[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Za tobą kilka dni pełnych nerw[/b]ów i niepewności. Jak wyglądały twoje ostatnie dni na obozie w hiszpańskiej La Nucii, niedaleko Alicante?
Maja Włoszczowska, reprezentantka Polski w kolarstwie górskim, dwukrotna wicemistrzyni olimpijska (Pekin 2008, Rio de Janeiro 2016): Hiszpania jest bardzo ciekawym przypadkiem, bo jeszcze w piątek ludzie zachowywali się absolutnie normalnie. Znajomi mówili mi, że ulice wyglądały tak jak zawsze, w restauracjach był tłok. W wiosce mojego kolegi z zespołu Kross Racing Team, Sergio Mantecona, postanowiono przygotować się na kryzys, organizując dwugodzinne spotkanie wszystkich mieszkańców. Fantastyczna reakcja!
Słyszeliśmy, co się dzieje w Polsce, że wszystko odwołują. W Hiszpanii nie widziało się paniki, nie było radykalnych decyzji, sami Hiszpanie nie zamierzali się izolować. Aż nagle to lekceważące podejście sprawiło, że liczba zachorowań bardzo im skoczyła i rząd wprowadził od niedzieli stan wyjątkowy. Teraz nie wolno tam jeździć na rowerze, choć nie wiem, czy to obowiązuje zawodowych kolarzy. Znajomy Hiszpan przesłał nam zdjęcia, jak policja zatrzymuje osoby na rowerach i nakłada sankcje.
ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Gwiazdy piłki nożnej apelują do kibiców! "Jestem ujęty odpowiedzialnością piłkarzy"
W mojej grupie napięta sytuacja była już od wtorku. Doniesienia medialne sprawiły, że postanowiliśmy się izolować, wychodziliśmy z apartamentu tylko na rower, do sklepu chodziła jedna osoba. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy wracać do kraju. W środę dostaliśmy od Polskiego Związku Kolarskiego zalecenie, żeby kończyć zgrupowanie i wracać. Tylko w sytuacji, gdy jest tyle zagrożeń związanych z podróżą, bardzo się wahałam, czy zostać na miejscu i się izolować od innych ludzi, czy wsiadać do samolotu i narażać na kontakt z wirusem. Co dwie godziny zmieniałam zdanie, zależnie od tego z kim porozmawiałam, a to byli sami poważni ludzie - lekarze i urzędnicy. Jedni mówili, że lepiej trenować w ciepłej Hiszpanii, inni że lepiej wrócić i mieć dostęp do naszej służby zdrowia, bo w Alicante bylibyśmy przyjmowani jako jedni z ostatnich.
W końcu zdecydowaliście się wrócić. Prywatnym samolotem, żeby zdążyć przed zamknięciem ruchu lotniczego w Polsce.
I po to, żeby nie musieć przebywać na terenie dużego portu lotniczego. Zastanawialiśmy się nad opcją wynajęcia kampera i pojechania nim do Polski, ale zaczęły się pojawiać informacje, że różne kraje zamkną granicę. Dlatego baliśmy się, że gdzieś po drodze utkniemy. Słyszałam, że we Włoszech na jednym z przejść granicznych korki sięgały 80 kilometrów.
Uruchomiłam wszystkie swoje znajomości, a że kiedyś miałam kontakt z firmą, która organizuje prywatne loty, odezwałam się do niej, także do dwóch innych. Wszędzie takie loty były albo wyprzedane, albo niedostępne, bo piloci nie chcieli lecieć obawiając się, że utkną w obcym kraju. Ostatecznie udało się zorganizować taki lot. Dostałam gwarancję od mojej mamy, której firma jeszcze działa i miejmy nadzieję będzie działać, że w razie czego mnie wesprze. Sponsorzy zespołu też pewnie pomogą.
Zamówiłam lot i wróciliśmy, zabierając tyle osób, ile mogło wejść na pokład. Wróciła nas piątka. Miała z nami lecieć jeszcze jedna polska zawodniczka, ale ona w ostatniej chwili uznała, że bezpieczniej będzie zostać w Hiszpanii. Z kolei znajomego kolarza szosowego nie pozwoliła nam zabrać ograniczona ładowność samolotu.
Ile trwał lot?
Trzy godziny. Warunki mieliśmy komfortowe. Planowane było międzylądowanie na uzupełnienie zapasu paliwa, ale na szczęście wiatry sprzyjały i udało się dolecieć z Alicante do Wrocławia bez postojów.
Wylądowaliście na lotnisku imienia Mikołaja Kopernika?
Tak. W przypadku prywatnych lotów ląduje się na tych samych pasach, natomiast na lotnisko wchodzi się odrębnym wejściem. Spisano nasze dane, zmierzono temperaturę. Potem odebrali nas znajomi, którzy przyjechali na dwa samochody. Jeden z nich zostawili otwarty, z kluczykami w środku, sami zostali w drugim.
Wracaliście całkowicie na własną rękę, ale w razie potrzeby mogliście liczyć na pomoc związku i ministerstwa.
Tak. Jestem w Społecznej Radzie Sportu pani minister Danuty Dmowskiej-Andrzejuk i w związku z tym mam z nią kontakt. Ona sama dopytywała gdzie jesteśmy i czy potrzebujemy pomocy i jak z innymi kadrami, PZKol też dzwonił. Sytuacja się zmieniała, ale pani minister podkreślała, że robi co w jej mocy żeby ściągnąć do kraju wszystkich polskich sportowców. Zapewne gdybym sama nie zorganizowała powrotu, wracałabym transportem załatwionym przez MSiT lub PZKol.
Na szczęście dotarłaś do domu cała, zdrowa i bez przygód po drodze. Przechodzisz teraz kwarantannę?
Dobrowolną, razem z moim partnerem, z którym mieszkam. Chętnie zobaczyłabym się z mamą, bo byłam w rozjazdach już od końca grudnia, jednak na razie przez dwa tygodnie na wszelki wypadek unikamy kontaktów z innymi. Wróciłam w końcu z kraju, w którym w ostatnich dniach odnotowuje się dużo zarażeń, poza tym niedawno leciałam rejsowym samolotem do Portugalii. Mogłam mieć kontakt z chorymi osobami, więc lepiej uważać i przejść izolację. Mimo tego, że czuję się zdrowa i najpewniej nie mam żadnej infekcji. Ostatnie treningi w Hiszpanii były bombowe i chętnie bym się pościgała. Ale nie to jest w tej chwili najważniejsze.
Zamierzasz zrobić test na koronawirusa?
Chciałabym, jednak dostałam informację, że na ten moment testów jest za mało i jeżeli ktoś nie ma objawów choroby nie da się przeprowadzić takiego testu nawet prywatnie. Być może sytuacja zmieni się w przyszłym tygodniu. Jeżeli tylko będę miała możliwość, wykonam test. Choćby po to, żeby wiedzieć jak się zachowywać. Bedąc zainfekowanym, nawet jeśli nie ma się objawów, lepiej odpuścić treningi i nie obciążać organizmu. A przede wszystkim zrobienie testu i uzyskanie negatywnego wyniku pozwoliłoby mi odetchnąć z ulgą i w niewielkim stopniu wyjść do ludzi. Na przykład na spacer z mamą.
Kto w czasie izolacji pomaga wam w codziennych sprawach?
Mam to szczęście, że dużo osób o mnie dba. Zakupy zrobione, spod garażu mamy odebraliśmy dwa kartony żywności. Do tego wszystkie jeleniogórskie restauracje wreszcie wystartowały z dostawami do domu, z czym zawsze był problem. Teraz możemy złożyć zamówienie online, a dostawca zostawia je pod drzwiami.
Kilku sportowców z którymi rozmawiałem narzekało, że będąc przyzwyczajonym do napiętego kalendarza trudno im teraz wysiedzieć w domu i nic nie robić.
Ja akurat nie mam z tym problemu. Moja odporność jest tak słaba, że praktycznie od zawsze żyję w kwarantannie. Może nie aż tak jak teraz, ale jestem przyzwyczajona do unikania dużych skupisk ludzi. Teraz mam ekstremalną wersję tego, jak wyglądało moje życie na co dzień.
Przyznaję jednak, że zbyt długie siedzenie w domu jest uciążliwe. Dla mnie największym problemem jest lodówka, na którą z nudów ciągle spoglądam, a nadmiar tkanki tłuszczowej nie jest dla sportowca rzeczą pożądaną. Dlatego dziękuję mamie, że robiąc dla nas zapasy kupiła same warzywa.
W ciągu tych dwóch tygodni możesz trenować tylko w domu?
Lekarze pozwolili mi wychodzić na rower pod warunkiem, że wyjeżdżam z garażu, po drodze z nikim się nie spotykam, nie zatrzymuję i do tego garażu wracam. Z motywacją jest tak sobie, choćby dlatego, że nikt nie wie co będzie dalej i czy jest do czego się przygotowywać. Mam potężne obawy czy igrzyska olimpijskie w Tokio odbędą się w tym roku. Najpewniej nie. Mało kto już wierzy, że zaczną się w terminie. Staram jednak się jednak podtrzymywać kondycję. Mamy możliwości treningów wirtualnych, są platformy, na których można się umawiać na wirtualne jazdy grupowej, są na nich nawet organizowane zawody.
Macie jakieś przecieki dotyczące przełożenia igrzysk?
Czekamy na wideokonferencję Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, która odbędzie się w środę. Mamy nadzieję, że tam się wszystkiego dowiemy. Pojawiają się już doniesienia, że plan awaryjny to przeniesienie igrzysk na 2022 rok.
Japoński minister ds. organizacji igrzysk i premier Japonii zapewniają, że na tę chwilę nie ma mowy o przełożeniu imprezy.
A jeszcze kilka dni temu dementowano informacje o możliwym zamknięciu granic, żeby następnego dnia je zamknąć. Nikt z organizatorów nie powie, że igrzysk nie będzie, dopóki oficjalnie nie zapadnie taka decyzja. Jestem jednak przekonana, że plany awaryjne są przygotowywane. Oby nie musiały wejść w życie, ale ja jestem w sporcie już długo i widzę bardzo dużo problemów. Kwalifikacje w wielu dyscyplinach są zaburzone, także kontrole antydopingowe przez system ADAMS. Do mnie do Jeleniej Góry często przyjeżdżają takie niezapowiedziane kontrole, zwykle kontrolerzy są z Czech lub z Niemiec. Teraz do mnie nie dojadą, do wielu innych sportowców też nie. Taka sytuacja na cztery miesiące przed igrzyskami nie powinna mieć miejsca.
Jak wygląda sytuacja z kwalifikacjami do igrzysk w kolarstwie?
UCI właśnie zadecydowało, że z dniem 15 marca zamraża wszystkie rankingi, a kwalifikacje zakończyło z datą wsteczną 3 marca uznając ten dzień za ostatni moment, kiedy w żadnym kraju nie wprowadzono jeszcze ograniczeń podróży. To bardzo słuszna decyzja, jedyna jaką można było podjąć. Teraz musi jeszcze zostać zatwierdzona przez MKOl. Myślę, że każdy zawodnik się z nią zgadza, choć na przykład my musimy się pogodzić z tym, że Polska nie wywalczy drugiego miejsca w wyścigu kobiet ze startu wspólnego.
Czytaj także:
Koronawirus. Piotr Małachowski popiera radykalne środki. "Nie mamy w życiu nic cenniejszego, niż właśnie to życie"
Koronawirus. Akcja-ewakuacja, czyli jak polscy sportowcy wracają do ojczyzny