Przez ostatnie trzy lata Bybit zapłaciło Red Bull Racing ok. 150 mln dolarów. Zimą obie strony rozmawiały o dalszej współpracy, ale nie udało im się osiągnąć porozumienia. Znana giełda kryptowalut chciała obniżyć wartość kontraktu, o czym nie chcieli słyszeć szefowie zespołu Formuły 1 z Milton Keynes.
Znaczenie Bybit w branży wzrosło w momencie pojawienia się firmy w F1. Amerykański "Newsweek" poinformował, że decyzja o wycofaniu się ze współpracy z Red Bullem może być spowodowana atakiem cyberprzestępców, jaki miał miejsce kilka tygodni wcześniej. Hakerzy wykradli ok. 1,5 mld dolarów w kryptotokenach, co wywołało debatę o poziom bezpieczeństwa w świecie cyfrowych aktywów.
Bybit stoi teraz przed trudnym zadaniem. Były sponsor Red Bulla musi odzyskać skradzione kryptotokeny, a w najgorszym przypadku - zrekompensować straty ich właścicielom. W tej sytuacji decyzja o zakończeniu promocji poprzez F1 wydaje się logiczna, choć 50 mln dolarów rocznie jest niewielką kwotą w zestawieniu z sumą, jaka padła łupem cyberprzestępców.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak dziś jest legendą. "Wychowałem się na blokowisku"
- O ile nam wiadomo, może to być największy atak hakerski w historii naszej branży - powiedział Ben Zhou, dyrektor generalny Bybit, w rozmowie z "Financial Times".
Pomimo kradzieży, były sponsor Red Bulla stara się uspokoić swoich klientów. W pierwszej chwili po ataku hakerów zauważono wzrost wypłat z rachunków, ale sytuacja się uspokoiła. Obecnie Bybit planuje zaciągnąć pożyczkę pomostową od swoich partnerów, aby zrekompensować użytkownikom swojej giełdy poniesione straty.
Do powstania Bybit doszło w 2018 roku. Spółka ma swoją siedzibę w Dubaju. Na prowadzonej przez nią giełdzie aktywów cyfrowych dochodzi codziennie do transakcji wartych ponad 36 mld dolarów. Kontrowersje budzi jednak fakt, że firma nie zdecydowała się na wejście na rynek w Stanach Zjednoczonych, skupiając się na pozostałej części świata.