Dietrich Mateschitz ogłosił na początku poprzedniego miesiąca, że Red Bull Racing pozostanie w Formule 1 wyłącznie w sytuacji w której będzie dysponował konkurencyjnym silnikiem. Właściciel RBR dał czas do końca października na rozwiązanie kwestii jednostek napędowych.
Listopad nie przyniósł odpowiedzi na kluczowe pytanie. Mateschitz nie mówi już głośno o rezygnacji, ale jest świadomy, że jego ekipa może spaść mocno w hierarchii F1.
- Przesunęliśmy ostateczny termin o kolejne dwa lub trzy tygodnie - upierał się. - Nie możemy uzyskać w żaden sposób dostępu do konkurencyjnego silnika. Będzie to pierwszy raz, gdy nie mamy żadnej alternatywy.
Mercedes i Ferrari dość szybko zakończyły negocjacje z Red Bullem co zdaniem Mateschitza było czymś naturalnym. - Zespoły fabryczne boją się, że będziemy od nich szybsi. To oczywiste - stwierdził.
Ostatnią nadzieją Red Bulla pozostaje Honda. Negocjacje z Japończykami są w toku. W grę wchodzi także start na jednostkach Renault, nie firmowanych logiem producenta.
[b][color=black]Żukowski: Radwańska będzie spełniona dopiero, kiedy wygra turniej wielkoszlemowy
[/color][/b]