Ziemia obiecana Roberta Kubicy - tor Hungaroring
Nowy zespół, nowe nadzieje
Pierwszy start na Węgrzech w barwach Renault. Na trybunach zrobiło się żółto od liczby polskich kibiców wyposażonych w gadżety francuskiej stajni. Nikt nie wierzył w zwycięstwo w mało konkurencyjnym samochodzie, ale celem było zatarcie złych wspomnień z poprzedniego przyjazdu na Hungaroring.
Kwalifikacje poszły nie najgorzej. Po solidnych treningach Kubica wywalczył ósme pole startowe. Przy niezłym starcie i udanej strategii Polak mógł nawet myśleć o powtórzeniu piątego miejsca z sezonu 2007. Niestety znów było pechowo.
Start nie pozwolił na awans o choćby jedno oczko. Zaczęła się monotonna jazda w środku stawki, aż do zjazdu do alei serwisowej. Wtedy doszło do błędu ze strony zespołu, który powinien wstrzymać polaka przy garażu, nim do mechaników zjechał Adrian Sutil. Niestety bolidy Renault i Force India zderzyły się przy wyjeździe Kubicy i zjeździe Niemca.
Skończyło się na awarii samochodu i spadku na koniec stawki. W połowie zawodów po pogłębiających się problemach z zawieszeniem, Kubica pierwszy raz w historii nie dotarł do mety wyścigu, który mógł traktować jako domowe GP ze względu na obecne na trybunach tłumy kibiców z Polski. Marzył pewnie, by w 2011 roku odwdzięczyć im się podium. Niestety tego sezonu nie rozpoczął już jako kierowca Formuły 1.