Gorąco w Legii, będą zmiany! Czy trener poleci?

WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Wojciech Kamiński
WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Wojciech Kamiński

Kolejny wstydliwy występ koszykarzy Legii Warszawa w sezonie 2022/2023. Wicemistrzowie Polski zostali rozgromieni na własnym boisku przed GTK Gliwice 61:84. Wiemy, że dojdzie do trzęsienia, mamy informacje nt. trenera Kamińskiego.

- Po raz kolejny musimy przeprosić kibiców za nasz koszmarny występ - mówił po niedzielnym spotkaniu załamany Wojciech Kamiński, trener Legii Warszawa. Jego podopieczni w tragicznym stylu przegrali u siebie z Tauron GTK Gliwice 61:84. To gigantyczna sensacja w Energa Basket Lidze. Bukmacherzy za zwycięstwo GTK płacili bowiem 7 zł za każdą postawioną "złotówkę". Nikt nie spodziewał się tego, że gliwiczanie - po porażce w Bydgoszczy - będą w stanie zrehabilitować się na parkiecie wicemistrza Polski.

Co prawda na początku spotkania warszawianie prowadzili nawet różnicą ośmiu punktów (14:6), ale później warunki na boisku dyktowali tylko podopieczni Marosa Kovacika, którzy pierwszą kwartę wygrali 26:18. Następnie stopniowo powiększali przewagę, która w II i III kwarcie wynosiła nawet... 22 punkty! Było jasne, że słabo dysponowani warszawianie tego meczu nie wygrają. W grze wicemistrza Polski nic nie działało, szwankowała skuteczność, dokładność i defensywa. Po wielu akcjach trener Kamiński mógł jedynie rozłożyć ręce. To był koszmar!

- Dobrze zaczęliśmy, a później brakowało poświęcenia, faulu. Widać, że im dalej w spotkanie, wyglądaliśmy tylko gorzej. Co jest bardzo niepokojące. A jak daliśmy wejść w mecz drużynie z Gliwic, to trafiali wszystko, a nasza gra posypała się kompletnie - przyznał Kamiński, który na konferencji prasowej nie był pewny, czy dalej będzie prowadził warszawski zespół. Polski szkoleniowiec ma świadomość, że zostały popełnione błędy w trakcie budowania zespołu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzucał przez całe boisko. Pięć razy. Coś niesamowitego!

Czy Kamiński zostanie?

- Nie wiem, co prezes zarządzi, zaraz usiądziemy do rozmów - mówił.

WP SportoweFakty ustaliły, że faktycznie doszło do takiego spotkania na linii Jarosław Jankowski (współwłaściciel klubu z Warszawy) - Wojciech Kamiński. Panowie długo ze sobą rozmawiali na temat dalszej współpracy i tego co należy zmienić w zespole, by poprawić styl i wyniki. Wiemy, że trener Kamiński zostaje w drużynie, jego pozycja nie jest zagrożona, choć szef klubu z Warszawy oczekuje przedstawienia konkretnego planu naprawczego.

"Trener wie o tym, czego wymagam. Wierzę w efekty jego pracy" - usłyszeliśmy.

Trener Kamiński nie ukrywa z kolei, że drużyna potrzebuje wstrząsu w postaci kolejnych zmian. Na dniach należy spodziewać się stosownego komunikatu. Być może nawet jeszcze przed meczem z Treflem Sopot jeden (może więcej) z zawodników zostanie odsunięty od drużyny. To ma być przesłanie do innych, że nikt w stolicy nie będzie tolerował tak słabej gry i wyników (Legia już pożegnała się z rozgrywkami Basketball Champions League).

Kto zawodzi? Tych nazwisk jest całkiem sporo. Wydaje się, że poniżej oczekiwań spisują się Amerykanie: Devyn Marble, Ray McCallum czy Łotysz Janis Berzins. Swojej formy (pod względem fizycznym) nadal szuka William Garrett, którego niedawno Legia wykupiła z Suzuki Arki Gdynia.

W Legii jest gorąco
W Legii jest gorąco

- Myślę, że nie obejdzie się bez korekt. Nie wiem, czy ja ich będę dokonywał, czy może ktoś inny, ale na pewno ten mecz był takim gwoździem do trumny dla niektórych. Są nazwiska, ale nie ma zespołu i z tym się borykamy od początku sezonu - zaznaczył trener na konferencji prasowej.

Skład Legii na papierze wygląda na bardzo mocny, są w nim nazwiska, które w przeszłości grały nawet w NBA. Ale w Warszawie mówią wprost: "co z tego, skoro ci ludzie nie walczą, tak się nie da wygrywać". I coś w tym jest, bo nazwisko to jedno, a walka i zaangażowanie to drugie. Te dwie kwestie nie idą ze sobą w parze. Spójrzmy na zeszły sezon. Nie było wielkich gwiazd, a była determinacja, która "zaniosła" Legię aż do finału. Teraz Legia przypomina drużynę "spasionych kotów", najedzonych już sukcesami. Tego nikt w klubie nie akceptuje.

- W każdej drużynie jest tak, że nazwiska nie grają. Musi być zespół, jeśli chcesz odnosić sukcesy. To powtarzam od początku. W zeszłym sezonie nie było nazwisk, ale był zespół, było poświęcenie. To jest nasz problem, że ten zespół nie ma waleczności i zadziorności jak ten sprzed kilku miesięcy - ocenił Kamiński.

- Jeżeli teraz z kogoś powietrze zeszło, to powinien przejść na emeryturę, bo sezon trwa długo i gramy na dwóch frontach, nie tylko na jednym. Nie tylko BCL się liczy, ale też liga polska, a kto tego nie rozumie, może powinien wrócić do Stanów, albo do innego miasta w Polsce - zakończył swoje wystąpienie.

Czasu na poprawę nie ma zbyt dużo, bo już w czwartek warszawianie w hicie 12. kolejki zagrają u siebie z Treflem Sopot. Goście przyjadą do stolicy podrażnieni wysoką porażką ze Śląskiem Wrocław. Zapowiada się bardzo ciekawe starcie na Bemowie (czwartek, 17:30, transmisja w Polsat Sport Extra).

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Bójka w barze i jazda pod prąd. Teraz mógł trafić do Polski
Ivica Radić: Anwil? To było szaleństwo. Zastal? Idę do sądu
Sporo w niego zainwestowali. W Polsce stał się gwiazdą
Mogli czekać na gwiazdę, kupili go już teraz. "To wyszło przypadkowo"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty