Dwa lata czekał na kasę. Amerykanin: Nie bałem się wrócić do Polski

Materiały prasowe / fot. Wojciech Figurski/400mm.pl / Gabe Devoe
Materiały prasowe / fot. Wojciech Figurski/400mm.pl / Gabe Devoe

- Sezon w Zastalu? Był szalony. Począwszy od braku wypłat na czas, po dużą liczbę meczów, a kończąc na dramacie w starciu o brąz. Szkoda, że musiałem czekać dwa lata na zaległe pieniądze. Teraz wróciłem, bo chcę być liderem - mówi nam Gabe DeVoe.

Amerykanin Gabe DeVoe jest kolejnym zawodnikiem, który - w trakcie trwania rozgrywek - zdecydował się na powrót do Energa Basket Ligi. Koszykarz swoją koszykarską karierę na Starym Kontynencie zaczynał w naszym kraju, jego pierwszym klubem był Enea Zastal BC, później grał na Litwie (w sezonie covidowym był blisko Arged BM Stali, ale ostatecznie pandemia stanęła na przeszkodzie do jego powrotu), Ukrainie, we Włoszech i ostatnio we Francji.

Teraz podpisał kontrakt ze Startem Lublin, zastępując Sherrona Dorsey-Walkera. Jego transfer to "strzał w dziesiątkę" lubelskiego klubu. Od momentu jego transferu, klub wygrał (łącząc rozgrywki PLK i ENBL) 4 z 6 meczów. DeVoe w spotkaniach na parkietach PLK średnio notuje prawie... 20 punktów!

- Przez ostatnie lata mocno się zmieniłem, z każdym rokiem idę do góry, poprawiam swoje umiejętności, czuję się coraz pewniej na boisku. Miałem to szczęście, że grałem w mocnych krajach: Włochy czy ostatnio Francja. Byłem tam zadaniowcem, często wychodziłem z ławki, trenerzy wymagali ode mnie konkretnych kwestii na parkiecie, aż poczułem ten moment, gdy mogę być liderem zespołu i wziąć za niego odpowiedzialność. Tak jest właśnie w Lublinie - mówi nam Gabe DeVoe.

ZOBACZ WIDEO: Ten kibic oszalał. Zobacz, co zrobił w trakcie meczu

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Cztery lata minęły od pana ostatniego występu w Energa Basket Lidze. Pamiętam pan swój mecz w barwach Zastalu?

Gabe DeVoe, koszykarz Polski Cukier Start Lublin, w przeszłości gracz Enea Zastalu BC Zielona Góra: Tego meczu nigdy nie zapomnę. To był dramat. Graliśmy o trzecie miejsce z Asseco Arką Gdynia. Pierwszy mecz o brąz wygraliśmy różnicą około 20 punktów, jechaliśmy na rewanż pewni siebie, wiedzieliśmy, że wrócimy z medalem. To miała być tylko formalność. Tymczasem gospodarze mocno na nas nacisnęli od samego początku, w ogóle się tego nie spodziewaliśmy. Przewaga rosła z każdą minutą, aż w końcu rywale uciekli na ponad 20 pkt i... przegraliśmy. To było cholernie ciężkie doświadczenie.

To był dla pana debiutancki sezon na europejskich parkietach. Jak pan wspomina grę w Enea Zastalu BC?

Ogólnie mam dobre wspomnienia, ale nie ma co ukrywać, że to był... szalony sezon. Począwszy od braku wypłat na czas, zaległości finansowych po dużą liczbę meczów w VTB i tylko czwarte miejsce w PLK. Dużo się działo, sporo doświadczyłem w moim debiutanckim sezonie w Europie. Jestem zdania, że grałem wtedy w najlepszym zespole pod względem talentu zawodników. To był niesamowity potencjał ludzki. Uważam, że nie był do końca wykorzystany.

Dostał pan zaległe pieniądze?

Tak, choć musiałem poczekać... dwa lata. Trochę władzom klubu zajęło, by przelać mi zaległe wynagrodzenie. Wiem, że inni zawodnicy byli w podobnej sytuacji.

Jak się pan zmienił pod względem koszykarskim przez ostatnie lata?

Przez ostatnie lata mocno się zmieniłem, z każdym rokiem idę do góry, poprawiam swoje umiejętności, czuję się coraz pewniej na boisku. Miałem to szczęście, że grałem w mocnych krajach: Włochy czy ostatnio Francja. Byłem tam zadaniowcem, często wychodziłem z ławki, trenerzy wymagali ode mnie konkretnych kwestii na parkiecie, aż poczułem ten moment, gdy mogę być liderem zespołu i wziąć za niego odpowiedzialność.

To powód, dla którego zdecydował się pan na transfer do Startu Lublin? Trener Artur Gronek podkreślał w wywiadach, że widzi pana w roli lidera, "samca alfa".

Tak, zdecydowanie. We Francji nie byłem do końca zadowolony ze swojej roli, dlatego chciałem zmienić pracodawcę. Bardzo mi zależało na zmianie klubu. Chciałem trafić do zespołu, w którym będę miał dużą rolę i będę za coś odpowiedzialny. Mówiłem agentowi: "poszukaj mi drużyny, w której będę liderem". Chciałem wszystkim pokazać, że jestem w stanie to robić.

We Francji chodziło tylko o rolę w zespole?

Nie tylko. Zespół miał kiepskie wyniki i władze klubu chciały coś zmienić. Dogadaliśmy warunki rozwiązania kontraktu i każda ze stron poszła w swoją stronę.

Start Lublin próbował już wcześniej pana zakontraktować?

Tak. To było około 4-5 tygodni temu. Otrzymałem konkretną ofertę ze Startu, ale nie udało się osiągnąć porozumienia z Francuzami. Musiałem zostać w klubie. Byłem jednak cały czas w kontakcie z trenerem Jakubem Lewandowskim, którego poznałem w Zastalu Zielona Góra (pełnił tam rolę asystenta, podobnie w Lublinie - przy. red.). Przekonywał mnie, że transfer do Lublina będzie dobrym wyborem, tutaj będę mógł udowodnić, że jestem w stanie być liderem zespołu.

Gabe Devoe mocno się zmienił przez lata
Gabe Devoe mocno się zmienił przez lata

Nie bał się pan powrotu do Polski, po tym czego doświadczył w Zielonej Górze?

Nie. Gwarancją był właśnie wspomniany Jakub Lewandowski. Mówił mi, że klub w Lublinie jest dobrze zorganizowany.

Czy to prawda, że w trakcie sezonu 2019/2020 był pan o krok od powrotu do Polski?

Tak, to prawda. To jest dopiero szalona historia! Może mi nie uwierzysz, ale... odesłałem podpisany kontrakt do BM Stali Ostrów Wielkopolski. To było na kilka dni przed wybuchem pandemii na świecie. Wtedy grałem na Litwie, ale nie byłem do końca zadowolony, więc jak pojawiła się opcja z Polski, to od razu zaakceptowałem ofertę. Bardzo chciałem wrócić i znów pokazać się przed polską publicznością. Niestety koronawirus wszystko pokrzyżował. Sezon - po kilku dniach od podpisania umowy - został najpierw zawieszony, a później odwołany.

Pan jeszcze wierzy w udział w fazie play-off ze Startem Lublin?

Dlaczego mam nie wierzyć? To jest sport, tu wszystko jest możliwe. Co prawda nasza pozycja nie jest w tym momencie najlepsza, ale stać nas na zwycięstwo w każdym meczu. Jeśli wygramy 2-3 mecze, to wrócimy do walki o play-off. W tabeli jest bardzo ciasno. Nie ukrywam, że bardzo żałuję tego, iż nie wygraliśmy z Treflem Sopot. Mieliśmy aż 11 punktów przewagi, ale nie potrafiliśmy tego dowieźć do samego końca.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty



Zobacz także:
Beniaminek szokuje Polskę. Za tym stoi hojny sponsor
Już krzyczą na niego "MVP". Kluby chciały go podkupić!
Licencje w polskiej lidze: kto wydał najwięcej? Śląsk... ani złotówki!
Legia nie chciała, Anwil go wziął. Ważne zapisy w umowie

Źródło artykułu: WP SportoweFakty