Nie ma mocnych na zespół ze Szczecina, który jest zdecydowanie największą rewelacją rozgrywek Energa Basket Ligi. King gra bardzo poukładaną, wyrachowaną i co najważniejsze: skuteczną koszykówkę. To w tym momencie najlepiej grający zespół w polskiej lidze, który łączy świetne granie z wynikami. Przyjemnie się patrzy na popisy Kinga Szczecin.
Podopieczni Arkadiusza Miłoszewskiego wygrali 7 z 8 meczów w PLK i są na dobrej drodze do tego, by być w pierwszej "czwórce" przed fazą play-off. Gdyby tak się stało, polski szkoleniowiec miałby bardzo duże szanse na tytuł: "najlepszego trenera po rundzie zasadniczej".
To byłoby ogromne wyróżnienie dla 49-latka, dla którego jest to dopiero drugi sezon na stanowisku I trenera. Wcześniej przez wiele lat pełnił funkcję asystenta w Zielonej Górze. Miał okazję pracować z wybitnymi trenerami (m.in. Filipovski czy Tabak). Od każdego z nich coś wziął i teraz buduje zespół na własnych zasadach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: miss mundialu nie daje o sobie zapomnieć. Co za zdjęcia!
- Cieszę się, że jesteśmy doceniani - uśmiecha się Miłoszewski i po chwili dodaje: Powiedziałem chłopakom, że tę poprzeczkę stawiamy coraz wyżej i będziemy mieć coraz wyższe wymagania. Nie myślimy o tym, co będzie za kilka miesięcy. Myślimy o kolejnym spotkaniu, idziemy krok po kroku.
Nie ma co ukrywać, że miniony sezon był dla Miłoszewskiego dużą lekcją, z której - jak widać po wynikach - wyciągnął wnioski. Przede wszystkim postawił na graczy, którzy nie tylko chcą wygrywać, ale są skupieni na pracy, a poza treningami nie sprawiają żadnych problemów. Miłoszewski nie ukrywał, że ten aspekt - przy budowie składu - był bardzo istotny (na ten element zawsze mocno uwagę zwraca Żan Tabak).
Świetna grupa ludzi
W zeszłym sezonie w składzie Kinga było kilku graczy z wielkim "ego", co miało wpływ na dobre trenowanie, hierarchię i role w zespole. Polski trener nie do końca sobie z tym poradził, dlatego teraz za wszelką cenę chciał tego uniknąć. Inaczej poukładał klocki, postawił na graczy z dobrych charakterami, głodnych i ambitnych. I co kluczowe: trafił z transferami przed sezonem, nie musi wymieniać zawodników w trakcie rozgrywek, co zawsze pozytywnie wpływa na atmosferę (King wykorzystał pięć licencji dla obcokrajowców - koszt 5 tys. zł).
Skład Kinga jest umiejętnie zbudowany. To wszechstronny zespół, który ma bardzo dobrych zawodników na każdej pozycji.
- Trener stworzył świetną grupę ludzi, lubimy ze sobą grać, spędzamy ze sobą także czas poza parkietem. Jest świetna atmosfera, co przekłada się na styl gry i wyniki - mówi Andrzej Mazurczak, rozgrywający Kinga, którego transfer można oceniać w kategoriach "strzału w dziesiątkę". To generał, mózg zespołu ze Szczecina. Każda akcja przechodzi przez jego ręce.
Przy Miłoszewskim mocno rozwinął skrzydła, jest w tym momencie jednym z najlepszych graczy na swojej pozycji w lidze, a po ostatnim meczu w Warszawie (Mazurczak zrobił 20+8+7) swój zachwyt nt. jego umiejętności wyraził nawet Aaron Cel. Napisał na Twitterze, że 29-latek rozgrywa świetny sezon i idzie po MVP!
- Andy gra rewelacyjny sezon, znów był blisko triple-double. W końcu przyjdzie taki mecz, że to zrobi - nie ukrywa Arkadiusz Miłoszewski.
Rewelacyjna ofensywa
Szczecinianie dysponują wielkim potencjałem w ofensywie. To właśnie atak jest największym atutem zespołu prowadzonego przez Miłoszewskiego. Polski szkoleniowiec tego nie kryje, że zdobycie 90-100 punktów nie jest wielkim wyczynem, gdy posiada się takich zawodników jak Mazurczak, Brown, Matczak czy Fayne.
King - według zaawansowanych statystyk (za "RealGM") - ma w tym momencie najlepszą ofensywę w lidze. Szczecinianie na 100 posiadań zdobywają 117,3 pkt na mecz, przeskakując w ostatnich dniach ekipy z Ostrowa Wielkopolskiego i Sopotu. Podopieczni Miłoszewskiego mają też najwyższy procent w rzutach z gry (51,5 procent).
- Mamy ogromny potencjał w ataku. To nam świetnie funkcjonuje. Mamy dużo talentu. Jak nie Meier, to Kostrzewski, jak nie Matczak, to Brown i tak dalej. To mi się w tym zespole bardzo podoba. Na dodatek ci ludzie chcą i lubią ze sobą współpracować. Ręce same składają się do oklasków - podkreśla Miłoszewski.
Szczecinianie robią także postępy w grze defensywnej. Jeszcze do niedawna byli na ostatnim miejscu w statystykach zaawansowanych, teraz zajmują 13. miejsce, tracąc 111,4 pkt na 100 posiadań. Gorsze w tym względzie są jedynie ekipy z Torunia, Dąbrowy Górniczej i Bydgoszczy.
Trener ma duży ból głowy
King Szczecin - po rozstaniu z Jamesem Eadsem (zasilił szeregi Sokoła Łańcut) - ma tylko czterech obcokrajowców w składzie. Warto dodać, że klub - z racji występów w ENBL - mógłby pokusić się nawet o dwa transfery graczy zagranicznych, ale - na ten moment - nie wiadomo nawet, czy szczecinianie zdecydują się na kolejnego obcokrajowca.
Wiemy, że polski szkoleniowiec przygląda się różnym kandydaturom, ale brakuje konkretów. Nikt nie chce bowiem w Szczecinie "przedobrzyć". Miłoszewski - jak sam podkreśla - wyciągnął wnioski z poprzedniego sezonu, gdy w składzie było za dużo zawodników obwodowych.
- Dodawać czy nie dodawać: to teraz mój największy problem. Mamy dwa miejsca dla obcokrajowców, jedno możemy wypełnić bez większego uszczerbku w budżecie. Mówi się, że lepsze jest wrogiem dobrego i nie wiem czy to robić. Mamy jeszcze trochę czasu do zamknięcia okienka transferowego (koniec marca - przy. red.). Cały czas obserwujemy rynek, jesteśmy w kontakcie z agentami. Czekamy na rozwój wydarzeń. Nic na siłę - przyznaje Miłoszewski.
Podobną wypowiedź polski szkoleniowiec udzielił po meczu w Gdyni na początku stycznia. Od tego momentu szczecinianie - już bez Eadsa - idą jak burza w rozgrywkach PLK i European North Basketball League. Są nie do zatrzymania. O ich sile przekonał się już mistrz, wicemistrz i obecnie trzeci zespół PLK: Trefl Sopot. W sumie - biorąc pod uwagę rozgrywki PLK i ENBL - King wygrał 20 z 27 meczów. To o czymś świadczy!
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Pożegnanie z klasą. Bostic: Nie spełniłem oczekiwań
Już krzyczą na niego "MVP". Kluby chciały go podkupić!
Robi furorę w polskiej lidze. Marzy o grze w Eurolidze
Dwa lata czekał na kasę. Amerykanin: Nie bałem się wrócić do Polski