rywala. Potrzeba tylko więcej konsekwencji, by kontynuować rozpoczęte dzieło.
W niedzielę jej zabrakło.
- O końcowym rezultacie zadecydowały detale. Przecież przed przerwą prowadziłyśmy różnicą kilkunastu "oczek" i powinnyśmy podtrzymywać taki stan rzeczy.
Mocno jesteście rozczarowane finiszem?
- Głównie mamy świadomość, że zwycięstwo było w zasięgu. Podobne zresztą odczucia towarzyszyły konfrontacji z Centrum Wzgórze Gdynia, gdy przegraliśmy dosłownie minimalnie. Cóż powiedzieć, musimy nadal ciężko pracować, spróbować powalczyć o wygrane i przy następnej okazji wykazać więcej zimnej krwi. Wtedy niewykluczone, że podskoczymy nawet w górę tabeli.
Przed wami de facto prawie cała runda rewanżowa, a co za tym idzie sporo okazji żeby udowodnić swoją wyższość.
- Tak. Liczę, iż wyciągniemy odpowiednie wnioski, co zaprocentuje. Na szczęście do końca sezonu pozostało dużo czasu, także różne rzeczy mogą się zdarzyć.
Ludzie z otoczenia klubu nadzieje pokładają w twojej osobie. Pojawiłaś się w AZS-ie zaledwie kilka tygodni temu, a mimo to z marszu stałaś się wiodącą postacią.
- Nie zapominajmy, że jestem częścią kolektywu. On w hierarchii wartości zajmuje pierwszą pozycję. Zawsze pracy towarzyszy ogrom obowiązków i ja próbuję wypełniać je rzetelnie. Aktualnie drużyna mnie potrzebuje, ale też nic nie zdziałam bez wsparcia ze strony reszty dziewczyn.
Teraz przypuszczam przeanalizujecie dokładnie całą potyczkę…
- Dokładnie. Obejrzymy film, zobaczymy, co się działo w poszczególnych partiach.
I zaczniecie myśleć tylko o przyszłości?
- Pewnie. Nie odmienimy tego, co się wydarzyło.