Radosław Kozłowski: Transferowy serial "Gdzie zagra Mikołaj Łopuski" dobiegł końca. Jesteś zadowolony z takiego rozstrzygnięcia?
Mikołaj Łopuski, nowy zawodnik Aksam Unii: Oczywiście, że tak. Jestem zawodnikiem Unii i z tego faktu bardzo się cieszę.
Zainteresowanych twoją osobą było kilka klubów. Najpierw mówiło się o tym, że zamierzasz wyjechać do Niemiec albo do Szwecji...
- Rzeczywiście były takie propozycje, ale ostatecznie nie doszliśmy do porozumienia. Rozmawiałem ze szwedzkim klubem, występującym na co dzień w lidze Allsvenskan i z niemieckim drugoligowcem.
Co poszło nie tak?
- Szefostwo szwedzkiego klubu nalegało, abym podjął decyzję już w kwietniu. Poza tym nie byłem do końca zadowolony z warunków kontraktu, jaki zaoferowali mi Szwedzi. Negocjacje z niemiecką drużyną przebiegły bardzo podobnie.
Potem chrapkę na Mikołaja Łopuskiego miały GKS Tychy, JKH Jastrzębie i Ciarko PBS Bank Sanok...
- Długo rozmyślałem na ten temat. Indywidualnie przygotowywałem się do sezonu i liczyłem po cichu, że pojawi się jakaś fajna propozycja zza granicy. Nie udało się, ale dzięki temu trafiłem do Unii.
Co o tym zdecydowało?
- Przede wszystkim Unia to zespół, który będzie walczył o najwyższe cele - o finał. Ma szeroką kadrę, dobrego trenera i jest stabilny finansowo, a to dla każdego zawodnika jest w tej chwili ważne. Poza tym niesamowite wrażenie zrobił na mnie pan prezes Adam Klęczar. Po raz pierwszy spotkałem się z taką życzliwością. Co ja mogę więcej powiedzieć? Polski hokej byłby w lepszej kondycji, gdyby ludzi pokroju pana Adama było więcej. Chapeau bas!
Wspomniałeś o dobrej atmosferze w drużynie, zatem z aklimatyzacją nie powinieneś mieć żadnych problemów?
- Nie będzie problemu. Z kilkoma chłopakami znam się dobrze, a moje pierwsze odczucia co do całego zespołu są pozytywne. W szatni panuje bardzo dobra, rodzinna atmosfera. To niezwykle ważne podczas budowania zespołu, który chce zwyciężać.
Wróćmy na moment do poprzedniego sezonu. Można powiedzieć, że był on dla ciebie - zachowując odpowiednią chronologię - gorzko-słodki. Najpierw dwie kontuzje (złamane żebro i kość śródręcza), a potem udane play-offy, tytuł mistrza Polski i występy w reprezentacji...
- To był ciężki sezon... Musiałem dwukrotnie odbudowywać formę po kontuzji, a to nie było wcale takie proste. Cóż, taki jest sport, a w przypadku hokeja urazy są czymś normalnym. Ważne jest to, by nie załamywać się i wrócić po kontuzji jeszcze silniejszym.
35 spotkań, 21 bramek w lidze, to dobry dorobek?
- Zawsze mógłby być lepszy, ale nie mogę narzekać (śmiech).
A jak będzie w Unii? Postawiłeś sobie indywidualne cele na najbliższy sezon?
- Cele są proste: grać jak najlepiej i osiągnąć z drużyną dobry wynik. Byłoby fajnie, gdyby udało nam się awansować do finału play-off.
Rozmawiałeś już z trenerem Suchankiem?
- Tak, porozmawialiśmy i wymieniliśmy kilka uwag. Na razie trener przydzielił mnie do drugiej formacji z Radkiem Prochazką i Marcinem Jarosem, i w takim ustawieniu zagramy w najbliższym sparingu. Nie ukrywam, że chciałbym rozpocząć przygodę z nowym klubem od zwycięstwa.
A gol w debiucie byłoby czymś wspaniałym...
- Zgadza się, ale jak powiedziałem wcześniej - zadowolę się efektownym zwycięstwem Unii (śmiech).