Od ponad miesiąca padok Formuły1 żyje wewnętrznym skandalem w Red Bull Racing. Chociaż Christian Horner niedawno apelował, by zrobić krok naprzód i skupić się na ściganiu, to sprawa dotycząca jego rzekomego "niewłaściwego zachowania" względem pracownicy ciągnie się bez końca. Kobieta postanowiła skorzystać z prawa do apelacji i zatrudniła prawników - twierdzą "Daily Mail" oraz "The Telegraph".
Afera wokół wydarzeń w Red Bullu doprowadziła do zawieszenia kobiety. Stało się to po tym, jak wewnętrzne śledztwo wykazało, że jej zeznania pełne są nieścisłości. Dochodzenie prowadzone przez zewnętrznego prawnika nie wykazało natomiast, by Horner złamał prawo i zasady moralne. Dlatego Brytyjczyk zachował stanowisko szefa ekipy F1.
- Została zawieszona w pracy, którą kocha i nie może pracować w sporcie, w którym jest bardzo wysoko ceniona - mówi "Daily Mail" osoba z otoczenia kobiety.
ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?
Z ustaleń brytyjskich mediów wynika, że zawieszona pracownica zatrudniła prawników i postanowiła skorzystać z prawa do apelacji. Oznacza to, że decyzja Red Bulla ws. Hornera będzie analizowana raz jeszcze. Tym samym padok może żyć aferą wokół 50-latka przez kolejne miesiące. Nie jest bowiem jasne, jak długo potrwa wyjaśnianie sprawy.
Christijan Albers, były kierowca F1, w rozmowie z "De Telegraaf" stwierdził, że sprawa jest "wręcz przerażająca". Zdaniem Holendra, kontrowersje będą ciągnąć się wokół Red Bulla aż do potencjalnego odejścia Hornera. - Sposób, w jaki te wszelkie zarzuty zostały zlekceważone, szczególnie rozzłościł drugą stronę - powiedział Albers.
Były kierowca stwierdził też, że ewentualne odejście Christiana Hornera nie wpłynie negatywnie na Red Bulla. 44-latek w toczącym się konflikcie o władzę w zespole ewidentnie stanął po stronie Helmuta Marko. - Jakich kierowców on umieścił w bolidzie, a jacy trafili do Red Bulla dzięki Marko? Z całym szacunkiem, wszystkie recepty na sukces pochodzą od Helmuta - dodał Albers.
Warto jednak wypowiedź Holendra umieścić w szerszym kontekście. To właśnie "De Telegraaf" jako pierwszy opisał aferę wokół szefa Red Bulla, oskarżając go nawet o rzekome molestowanie seksualne kobiety. W padoku panuje przekonanie, że holenderski dziennik otrzymał informacje w tej sprawie od Helmuta Marko albo Josa Verstappena. Obaj są skonfliktowani z Christianem Hornerem i chcą pozbawić go pracy w Milton Keynes.
Czytaj także:
- "Nie przeprowadzamy się". Stanowczy komunikat ws. transferu Verstappena
- Huczy od plotek w F1. Jaką decyzję podejmie genialny inżynier?