Trochę czułyśmy niepokój - rozmowa z Joanną Czarnecką, zawodniczką Wisły Kraków

Wisła Kraków ma już pierwsze zwycięstwo w nowym sezonie. W piątek pokonała AZS Rzeszów, dzięki czemu zgarnęła komplet punktów. Jak twierdzi Joanna Czarnecka, z czasem zespół będzie grał tylko lepiej.

Adam Popek: W piątkowym meczu tak naprawdę różnica między wami, a AZS-em widoczna była w drugiej połowie. Za te ostatnie dwie kwarty bez wątpienia należą się brawa.

Joanna Czarnecka: Pierwsze koty za płoty. Bez wątpienia cieszy wygrana, bo w końcu tym pojedynkiem rozpoczynaliśmy sezon. Uważam, że wysoki wynik jest po prostu spowodowany odmiennym statusem obu klubów. Naprzeciwko siebie stał przecież mistrz i beniaminek.

Podczas wspomnianych dwudziestu minut dominowałyście w zasadzie pod każdym względem. Ty, mimo zaledwie czterech uzbieranych punktów również się do tego przyczyniłaś, wykonując mnóstwo pożytecznej pracy pod tablicami.

- Spokojnie z pochwałami. Starałam się wykorzystać dany mi czas na parkiecie, ale mam pewne zastrzeżenia, jeśli chodzi o mój występ. Bardziej zadowala postawa całego zespołu, wszystkich pozostałych dziewczyn. To było pionierskie spotkanie o punkty dla tego kolektywu, każdy chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Dobrze, że ostatecznie dążenia przyniosły efekty. Próbowałyśmy wcielać w życie założenia taktyczne, jakie przyswajałyśmy w minionych tygodniach i myślę, że z każdym kolejnym dniem całokształt będzie wyglądał lepiej.

Jednak niedociągnięcia wciąż widać.

- Tak, zdarzały się niepotrzebne, wręcz głupie straty czy pochopne podania. Niemniej patrzymy przed siebie i wierzymy, że wkrótce zrobimy dalsze postępy.

Joanna Czarnecka również przyczyniła się do piątkowej wygranej nad AZS-em Rzeszów
Joanna Czarnecka również przyczyniła się do piątkowej wygranej nad AZS-em Rzeszów


Tydzień przed startem zmagań gościłyście na międzynarodowym turnieju w Koszycach, gdzie przegrałyście trzy potyczki. Obawiałyście się w związku z tym o swoją dyspozycję przed inauguracją FGE?


- Rzeczywiście wyjazd na Słowację trudno uznać za udany. Nie wypadłyśmy najlepiej. Poniekąd dało o sobie znać wtedy zmęczenie spowodowane ciężkimi zajęciami, a także krótka ławka. Ja w międzyczasie pauzowałam, podobnie Kasia Krężel, więc trener nie miał zbyt dużej rotacji. Trochę zatem czułyśmy niepokój, lecz jednocześnie pojawiała się świadomość, że zespół z Rzeszowa jest beniaminkiem, wobec czego siłą rzeczy nie dysponuje takim potencjałem jak potentaci. Ważne, że odpowiednio się zmobilizowałyśmy i teraz jest radość ze zwycięstwa.

Wspomniałaś o sytuacji kadrowej, która nie napawa optymizmem. Amerykanki wciąż są za Oceanem, a kontuzja ręki wykluczyła Darię Mieloszyńską.

- Jest to pewien problem, jednak mam nadzieję, że sobie poradzimy. Na starcie mierzymy się z przeciwnikami, którzy nie należą do ścisłej czołówki… Z drugiej strony każdy chce bić mistrza. Cóż, nie ma co narzekać i się poddawać. Trzeba zawsze walczyć przez czterdzieści minut i dawać z siebie wszystko.

Sytuacja ze składem może dać znać o sobie zwłaszcza w początkowej fazie Euroligi.

- Będziemy musiały podołać wyzwaniu. Oby Katie Douglas jak najszybciej dołączyła…

Póki co Katarzyna Krężel na tej samej pozycji spisuje się świetnie.

- (Śmiech). No tak! Super, że sobie radzi i kibicuję jej, by utrzymała dobrą formę. Wiadomo jednak, że europejskie puchary niosą za sobą zupełnie inne realia, inny wysiłek. Gdy szybko złapie się faule brak wartościowej zmienniczki mocno utrudnia zadanie. Szkoleniowiec musi to poukładać, żeby nic nas negatywnie nie zaskoczyło.

Oprócz tego przypuszczam, że nie czujecie jeszcze fizycznego komfortu. Zaliczyłyście niezwykle ciężki okres przygotowawczy.

- W Wiśle każdy wie jakie wymagania towarzyszą codzienności i do pewnych kwestii należy się dostosować. Osobiście dobrze wykorzystałam ten czas, postawiłam na zaangażowanie, co pewnie zaprocentuje. Niestety parę dni temu przyplątał mi się mały uraz, lecz ważne żeby nie dał o sobie znać w trakcie rozgrywek.

W piątek się nie odezwał?

- Nie i obym o nim zapomniała (śmiech).

Źródło artykułu: